REKLAMA

Jeżeli nie włączymy krytycznego myślenia, czeka nas marny los. Pokazał mi to bot Elona Muska

Przetestowałem generator obrazów w SI Elona Muska i nie mam dobrych wiadomości.

Jeżeli nie włączymy krytycznego myślenia, czeka nas marny los. Pokazał mi to bot Elona Muska
REKLAMA

Grok, czyli czatbot stworzony przez należący do Elona Muska startup xAI, w przeciwieństwie do ChataGPT czy Copilota, oferuje bardzo niski poziom zabezpieczeń. Oznacza to, że gdy napiszę prompt „narysuj polityka X na spotkaniu z Hitlerem”, otrzymam realistycznie wyglądający obrazek imitujący zdjęcie. Podobnie jest z sierpem i młotem, Putinem, kandydatem na prezydenta RP klęczącym w kościele przed biskupem i wieloma innymi wymyślonymi sytuacjami.

REKLAMA

Celowo nie wklejam tych fotorealistycznych tworów Groka, a na zdjęcie otwierające ten tekst wybrałem ich "komiksową" wersję, bo nie zamierzam przyczyniać się do rozprzestrzeniania deepfejków. Niestety tylko w takiej kategorii można rozpatrywać te grafiki. Choć mam oko wyczulone na manipulację AI i, w przeciwieństwie do Marka Zuckerberga, nie polubiłem na Facebooku chałkonia, rozpoznanie tworów sztucznej inteligencji wydaje mi się coraz trudniejsze. Co gorsza, rozwój jest tak szybki, że jeszcze kilka miesięcy temu musiałem sporo się nakombinować, żeby stworzyć za pomocą ChataGPT i Copilota obrazki, które mogłyby służyć do propagandy politycznej. Grok zmienia wszystko, bo wystarczy otwartym tekstem utworzyć prompt.

Żeby odróżnić prawdę od fałszu, potrzeba już czegoś więcej niż tylko przyjrzenia się nieudolnie wygenerowanym dłoniom. Powiedziałbym, że często konieczna jest znajomość kontekstu, w którym dana sytuacja mogła wystąpić. Problem w tym, że to nierealny postulat - nie jesteśmy w stanie znać wszelkich kontekstów. O ile zdjęcie współczesnego polityka z Hitlerem to bardzo łatwy do sfalsyfikowania przykład manipulacji, o tyle zdjęcie z Putinem może być już problematyczne.

Czytaj także:

Patrzysz na zdjęcie i myślisz, że to, co widzisz, jest prawdziwe

Tu zaczyna się problem. Kilka tygodni temu uświadomiłem moją znajomą, że udostępniony przez nią w mediach społecznościowych film, przedstawiający małą dziewczynkę tańczącą z uroczym kotkiem, to twór nieprawdziwy i wygenerowany przez sztuczną inteligencję. Jaka była jej reakcja? Obraziła się na mnie (na szczęście na krótko). Na pierwszy rzut oka wydaje się to kuriozalne, ale rozumiem, dlaczego tak się stało. Bardzo trudno nam przyznać, że fragment rzeczywistości rozpoznany przez nas jako prawdziwy, okazuje się sztucznym tworem. To modelowy przykład dysonansu poznawczego, gdy postrzegane i rozpoznane jako prawdziwe zjawisko, nie posiada waloru prawdziwości.

Oczywiście moglibyśmy argumentować, że nie jest tak, że scena z kotem i dziewczynką jest nieprawdziwa. Polski filozof, Roman Ingarden, mówił o quasi-sądach, czyli takich, które są podobne do sądów logicznych, ale odnoszą się do tworów fikcyjnych, głównie dzieł artystycznych. Problem z kotem jest jednak taki, że to wideo ma nie tylko imitować rzeczywistość, ale skłaniać odbiorcę do przekonania, że to rzeczywisty występ, a nie dzieło artystyczne. W przeciwnym razie traciłoby ono swoją moc i generowało mniej polubień i udostępnień, które można później wykorzystać na różne sposoby (np. mikrotargetowanie).

Przykład tańczącej dziewczynki jest stosunkowo niewinny. Gdy jednak widzimy zdjęcie osób publicznych w nieprawdziwych sytuacjach, problem nabiera groźnego charakteru. Ktoś może próbować nam wmówić, że X czy Y znaleźli się na przykład w kompromitujących sytuacjach, co w rzeczywistości nie miało miejsca. Co wtedy?

Tylko krytyczne myślenie może nas uratować przed dezinformacją i deepfejkami, ale to nie takie proste, jak się wydaje

Definicja krytycznego myślenia, której naucza się na anglosaskich uniwersytetach, zakłada, że posiada ono trzy cechy: jest samokorygujące, opiera się na kryteriach i uwzględnia kontekst. Według Petera Facione ma ono obejmować „interpretację, analizę, ocenę, wnioskowanie i wyjaśnienie”. Innymi słowy, przyglądając się jakiemuś zjawisku, powinniśmy je poddać krytyce. Postawić pytanie o prawdziwość.

No tak, tylko że nasz aparat poznawczy działa w inny sposób. Warto przypomnieć tutaj książkę „Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym” Daniela Kahnemana, która opisuje ten proces przez pryzmat dwóch systemów – pierwszego i drugiego. Pierwszy jest szybki (wręcz natychmiastowy), intuicyjny i polega na rozpoznawaniu wzorców. Drugi to jego przeciwieństwo – wymaga namysłu, zatrzymania, włączenia krytycznego myślenia.

System 1. i 2. to pewne uproszczenie mające pokazać, w jaki sposób myślimy. Tego opisu nie należy traktować dosłownie, ale dość dobrze uwypukla wady i zalety tych dwóch rodzajów interakcji z rzeczywistością. Jeżeli nie chcemy ulegać deepfejkom i dezinformacji, powinniśmy częściej „włączać” system 2. Rzecz w tym, że jest on – mówiąc nieelegancko – zasobożerny.

Wyobraźmy sobie, że przez kilka godzin dziennie rozwiązujemy zadania matematyczne lub przeprowadzamy analizę wiersza – słowem wykonujemy pracę wymagającą wysiłku umysłowego. Dość szybko poczujemy zmęczenie. A teraz wyobraźmy sobie, że każdą treść, zarówno w mediach społecznościowych, jak i profesjonalnych, poddajemy analizie. Nie starczyłoby nam czasu, siły, ale i wiedzy, by dokonać wiarygodnego osądu, choćby tylko pod kątem prawdziwości i fałszywości.

Drugi problem jest systemowy. Jak zauważył mój kolega - ojciec dwójki dzieci - polska szkoła nie tylko nie wymaga od uczniów krytycznego myślenia, ale wręcz zniechęca do wychylania się i równa wszystkich do średniej. Witold Gombrowicz literacko pokazał ten problem w swojej powieści „Ferdydurke”. Chociaż minęło 88 lat, polska szkoła nadal woli upupiać i serwować prawdy objawione, zamiast przygotowywać młodych ludzi na wyzwania współczesności.

Czy to oznacza, że jesteśmy zgubieni?

Nie, wręcz przeciwnie. Każda epoka staje przed wyzwaniami, a zmiany potrafią być rewolucyjne. Tak było z wynalazkiem druku, maszyną parową, elektrycznością, komputerami, internetem czy smartfonami. Już nawet pomijając dynamiczny rozwój sztucznej inteligencji, postulat uczenia krytycznego myślenia w zalewie szybkich i krótkich newsów rodem z TikToka wydaje się konieczny do wdrożenia.

Nie oznacza to, że każdy obrazek, tekst czy wideo musimy analizować na wszelkie możliwe sposoby. Krytyczne podejście do sprzedawanych nam treści powinno przynajmniej generować czerwone flagi, włączać syreny alarmowe w naszej głowie. Kultura shortów, rolek i tiktoków zmusza nas do czegoś odwrotnego – do ciągłego przewijania. Bez namysłu, refleksji i analizy. Pierwszym krokiem powinno być zatrzymanie się, poddanie refleksji tego, co widzimy.

Z okazji Nowego Roku napisałem na Spider's Web tekst o pięciu postanowieniach, które zamierzam wdrożyć. Lista jest krótka, ale wpisuje się w to, co wynika z krytycznego myślenia. Pozwolę sobie wymienić tych 5 obietnic jako puentę tego tekstu:

REKLAMA
  1. Nie będę się bulwersował.
  2. Nie będę ulegał prostackim podziałom.
  3. Będę weryfikował informacje.
  4. Będę więcej czytał.
  5. Będę mniej przewijał.

To dobry punkt wyjścia do ćwiczenia się w nieuleganiu dezinformacji. Nie ma rzecz jasna gwarancji, że nie damy się w końcu naciąć, bo narzędzia AI są coraz lepsze, jednak powinniśmy, chociaż próbować coś robić. Dla własnego bezpieczeństwa.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA