Prawda czy fałsz? Dziesiątki razy dziennie zadaję sobie to pytanie
Nie ma dnia, żebym podczas przeglądania treści w internecie nie zadawał sobie pytania: czy to, co widzę lub czytam jest prawdziwe? Mało tego, jestem coraz bardziej przekonany, że tylko taka zdystansowana i sceptyczna postawa może zminimalizować ryzyko wzięcia za prawdę czegoś, co prawdą nie jest. Ale koszty są potężne.
UWAGA! Rozdajemy nowe sprzęty Samsunga! Weź od nas składane smartfony, zegarki i słuchawki
Z racji zawodu mam intensywny kontakt z mediami społecznościowymi. Chcąc nie chcąc, obserwowałem ich rozwój i zmiany jakie zachodziły na przestrzeni kilkunastu lat. Mógłbym podsumować te obserwacje stwierdzeniem, że „jest coraz gorzej”, ale prymitywne narzekanie jest ostatnią postawą, jaką chciałbym zawrzeć w tym tekście. O wiele bardziej fascynująca jest próba odpowiedzi na pytanie: czy w mediach społecznościowych pojęcie prawdy ma jeszcze jakikolwiek sens?
Cóż to jest prawda?
Pytanie zawarte w powyższym śródtytule i zadane Jezusowi przez Piłata, miało wymiar sarkastyczno-ironiczny, ale to również jedno z najważniejszych pytań o rzeczywistość, jakie możemy postawić. Od odpowiedzi zależy czy będziemy mieli poczucie życia w świecie osadzonym na trwałych fundamentach czy też egzystowania w fikcji i ułudzie. Ten problem roztrząsali filozofowie na przestrzeni dziejów, ale można odnieść wrażenie, że dziś jest jeszcze bardziej istotny. Wchodząc na Facebooka, TikToka czy innego Instagrama, widzimy zdjęcia, wideo lub teksty przedstawiające jakieś sytuacje. Nasz aparat poznawczy musi się do nich odnieść. Albo zaakceptujemy je w milczeniu jako prawdę, albo zaczniemy się zastanawiać.
Czytaj także:
Moja redakcyjna koleżanka, Malwina Kuśmierek opisała niedawno (i zilustrowała obrazkami) nowy rodzaj spamu, który podbija społecznościówki. To grafiki generowane przez sztuczną inteligencję, których celem jest zwiększanie zasięgów podejrzanych stron. Jakość tych tworów SI jest różna. Niektóre od razu zdradzają cechy obrazu stworzonego przez maszynę, ale są też takie, które można uznać za fotorealistyczne i trzeba bardzo się skupić, żeby stwierdzić na podstawie szczegółów (na przykład wykręconych w różne strony palców), że mamy do czynienia z fałszem.
Problem w tym, że media społecznościowe tak nie działają. Poszczególnym postom poświęcamy krótkie sekundy. Przewijając kolejne treści, nie skupiamy się na nich, nie poddajemy ich analizie. Tym bardziej nie stawiamy pytań o prawdę (a przynajmniej robimy to bardzo rzadko). Lajkujemy i jedziemy dalej, zwiększając zasięgi i pomagając osiągnąć (często niecne) cele twórcom dziwnych stron. Pół biedy, gdy rzecz ogranicza się do polubienia zdjęcia loda jedzonego na krakowskim Rynku, który – gdy się przyjrzymy – krakowskim Rynkiem nie jest, co zdradzają szczegóły.
Świat nie jest taki, jaki nam się wydaje?
O wiele gorszy jest fakt, że kłamstwo (czyli nieprawda) i manipulacja służą do bardzo wymiernych form oszustwa, które mogą kosztować nas w skrajnych przypadkach nawet utratę oszczędności. W jeszcze innych sytuacjach widziany obraz lub film mogą wpłynąć na nasze decyzje polityczne. Ujawnione przez dziennikarzy liczne informacje pokazują, że całe zastępy ludzi pracują w Moskwie, Mińsku i wielu innych miejscach na świecie, by w ten sposób wpłynąć na wybory i spolaryzować społeczności.
Pytanie o prawdę jest więc nie tylko zasadne, ale konieczne, żeby przetrwać bez szkód nie tylko w wirtualnym świecie. Odpowiedź na nie może uratować nam skórę.
W dziejach ludzkości znajdowano różne odpowiedzi na pytanie, które w tej formie najczęściej przypisuje się Piłatowi. Wśród najważniejszych można przywołać tak zwaną klasyczną definicję mówiącą, że prawda to zgodność rzeczy z rozumem (lub inaczej sądów z rzeczywistością). I tu pojawia się problem, bo jak zauważył polski filozof, Kazimierz Ajdukiewicz: „Gdyby prawda miała polegać na zgodności myśli z rzeczywistością, to o niczym nie wiedzielibyśmy, czy jest prawdą”.
Między innymi z powodu takich problemów pojawiły się koncepcje prawdy, które nazywamy nieklasycznymi. Wśród nich znajdziemy definicje oparte na przykład na powszechnej zgodzie. Jeżeli widzę, że pada śnieg i zostało to potwierdzone również przez innych, wówczas mogę uznać za prawdę. Oczywiście takie ujęcie powoduje kolejne problemy. Nie zawsze bowiem to, co orzeka zbiorowość jest zgodne z prawdą, a historia totalitaryzmów pokazuje, że powszechnie akceptowane jako prawdziwe bywają nie tylko nieprawdy, ale całe zbrodnicze ideologie.
Inne kryteria, których używano do konstruowania koncepcji prawdy to chociażby pożyteczność. William James twierdził, że prawda powinna mieć konsekwencje praktyczne. „Prawdziwe są te idee, które potrafimy przyswoić, potwierdzić i zweryfikować. Te, których nie potrafimy, są fałszywe” – pisał. Nie chodzi tu jednak o abstrakcyjną - jak u Tomasza - zgodność rzeczy z myśleniem, gdzie zarówno sama zgodność, jak i rzeczy oraz wreszcie myślenie podlegają analizie. Prawda ma odnosić się do naszego życia, mieć oparcie w faktach. Richard Rorty twierdził, że różne społeczności mogą mieć różne wartości, nie istnieje więc obiektywne kryterium, na podstawie którego można rozstrzygać.
Krytycy współczesności podnoszą zarzut, że bez absolutnych (czyli między innymi niezmiennych) wartości zostajemy pozbawieni kryterium prawdy. Leszek Kołakowski zauważył, że „potrzebna jest w utrzymaniu wspólnoty wiara w wartości zastane i niedowolne”, ale jeszcze w tym samym zdaniu dodawał, że „(…) niebezpiecznie jest wierzyć, że wartości te są gotowe i wykończone, że mogą zwalniać od interpretacji i sytuacyjnej odpowiedzialności za nie”. Inny polski filozof, Roman Ingarden, postulował wartości absolutne. Bez wartości obiektywnych nie możemy bowiem ponosić odpowiedzialności moralnej. Według niego względne wartości byłyby fikcją.
Jak to się ma na do sytuacji, gdy widzimy w internecie obraz lub sytuację, o której nie jesteśmy w stanie stuprocentowo powiedzieć, że jest prawdziwa?
Kluczowe jest samo postawienie pytania, a nie to, jak je rozstrzygniemy.
Mój nieżyjący już tata korzystał ochoczo z YouTube’a. Głównie interesowały go kanały kulinarne, ale zerkał również na podpowiadane mu przez serwis treści, a te bywają różne. Gdy pokazywał mi je, a ja orzekałem o prawdziwości lub fałszywości informacji w nich zawartych, tata – nieco naiwnie – nie mógł pojąć, że za pośrednictwem medium, które dociera do setek milionów ludzi można szerzyć nieprawdę, propagować fake newsy i teorie spiskowe. To zdziwienie opierało się na założeniu, że właściciele platformy powinni zadbać o to, by publikowane na niej były informacje, które nie budzą wątpliwości odnośnie ich prawdziwości.
Mój ojciec zakładał dobrą wolę youtube’owych twórców i samej platformy. Innymi słowy przyjął, że to, co ogląda powinno być uczciwe. Nie jest tutaj istotne, na czym opierało się to założenie i czy było ono słuszne, ale płynie z tego istotny wniosek. Zazwyczaj po kartezjańsku przyjmujemy, że to, co widzimy, słyszymy, czytamy jest prawdziwe. A to zwalnia nas od zadania pytania o prawdę. Takie uproszczenie pomaga nam funkcjonować w świecie, bo nie wymaga wydatku energetycznego związanego procesem analizy docierających do nas informacji.
Daniel Kahneman w swojej książce "Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym" opisuje dwa systemy myślenia. System 1 – jak go nazywa – działa intuicyjne i automatycznie, a przy tym bez większego wysiłku i świadomej kontroli. Bazuje na skojarzeniach, emocjach i doświadczeniach oraz szybko podejmuje decyzje. Ma jednak potężną wadę: jest bardzo podatny na błędy i uprzedzenia. Z kolei to, co Kahneman nazywa Systemem 2, polega na w pełni świadomej analizie, w dodatku wymagającej wysiłku, skupienia i namysłu. Ten sposób myślenia jest logiczny, precyzyjny i choć oczywiście nie chroni nas od błędów poznawczych, to pomaga je minimalizować. Przykładem działania Systemu 1 będzie szybka i niemal intuicyjna odpowiedź na pytanie, ile jest 2 + 2. System 2 „włączy się”, gdy dostaniemy trudniejsze zadanie – np. pomnożenia 32 x 78.
Systemy opisywane przez Kahnemana nie istnieją naprawdę i są tylko pewnymi uproszczeniami czy próbą ujęcia sposobów naszego myślenia. Dobrze ilustrują jednak, jak zostaliśmy przystosowani do tego, by nie marnować energii na każdą czynność poznawczą. Dlatego przewijając Facebooka czy Instagrama nie zastanawiamy się nad prawdziwością oglądanych zjawisk. I tutaj pojawia się ryzyko, że zostaniemy wprowadzeni w błąd i oszukani.
Na początku napisałem, że sceptycyzm i dystans wobec informacji to konieczność, jeżeli chcemy w miarę bezpiecznie funkcjonować w wirtualnym świecie. Choć oszukać mogą nas również ludzie w fizycznej rzeczywistości, dysponujemy w niej większymi możliwościami oceny sytuacji według kryterium prawdziwości. Wszelkiej maści oszustom o wiele trudniej byłoby wprowadzić nas w błąd, gdyby stali z nami twarzą w twarz (wyobraźcie sobie mówiącego nam o spadku nigeryjskiego księcia). Potrafimy bowiem wychwytywać cały szereg pozawerbalnych sygnałów, które mogą świadczyć o kłamstwie. Nie działa to zawsze, a oszustwo jest stare jak świat, jednak w świecie mediów społecznościowych sprzęgniętym z generatywną sztuczną inteligencją wypluwającą fotorealistyczne obrazy, odróżnienie prawdy od fałszu może być jeszcze trudniejsze.
To dlatego trzeba stawiać to jakże proste, ale zarazem ważne pytanie: czy to, co widzę jest prawdą? I kolejne: jaki ten obraz, wideo czy tekst ma wpływ na mnie i rzeczywistość wokół mnie. Staram się robić to często. A skoro ćwiczenie czyni mistrza, mam poczucie, że rozstrzyganie odpowiedzi przychodzi mi coraz szybciej i łatwiej (co oczywiście może uśpić czujność, ale to już temat na inny tekst).