Żyjemy w najlepszym z możliwych światów. Oto dlaczego warto obejrzeć serial "Mroczna materia"
„Żyjemy w najlepszym z możliwych światów” – twierdził Gottfried Leibniz, a serial „Mroczna materia” mógłby być niezłym uzasadnieniem tej hipotezy, choć jednocześnie jest jej zaprzeczeniem.
26 czerwca zobaczymy finał sezonu serialu "Mroczna materia". To thriller science fiction na podstawie książki Blake’a Croucha, opowiadający historię fizyka, który - w dużym uproszczeniu - przeniósł do rzeczywistości przedmiot eksperymentu myślowego Erwina Schrödingera, czyli pudełko z jednocześnie żywym i martwym kotem. Choć z punktu widzenia nauki film zawiera szereg – łagodnie mówiąc – "niemożliwości", to może być świetną inspiracją do refleksji nad rzeczywistością, która jest naszym udziałem.
Uwaga tekst zawiera spoilery!
"Mroczna materia" – gdy fizyka, filozofia i popkultura spotykają się w jednym serialu
…a w zasadzie w książce, bo powieść Blake’a Croucha została wydana w 2016 r. Widz i czytelnik otrzymują historię Jasona Dessena, fizyka, który stworzył skrzynię pozwalającą osiągnąć stan superpozycji kwantowej. Już w stanowiącym punkt wyjścia założeniu fabularnym doświadczamy głośnego zgrzytu, bo stan superpozycji nie dotyczy w znanej nam fizyce obiektów makroskopowych.
Pomysłem na rozwiązanie tego problemu jest specjalna substancja psychoaktywna zmieniająca fizjologię mózgu – w zależności od tego jak spojrzymy na ten wytrych, może on wydawać się obiecujący bądź wydumany. Jeżeli przymkniemy oko na wspomniane "niemożliwości", możemy świetnie się bawić, a jednocześnie zastanowić za wzmiankowanym na początku Leibnizem, czy żyjemy w najlepszym z możliwych światów.
Bohaterowie serialu za pośrednictwem skrzyni i farmaceutyku przenoszą się do długiego korytarza, na którym znajduje się niepoliczalna ilość drzwi. Stają w obliczu multiwersum z nieskończonymi możliwościami. Każda decyzja i zmiana w układzie, wpływa tu na rozszczepienie rzeczywistości.
I tak, Jason Dessen 1 został porwany przez Jasona Dessena 2 i przeniesiony siłą do świata tego drugiego. W poszukiwaniu drzwi do własnej rzeczywistości, odwiedza światy, w których najdrobniejsza różnica może powodować nieprzewidywalne konsekwencje. Dlatego oglądamy wraz z nim postapokaliptyczne krajobrazy po wojnie, zlodowaceniu czy potopie przypominającym biblijny. Multiwersum serialu zawiera wszelkie możliwe światy, zarówno w szokującym tego słowa znaczeniu, jak i takie po drobnych korektach.
Nie będę jednak opowiadał całej fabuły, bo nie jest to recenzja serialu, a jedynie przyczynek do postawienia kilku pytań.
Czy multiwersum jest możliwe?
Zwolennicy teorii multiwersum czy bardziej po polsku – wieloświata utrzymują, że ma zakorzenienie w mechanice kwantowej. Zakłada ona, że wszechświat składa się z niezliczonych odgałęzień gdzie wydarza się wszystko, co tylko mogło się kiedykolwiek wydarzyć. W zależności od sposobu rozpatrywania tego zagadnienia możemy mieć do czynienia zarówno z wszechświatami, w których obowiązują te same prawa fizyki, jak i takimi, które je łamią.
Na przeciwnym biegunie są naukowcy tacy, jak chociażby Sabine Hossenfelder, która wskazuje na podstawową wadę koncepcji wieloświata, czyli jej niefalsyfikowalność. Zgodnie z obowiązującym paradygmatem takie teorie nie mogą być traktowane w sposób naukowy. Warto poczynić tu ważne rozróżnienie, na które zwraca uwagę Hossenfelder: otóż teoria multiwersum nie jest nienaukowa, tylko anaukowa – czyli nie poddaje się jej empirycznej weryfikacji. Tym samym wykazuje podobieństwo do wierzeń religijnych, w których istnienia i nieistnienia bóstwa nie możemy potwierdzić jak i zaprzeczyć dostępnymi metodami.
Naukowczyni uważa ponadto, że choć modele matematyczne stojące za koncepcją wieloświata, mogą być spójne, to powyżej opisany brak możliwości ich empirycznego potwierdzenia stanowi istotną przeszkodę w ich przyjęciu.
Dobra teoria naukowa, a do takiej należy chociażby ogólna teoria względności Alberta Einsteina, zyskuje potwierdzenie za pomocą obserwacji i eksperymentów. Już w 1919 r. Arthur Eddington, korzystając ze zjawiska zaćmienia Słońca zmierzył odchylenie światła gwiazd przechodzącego w pobliżu Słońca, co było zgodne z OTW. Innym potwierdzeniem empirycznym jest precesja, czyli zmiana kierunku osi obrotu Merkurego. Jednym z najbardziej sensacyjnych dowodów na poprawność przewidywań Einsteina są również zaobserwowane po raz pierwszy w 2015 r. fale grawitacyjne.
Sabine Hossenfelder zauważa, że koncepcja wieloświata może być bardzo stymulująca intelektualnie, ale nie można nazywać jej faktem naukowym.
Wieloświat jako eksperyment myślowy
Zapewne zdarzyło wam się zauważyć, że wystarczyłoby wprowadzić w życiu drobną zmianę, by potoczyło się ono inaczej. Jedna z takich refleksji doprowadziła mnie do wniosku, że wystarczyłby lepszy nauczyciel matematyki w szkole, by moje rozumienie świata było pełniejsze. To abstrakcyjny przykład, więc podam lepszy. Wyobraziłem sobie, że dostałem się do innej szkoły, co skutkowało odmiennym środowiskiem, w którym wzrastałem i socjalizowałem się. Już ta zmienna wystarczyłaby, żeby nić mojego życia „powędrowała” w zupełnie nieprzewidywalnym kierunku. Spotkałbym innych ludzi, nawiązałbym inne relacje, doświadczyłbym innych wymagań, co mogłoby skutkować tym, że zdobyłbym odmienne wykształcenie i związał się z inną osobą. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że nie pisałbym dziś tego tekstu, gdyby wydarzyło się w moim życiu to, co opisuję powyżej.
Na początku wspomniałem niemieckiego filozofa, Gottfrieda Wilhelma Leibniza, który w swoim dziele "Teodycea. O dobroci Boga, wolności człowieka i pochodzeniu zła" argumentował, że świat, w którym żyjemy jest najlepszym z możliwych. Leibniz tłumaczył w ten sposób między innymi pochodzenie zła, uznając, że wszechmocny, wszechwiedzący i wszechdobry bóg, nie mógł stworzyć lepszego świata.
Jego argumenty opierały się na założeniu, że bóg posiadający powyższe, atrybuty musiał stworzyć najlepszy możliwy wariant rzeczywistości. Podobny sposób argumentowania znajdujemy zresztą we wcześniejszych „Medytacjach o pierwszej filozofii” Kartezjusza. Choć dotyczy on zupełnie innego zagadnienia, to zakłada, że doskonały bóg nie może być zwodzicielem i nie pozwoliłby, by nasze zmysły i rozum nas oszukiwały (przy pewnym zbiorze założeń). Pozwoliło to Kartezjuszowi uzasadnić pewność ludzkiego poznania.
Leibniz nie zakładał oczywiście, że istnieje wiele światów. Wręcz przeciwnie, wychodząc z opisanych tu założeń dowodził, że istnieje jeden, ale za to doskonały świat. Inaczej było w przypadku zmarłego w 2001 r. amerykańskiego filozofa Davida K. Lewisa, który sformułował teorię modalnego realizmu. Zgodnie z nią każdy możliwy świat istnieje tak samo rzeczywiście, jak ten który zamieszkujemy. W tej koncepcji – w przeciwieństwie do serialowego multiwersum – poszczególne światy są od siebie odizolowane i nie występuje interakcja między nimi. Innym ciekawym założeniem jest indywidualność – byty, które istnieją w jednym świecie, nie występują w innym.
Wieloświat? Na co to komu potrzebne
Serial „Mroczna materia” oprócz typowo rozrywkowego waloru dostarcza widzom pożywki do refleksji nad tym, w jaki sposób funkcjonujemy w świecie. Choć koncepcja multiwersum jest dyskusyjna czy nawet - jak twierdzi Sabine Hossenfelder - anaukowa, to ma walor eksperymentalny. Rzecz jasna mam na myśli eksperyment myślowy, który możemy przeprowadzić na bazie naszego życia, by ustalić, jak bardzo zdeterminowani jesteśmy zarówno przez czynniki zewnętrzne jak i nasze własne decyzje.
Obce światy, które kolejno odwiedza główny bohater, nie tylko bywają niebezpieczne, ale również pozbawiają go tożsamości. Choć rzeczywistość, w której pierwotnie żył, nie była idealna, to był w nią wrośnięty za pośrednictwem odniesień do osób, wydarzeń i rzeczy. W każdym innym świecie - a odwiedził też idylliczne Chicago, w którym króluje empatia, a technologia służy ludziom, a nie wielkim korporacjom - czuł się obcy, wyrwany z kontekstu i pozbawiony korzeni. W tym znaczeniu świat, w którym zamieszkiwał, był najlepszym możliwym, jakby to ujął Leibniz.
Choćby dlatego warto obejrzeć serial dostępny na Apple TV+, pokazuje bowiem, że nasz bunt przeciwko zastanej rzeczywistości nie przyniesie niczego poza frustracją, a naszym życiowym zadaniem jest zamieszkiwanie tego kawałka Ziemi, w którym przyszło nam żyć. Polecam!