Śmialiśmy się z 5 mln dolarów od Googla, a chodzi o miliardy. Łyso Wam? - jak lubi zapytać Tusk
Jednak nie mają to być drobne – zapowiada Google, próbując wyjaśnić nieporozumienie. Wielkie spotkanie premiera Donalda Tuska z szefem giganta Sundarem Pichaiem przyniosło mało spektakularne efekty. O najważniejszym ponoć ciągle nie wiemy.

Rzucą drobne Polakom, żeby nauczyli się czegoś nowego – tak Paweł Grabowski komentował wspólne wystąpienie premiera i szefa Google. Nie tylko my złapaliśmy się za głowę słysząc, że Google wyda 5 mln dol. na przeszkolenie jednego miliona Polaków ze sztucznej inteligencji. Oznaczałoby to, że pojedynczy kurs wyniesie raptem 5 dol., czyli jakieś 20 zł.
Kwota wprawiła w osłupienie nie tylko dlatego, że mowa tutaj o bogatym gigancie
5 dol. to nic przy tym, ile Google zarabia na danych polskich użytkowników. A my mielibyśmy się cieszyć z wyszkolenia jednego miliona rodaków? Skakać z radości słysząc, że Google będzie pomagać w deregulacji przepisów, a to wszystko prowadzi nas do 8 proc. wzrostu PKB? Trudno o optymizm, skoro tak naprawdę konkretów poza 5 mln dol. na szkolenie nie przekazano.
Od razu pojawiły się głosy, że szef Google’a nie spotykałby się z premierem Polski, by ogłosić tak drobną transakcję. W tle musi chodzić o coś więcej. To samo wprost zakomunikował nawet na Twitterze minister finansów.
Moim zdaniem tak czy siak było to marne usprawiedliwienie. Skoro szkolenie nie jest aż tak istotne, to po co się nim chwalić od razu? A jeśli w grze są większe sumy i ważniejsze przedsięwzięcia, to raczej robienie z nich tajemnicy, mruganie okiem, uspokajanie, że „kto ma wiedzieć ten wie” i ogólne przesłanie pod tytułem „łączmy kropki, myślmy logicznie” raczej nie przystoi.
Google uspokaja – będzie więcej pieniędzy
- Cieszymy się z podpisania listu intencyjnego, który jest kolejnym ważnym krokiem po latach inwestycji Google w Polsce, w tym w zbudowanie największego dzisiaj centrum inżynieryjnego Google w UE. Aby zrealizować wizję porozumienia, Google zakłada zainwestowanie miliardów złotych – napisała na portalu Linkedin Ruth Porat, President i Chief Investment Officer, Alphabet & Google.
Deklaracja może niektórych uspokoić, choć ciągle nie znamy szczegółów. Już wcześniej odnosząc się do wpisu ministra finansów Sylwia Czubkowska pisała, że to oczywiste, że Google zainwestuje miliardy – tyle że we własny biznes.
Można powiedzieć, że to nic złego i wręcz oczywistego. Trzeba się cieszyć, że Google jest u nas, a nie gdzieś indziej, więc to w Polsce powstaną miejsca pracy czy nowe przedsięwzięcia. Tyle że mogą mieć swoje konsekwencje, a jak zwracała uwagę Czubkowska tych nie brakuje. Co z tego, że gigant buduje np. centra danych, skoro te są zarządzane automatycznie, za to dla środowiska są olbrzymim obciążeniem, bo wykorzystują lokalną sieć energetyczną i wodę do chłodzenia. Z kolei inwestycje w elektrownie oznaczają wytwarzanie prądu dla własnych potrzeb, a nie sąsiadów. Bardzo często jest więc tak, że gigant dużo bierze, ale mało oddaje.
Rodzi się więc pytanie, czy przy tych inwestycjach będzie się godnym partnerem, czy zadanie jest inne – bycie, jak ujął to Paweł Grabowski, tanią siłą roboczą dla big techów.
Póki co na stole mamy mało imponującą deklarację i mgliste obietnice. Tyle że dotyczą nie milionów, a miliardów. I znowu będzie można wywołać do tablicy marudzących pesymistów: łyso, prawda?
Czytaj też: