REKLAMA

Zapytali Polaków, dlaczego montują fotowoltaikę. Nie, nie dlatego

Niby człowiek wiedział, ale jednak proporcje zaskakują. Teoretycznie wyłącznie finansowa motywacja nie jest niczym złym, ale jeśli spojrzymy na sprawę szerzej, zobaczymy zastanawiający trend. Polacy coraz bardziej odsuwają od siebie myśl o konsekwencjach katastrofy klimatycznej.

Zapytali Polaków, dlaczego montują fotowoltaikę. Nie, nie dlatego
REKLAMA

Jak wynika z badań przeprowadzonych przez zespół dra Jakuba Kubiczka z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, jedynie 1 na 10 osób zdecydowała się na OZE z powodów ekologicznych. Pozostała znacząca większość dała się przekonać liczbom i perspektywie obniżenia rachunków.  

REKLAMA

Badania jasno wskazały, że decyzje Polaków dotyczące transformacji energetycznej są motywowane głównie względami finansowymi, a nie troską o środowisko naturalne

– powiedział w rozmowie z Nauką w Polsce dr Jakub Kubiczek.

Wprawdzie wśród tych 90 proc. ankietowanych motywacja była ekonomiczna lub ekonomiczna i poglądowa, ale… wiemy, jak jest. Zadecydował przede wszystkim portfel.

I w sumie te wyniki są pod pewnymi względami optymistyczne

W końcu liczy się efekt, jakim jest montaż fotowoltaiki i szansa na produkcję prądu ze słońca, pozwalająca odejść od dotychczasowych, tradycyjnych źródeł energii. Możemy zaryzykować i odważnie założyć, że wśród tych przekonanych obniżkami znaleźli się nawet ci, do których nie przemawiają argumenty środowisk ekologicznych. Pal licho rzekomą ideologię, stwierdzili, ważne, że może być taniej. I pod tym względem jest to sukces.

Wiele osób to powtarza – jeśli chcemy promować postawy sprzyjające walce ze zmianą klimatu, muszą być one dostępne dla zwykłych ludzi. Marchewka, a nie kij.

- Aby skuteczniej zachęcać Polaków do instalowania OZE, trzeba zwiększać dofinansowania – mówi o wnioskach płynących z badania dr Jakub Kubiczek.

Dotyczy to zresztą nie tylko OZE. Jeśli chcemy, żeby ludzie przesiadali się z samochodów do pociągów czy komunikacji miejskiej, alternatywa musi być łatwo dostępna, regularna i opłacalna. Jeżeli zależy nam odejściu od mięsa i produktów odzwierzęcych, roślinne zamienniki powinny być tańsze. Tymczasem często jest odwrotnie.

- Mięso jest tanie, bo je takim uczyniliśmy. Niesamowicie niskie ceny kosztowe nie wynikają z tego, że proces hodowli, chowu i uboju zwierzęcia daje taką cenę. Jest to efekt masowej produkcji, kiepskiej jakości oraz wielu przywilejów, jakimi cieszy się przemysł mięsny. Jestem przekonany, że po decyzjach politycznych na szczeblach państwowych czy międzynarodowych – takich jak podejmujemy w stosunku do paliw kopalnych ze świadomością, że nie możemy dłużej eksploatować zasobów Ziemi, bo to dla nas szkodliwe – okazałoby się, że mięso przestałoby być najtańszym produktem. A w to miejsce mogłyby wskoczyć właśnie produkty roślinne. Dotowane, tańsze i zdrowsze zarówno dla konsumenta, jak i dla planety – mówił w rozmowie ze Spider’s Web+ Bartek Sabela, autor książki „Wędrówka tusz”.

Więcej o metodach pozyskiwania energii przeczytasz na Spider's Web:

W wynikach badań mimo wszystko jest coś niepokojącego

Sami autorzy są zaskoczeni. „Wprawdzie spodziewaliśmy się uzyskać taki wynik, ale nie w aż takiej skali” – dodaje dr Jakub Kubiczek.

Gdybym miał próbować przewidzieć wyniki takiej ankiety, typowałbym, że 30 proc. wspomniało o ekologicznych pobudkach. Tymczasem jak widać jedynie dla naprawdę nielicznych to najistotniejsza motywacja. I chociaż można łatwo to zrozumieć, tak jednak nie da się nie zauważyć, że klimat się zmienia, a konsekwencje odczuwamy też w Polsce.

Wcale nie uważam, że odpowiedzialność za walkę z katastrofą klimatyczną powinna spaść na barki jednostki, która indywidualnymi ruchami starałaby się uczynić świat lepszym. Nie tak to powinno działać. Jednak można byłoby sądzić, że pojawi się większa świadomość nt. tego, że można dołożyć swoją cegiełkę.

Jak nie susze prowadzące do pożarów, to gwałtowne, ulewne deszcze, które podtapiają miasta. Wysokie temperatury sprawiające, że nie da się normalnie funkcjonować.

Pogoda szaleje, ale nie wszyscy chcą to zauważyć

Z raportu „Ziemianie atakują” przeprowadzonego przez agencję Lata Dwudzieste i Kantar Polska wynika, że wprowadzenie systemowych ograniczeń mających łagodzić skutki zmian klimatu popiera 46 proc. To o 7 proc. mniej niż dwa lata temu. Co więcej, zaledwie 5 proc. przepytanych rodaków twierdzi, że jest gotowa aktywnie działać dla klimatu. Dwa lata temu chętnych było 13 proc.

Autorzy raportu z niepokojem odnotowują, że dochodzi do stopniowego zaniku poczucia, że trzeba pilnie ratować świat. Zamiast tego „wzrasta przekonanie, że z coraz gorętszym klimatem i tego konsekwencjami jakoś da się żyć”.

 Sposobem radzenia sobie z wyzwaniami środowiskowymi jest racjonalizacja, czyli tłumaczenie nieakceptowalnych zachowań w sposób logiczny, aby uczynić je bardziej akceptowalnymi. Czytasz o bezradności władz samorządowych w sytuacji, gdy ktoś podrzucił na teren gminy toksyczne odpady. Być może w duchu usprawiedliwiasz samorządowców – wszak nie mają w budżecie pieniędzy na ten cel, obecne prawo obarcza ich tym zadaniem, nie przewidując jednocześnie dotacji. Wracamy zatem do początku wyliczanki pt.: „Któż winien?”, wytykając sobie wzajemnie błędy i usprawiedliwiając je albo kończąc na samych oskarżeniach

- pisze w raporcie Grażyna Pol z Narodowego Centrum Kultury.

Tę racjonalizację dobrze widać na przykładzie ankiety. Chociaż co trzecia osoba stwierdziła, że w jej gminie znajdują się dzikie wysypiska śmieci, to jednocześnie znaczna większość (67 proc.) dobrze ocenia działania swojej gminy w obszarze ochrony środowiska. Zdaniem autorów raportu „Ziemianie atakują” budujemy psychiczny pancerz.

- Czy zmiana myślenia z ukierunkowanego na zysk lub osiągnięcie komfortu, na myślenie oparte o bezpieczeństwo przyszłych pokoleń i poprawę stanu środowiska, jest dziś możliwa? – zastanawia się Grażyna Pol.

Chociaż sama twierdzi, że tak – i obserwujemy to w małych grupkach społecznych – to analiza wyników badań może prowadzić niestety do bardziej pesymistycznych wniosków.

W ankiecie przeprowadzonej przez badaczy z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach prawie połowa respondentów przyznała, że nie zrezygnowałaby z węgla, nawet gdyby jego cena wzrosła o 100 proc. Dr Kubiczek wyjaśniał, że może to wynikać z „niechęci do ewentualnej konieczności zmiany całej instalacji w domach, zwiększenia rachunków podczas korzystania np. z samej pompy ciepła oraz z pewnego przywiązania do tego surowca”.

Wspomniany pancerz jak widać jest bardzo gruby

Badacz z Katedry Analiz Gospodarczych i Finansowych na Wydziale Finansów Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach sugeruje, że Polacy nie mają świadomości ekologicznej.

REKLAMA

Pierwsze badania dotyczące świadomości ekologicznej Polaków zaczęto prowadzić niedługo po transformacji ustrojowej w Polsce. Wtedy wykazano, że edukacja nie podejmuje nauczania postaw ekologicznych. Dzisiaj, po około 30 latach, tamci uczniowie są dorosłymi ludźmi. Skoro oni nie czują tego wewnętrznego przekonania ani nie mają wykształconej świadomości ekologicznej, to nie postępują w ten sposób

– wyjaśniał w rozmowie z Nauką w Polsce.

W tym czasie zrobiliśmy jednak zbyt gwałtowny krok – od „mnie to nie obchodzi/dotyczy” do „jakoś to będzie”, zapominając o „co można z tym zrobić?”. Szkoda tylko, że zaraz po tym „jakoś to będzie” dopowiada się: „bylebym tylko ja miał dobrze”. A co z resztą – to nieważne.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA