To był kataklizm - globalna awaria internetu zatrzymała świat. Oto wielkie i małe wtopy 2024 r.
Wielkie awarie, nietrafione pomysły na elektronikę użytkową, produkty skazane na porażkę jeszcze przed premierą i błędy w oprogramowaniu - 2024 r. zaliczył je wszystkie. My z nieukrywaną radością (i dawką zażenowania) przypominamy największe wtopy w branży tech.
Mijający właśnie rok przyniósł nam wiele zaskoczeń, ekscytujących wiadomości, niespodziewanych sytuacji oraz - ulubieńców współczesnego internetu - wpadek. Choć świat technologii kręci się wokół wynalazków, niezwalniającego postępu w cyfryzacji i miniutaryzacji, a także coraz to nowych gadżetów zbudowanych dzięki tym osiągnięciom, nie brakuje w nim także nietypowych zdarzeń, które wprawiają w osłupienie, bawią, a czasami nawet żenują.
Rozmawiając na forum redakcyjnym, doszliśmy do wniosku, że w 2024 roku było na tyle dużo sytuacji i zdarzeń, przez które chcieliśmy schować twarz w dłonie i się zaśmiać (lub zapłakać - zależnie o to kogo spytacie i o co), że warto je sobie podsumować. Co ważne lista tych wydarzeń nie jest w kolejności od "największej" do "najmniejszej" wtopy, bo każde z tych wydarzeń jest kompromitujące na swój własny sposób. No poza jednym, które rozpocznie nasze zestawienie.
Awaria systemów informatycznych spowodowana aktualizacją oprogramowania CrowdStrike
Naszym zdaniem największą wtopą technologiczną minionego roku - o ile nie dekady, albo i więcej, była ogólnoświatowa awaria systemów informatycznych spowodowana aktualizacją oprogramowania CrowdStrike Falcon Sensor.
19 lipca 2024 roku amerykańskie przedsiębiorstwo informatyczne z branży cyberbezpieczeństwa wydało aktualizację dla oprogramowania Falcon Sensor, używanego przez różne instytucje i przedsiębiorstwa do ochrony przed cyberzagrożeniami. Aktualizacja była wadliwa, co powodowało, że komputery z systemami operacyjnymi z rodziny Microsoft Windows wpadały w niekończącą się pętlę ponownych uruchomień (tzw. bootloop), automatycznie przechodziły w tryb odzyskiwania lub w inny sposób stawały się niemożliwe do użytku.
Jak się okazało, z oprogramowania CrowStrike oraz Microsoftu jednocześnie korzystało na tyle dużo firm, że awaria Falcon Sensor wstrzymała ruch na lotniskach, giełdach, w transporcie publicznym, w supermarketach, a nawet w Starbucksach. Najbardziej dotknięta incydentem była Australia, która ze względu na położenie geograficzne "budzi" się jako pierwsza. W efekcie amerykańskie CrowdStrike wypuściło aktualizację w środku australijskiego dnia, podczas gdy w Europie był poranek a Stanach Zjednoczonych noc.
Według różnych szacunków feralna aktualizacja w mniejszym lub większym stopniu dotknęła 8,5 milionów urządzeń na całym świecie, 24 tys. przedsiębiorstw (w tym ponad połowę z listy Fortune 500), a w wyniku problemów z systemami teleinformatycznymi spowodowanymi przez aktualizację Falcon Sensor odwołano ponad 5 tys. lotów na lotniskach na całym świecie. Według szacunków, awaria doprowadziła firmy (z szacunków wyłącza się Microsoft) z całego świata do strat szacowanych na około 5,4 mld dol. (ok. 22 miliardy zł).
Przeżyjmy to jeszcze raz:
Humane AI Pin
Humane AI Pin to urządzenie noszone w formie przypinki, które zostało zaprojektowane z myślą o zastąpieniu smartfonów. Komunikacja z bezekranowym, bezprzyciskowym urządzeniem odbywa się poprzez głos oraz dotykanie hologramu wyświetlanego na dłoni. Urządzenie było głośno zapowiadane przez tworzący go startup Humane i cieszyło się zainteresowaniem mediów i blogerów technologicznych nie tylko ze względu na bezprecedensową formę, ale i fakt, że za stworzeniem go stoi para byłych pracowników Apple'a.
Pierwsze egzemplarze Humane AI Pin zostały rozesłane do klientów w kwietniu 2024 roku i co tu dużo mówić, AI Pin okazał się być kompletną klapą. Urządzenie zostało wycenione na 699 dol. (ok. 2850 zł), po czym klienci dowiedzieli się, że do działania AI Pin potrzebuje specjalnej subskrypcji generatywnej sztucznej inteligencji kosztującej 24 dol. (ok. 96 zł) miesięcznie oraz własnej karty eSIM (koszt zależny od operatora) - bez nich urządzenie staje się przyciskiem do papieru. To byłoby do przeżycia, gdyby nie fakt, że gadżet działa niezwykle powoli, nie reaguje na komendy głosowe lub reaguje na nie błędnie, a żywotność baterii pozostawia wiele do życzenia. AI Pin cierpi także ze względu na wady konstrukcyjne powodujące przegrzewanie się urządzenia czy przypadkowe włączanie w sytuacjach, gdy jest on najmniej potrzebny. Ponadto sterowanie hologramem stworzone zostało z myślą o męskich dłoniach, a sama przypinka daje się przypiąć jedynie na koszulkach i t-shirtach - jej magnes jest zbyt słaby na bluzę, marynarkę czy żakiet.
Te i inne aspekty AI Pin sprawiły, że Humane w sierpniu mogło się pochwalić sprzedażą jedynie... 8 tysięcy AI Pinów. Liczba ta uwzględnia AI Piny z zamówień przedpremierowych, które nie zostały zwrócone przez klientów. W czerwcu założyciele startupu próbowali go sprzedać za sumę 1 mld dol., a w październiku - po nieudanej próbie sprzedaży firmy - cenę AI Pin obniżono do 499 dol. (ok 2 tys. zł) jednocześnie pozbawiając zestaw etui ładującego i dodatkowej baterii.
Przeżyjmy to jeszcze raz:
Google AI Overviews i klej na pizzy
Krótko po udostępnieniu przez OpenAI czatbota ChatGPT okazało się, że może być on dla Google'a ogromnym problemem. A to ze względu na fakt, że w przypadku pytań wymagających dłuższego opisania (np. "dlaczego wybuchło powstanie styczniowe" lub "jaka jest różnica pomiędzy różnymi rodzajami kapusty") ChatGPT jest znacznie bardziej atrakcyjnym źródłem pozyskiwani informacji niż wyszukiwarka Google. Odpowiedzią na ten problem miały być AI Overviews ("Podsumowania AI"), czyli podsumowania informacji zebranych z najtrafniejszych wyników wyszukiwania i wygenerowane przez AI Google. AI Overviews wyświetlają się ponad listą linków do stron - wyników wyszukiwania.
Jak się okazało w maju, Google dostroiło algorytm działania AI Overviews tak, aby priorytetowo traktował treści generowane przez zwykłych internautów - z for internetowych, serwisów społecznościowych czy serwisów z pytaniami pokroju Quora. Efektem tego było generowanie przez AI Overviews odpowiedzi takich jak sugerowanie zastosowanie kleju na pizzy, jedzenie jednego kamienia dziennie czy użycie benzyny do gotowania spaghetti. Cała sytuacja rozrosła się do tego stopnia, że Google musiał interweniować poprzez dostrojenie działania generatywnej AI i algorytmów, a także pisząc całkiem długi wpis na blogu, w którym tłumaczył się z ikonicznego wręcz "kleju na pizzy".
Przeżyjmy to jeszcze raz:
Apple Intelligence
Niemalże od początku boomu na generatywną sztuczną inteligencję na nagłówkach największych serwisów technologicznych (i nie tylko) pojawiały się na przemian OpenAI, Google, Microsoft z gościnnymi udziałami Mety. W tym gronie brakowało Apple'a, który przez długie miesiące pozostawał w tyle, nie biorąc udziału w wyścigu technologicznym. Mijały kolejne tygodnie, miesiące, swoją własną generatywną AI dla smartfonów przygotował Samsung i garść innych producentów smartfonów oraz elektroniki użytkowej, a koncern z Cupertino wciąż nie mógł się pochwalić własnymi rozwiązaniami stosującymi generatywną AI.
Przełom nadszedł w czerwcu bieżącego roku, gdy Apple podczas konferencji WWDC oficjalnie zapowiedział Apple Intelligence - zestaw funkcji i narzędzi wspieranych modelami generatywnej sztucznej inteligencji od OpenAI. Jednak czar szybko prysł, gdy okazało się, że Apple Intelligence będzie (przynajmniej przez pierwsze miesiące) ograniczone tylko do języka angielskiego (w wersji amerykańskiej), a sam zestaw ma być wydany w częściach na przestrzeni około pół roku. Choć Tim Cook tłumaczył decyzje podejściem "wolimy dokonać rewolucji spóźnieni, lecz z gwarancjami działania i bezpieczeństwa" to nie wyjaśnia ona ponad rocznego opóźnienia względem największego konkurenta Apple'a - Samsunga, wydania Apple Intelligence w częściach oraz ograniczeń językowych. Nie tłumaczy także powodów, dla których Apple Intelligence zostało udostępnione na iPhone'y niezwykle wybiórczo, całkowicie pomijając zeszłoroczne iPhone 15 i 15 Plus. Taka strategia wypada blado w zestawieniu z działanami Samsunga, który częściowo wydał Galaxy AI na roczne i dwuletnie flagowce.
Przeżyjmy to jeszcze raz:
Apple Vision Pro
W czerwcu 2023 roku Apple oficjalnie ogłosił swój całkowicie nowy produkt - Apple Vision Pro, czyli zakładany na głowę zestaw mieszanej rzeczywistości (AR/VR), który reklamowany był przez koncern jako "komputer przestrzenny". Przez cały okres oczekiwania na premierę urządzenia Apple skrupulatnie podkreślał, że Apple Vision Pro to nie zestaw VR pokroju Meta Quest, a zupełnie nowe doświadczenie, które przenosi korzystanie z tabletu, komputera czy laptopa do trójwymiarowej rzeczywistości. Już wtedy było wiadome, że to niezbyt atrakcyjna obietnica w zamian za wygórowaną cenę urządzenia - 3499 dol. (w przeliczeniu 14,2 tys. zł).
Recenzenci i użytkownicy, którzy założyli na głowy pierwsze egzemplarze Apple Vision Pro zweryfikowali ambitną wizję koncernu. Vision Pro jest niewygodny i ciężki, nie przyciągnął on zainteresowania deweloperów aplikacji, wobec czego aplikacje na Vision Pro to w dużej mierze emulowane aplikacje na iPada nieposiadające funkcji wykorzystujących potencjał urządzenia. Według doniesień wskaźniki sprzedaży, zwrotów i ogólne przyjęcie Vision Pro były na tyle złe, że Apple zdecydował się na wstrzymanie prac nad drugą generacją produktu, na rzecz stworzenia tańszej i ulepszonej wersji urządzenia, która ma odpowiedzieć na wszystkie problemy poprzednika - obecnego Vision Pro.
Przeżyjmy to jeszcze raz:
- Mówią, że są niewygodne, a po chwili używania boli głowa. Ruszyła fala zwrotów Apple Vision Pro
- Gdyby Steve Jobs żył, wyrzuciłby Vision Pro do kosza. Wskazałby ten powód
- Miała być rewolucja, jest totalna porażka. W siedzibie Apple'a przeżyli szok
- Apple kończy produkcję Vision Pro. Miał być innowacyjny komputer na głowę, ale coś nie wyszło
Concord (gra PS5)
Concord to gra z gatunku first person hero shooter, wydana przez Firewalk Studios w sierpniu 2024 roku. Produkcja gry zajęła 8 lat i według różnych źródeł pochłonęła około 200 mln dol. Przed premierą nastroje graczy i recenzentów wobec gry były pozytywne: oczekiwano, że Concord będzie jednym z ważniejszych tytułów w bibliotece Playstation 5, a nawet stanie się "przyszłością PlayStation".
Rozgrywka Concord oparta jest na meczach 5v5, w których każdy z graczy wybiera jedną z 16 unikalnych postaci - zarówno pod względem wyglądu i charakteru, jak i umiejętności oraz cech w walce. Kluczem do wygrania każdego meczu są nie tylko umiejętności własne, kompozycja drużyny, ale także myślenie strategiczne i efektywne wykorzystywanie możliwosci, jakie dają bohaterowie.
Brzmi obiecująco? Dla nas też tak brzmiało, jednak Firewalk Studios podjęło decyzję o zakończeniu żywotu gry... 2 tygodnie po premierze. Powodem decyzji była niska sprzedaż gry i brak zainteresowania po jej premierze. Analitycy rynku przypisali fiasko Concord przesyceniem rynku grami z tego samego gatunku, które w dużej mierze są tytułami darmowymi. Ponadto gra pod względem rozgrywki nie wyróżniała się, czyniąc ją niezbyt atrakcyjną dla graczy.
Długa i kosztowna produkcja Concord, z której efektów można było cieszyć się przez całe dwa tygodnie, a która zakończyła się zamknięciem studia tworzącego grę, z całą pewnością jest spektakularną wtopą - prawdopodobnie najbardziej spektakularną w tym roku w branży gier.
Przeżyjmy to jeszcze raz:
Reklama iPada Pro "Crush!"
Tablety to de facto komputery zamknięte w płaskiej obudowie i pozbawione fizycznej klawiatury. Nie inaczej jest w przypadku iPada Apple, który opórcz tego jest ulubieńcem wszelkiego rodzaju artystów. Płynność działania, dokładność rysika Apple Pencil oraz ekosystem Apple sprawił, że iPad to ulubieniec szeroko pojętych artystów, tatuażystów, muzyków, montażystów wideo, osób modelujących w 3D i praktycznie każdej osoby, która coś tworzy.
Krótko po premierze najnowszych iPadów Pro w maju bieżącego roku Apple zainspirowany szerokim wachlarzem zastosowań, jakie artyści (i nie tylko) znaleźli dla tych urządzeń, opublikował reklamę "Crush!", w której masywna prasa zgniata różnego rodzaju obiekty, przedmioty i narzędzia - w większości związane ze sztuką, ale nie tylko. Przekaz miał sugerować, że to wszystko i więcej użytkownicy i potencjalni klienci odnajdą w płaskim i cienkim iPadzie Pro. Odbiór był zgoła inny: społeczność artystów wylała wiadro pomyj na Apple, krytykując koncern za przekaz, który sugerował, że "kreatywność można zmiażdżyć".
Negatywny odzew wobec reklamy był na tyle duży, że Apple wyłączył możliwość dodawania komentarzy pod filmikiem w serwisie YouTube i dział marketingu szybko rozesłał do amerykańskich mediów wiadomość, w której przeprasza za nietrafioną reklamę.
Na sytuację szybko zareagował amerykański oddział Samsunga, który w 43 sekundowym spocie utarł Apple nosa komunikatem "Kreatywność nie może być zmiażdżona".
Przeżyjmy to jeszcze raz: