REKLAMA

Wieś ma być wsią - mówi minister. Tylko co to dziś właściwie znaczy?

Rolnik ma być rolnikiem, a wieś wsią – powiedział nowy Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Wieś ma być wsią - mówi minister. Tylko co to dziś właściwie znaczy?
REKLAMA

 – Charakter wsi się zmienia. Nowych mieszkańców obszarów wiejskich jest coraz więcej i zdarza się, że nie akceptują oni uciążliwości związanych z produkcją rolną. Naszym zadaniem jest ochrona interesów rolników. Hałas, prace nocne podczas żniw czy zapachy są nierozerwalnie związane ze wsią i z działalnością rolniczą, a naszą rolą jest edukowanie i uświadamianie w tym zakresie – powiedział minister Stefan Krajewski.

Nowy szef resortu nawiązywał do sprawy rolnika, którego gospodarstwo było źródłem nieprzyjemnych zapachów dla okolicznych mieszkańców. Mimo że świadomie przenieśli się na wieś, nie chcieli zaakceptować tego, że czuć obecność 360 świń. Coraz częściej przeszkadza też dźwięk kombajnów. Na tyle, że marszałek województwa Wielkopolskiego musi zwracać się z prośbą do nowych mieszkańców wsi, aby nie dzwonili na policję i nie zgłaszali pracy przy żniwach jako przykładu łamania ciszy nocnej.

REKLAMA

Rozumiem absurd tej sytuacji – rolnicy muszą pracować, tak, jak robią to od lat. Rozumiem też jednak tych, którym przeszkadza zapach dochodzący z chlewni. I nie wiem, czy "wieś musi być wsią" jest odpowiedzią na ten konflikt.

Nie wiem, czy można powiedzieć, że załapałem się na ostatnie dni tej prawdziwej, sielskiej wsi – nie wiem, czym jest i czym była, przyznaję. Moi dziadkowie jeszcze żyli z ziemi, która ich tylko i aż karmiła, ale nie była źródłem zarobku. Pamiętam sadzenie ziemniaków: siedzieliśmy na specjalnej maszynie, którą ciągnął traktor, a my wrzucaliśmy bulwy do dziury. Przypominało to grę, więc dobrze się bawiłem. Ot, tyle z mojego bycia rolnikiem – tak naprawdę nic więcej do roboty nie było.

Na wsi byłem z miasta, w mieście byłem ze wsi – całkiem sprawiedliwa ocena. Ale i moi koledzy, z którymi grałem w piłkę i którzy mieszkali na wsi od zawsze, nie musieli już pracować w polu. Żniwa nie oznaczały, że skład się wysypywał. Czy tamta wieś była wsią ze słów ministra?

Czy taka jeszcze istnieje? Jeżdżąc po podłódzkich wioskach widzę, że stare, ceglane domy, jeden po drugim są rozbierane. Na ich miejsce wskakują nowe. Nie mam prawa ich żałować, nie wiem, jak tu się żyło, jak mieszkało, ale patrząc na stertę cegieł jest mi jednak smutno.

Niedaleko wsi, w której mieszkają moi rodzice, powstało nowe osiedle. Wiem, jak to brzmi, ale uwierzcie mi, że do najbliższej większej miejscowości jest 15 km, więc to nie są obrzeża. Ale domki rzeczywiście wyglądają jak te budowane w takich miejscach – kopiuj-wklej, jeden obok drugiego. Nowi mieszkańcy niby mieszkają na wsi, ale nie mają prywatności i swobody, co przypomina typowe życie w bloku. Niby jest ogródek, ale jak się opalasz, to wszyscy cię widzą. Za to jest daleko do sklepu, komunikacji miejskiej i bez samochodu życie jest w zasadzie niemożliwe.

Osiedle jest aberracją, jeśli nie zna się okolicy, można być zaskoczonym, bo wyrasta pośród niczego. Wspinasz się na górkę, a tu domki. Wygląda trochę jak zemsta miasta, które teraz oczekuje od wsi spłaty długu. Kilkadziesiąt lat temu przyjęliśmy waszych mieszkańców, zapewniliśmy im dach nad głową, więc teraz przyszedł czas na rewanż – mogłoby powiedzieć miasto, które wyręczając się deweloperem stawia swoje bliźniacze osiedle na dawnej łące. Zapomniało, że przed laty wchłaniając nową siłę roboczą zapewniło sobie rozwój, to się wcale nie liczy, to był wypadek przy pracy, w taki sposób się nie rozliczymy, bo nie tak się umawialiśmy. Jest surowe: wybrało sobie miejsce metodą chybił-trafił i posadziło domy, do których przeniosą się wypędzeni. I tak miasto długo zwlekało z upominaniem się o należność. Teraz wieś musi oddać swoje tereny i przyjąć nowych mieszkańców, bo w mieście nie ma gdzie już budować.

Miasta żądają też energii. Na polach wyrastają olbrzymie farmy fotowoltaiczne i wiatrowe. Jak to pogodzić: czy łąki z powtykanymi ogromnymi panelami to wciąż wieś, czy już teren oddany przemysłowi, coś, co jeszcze nie ma odpowiedniej nazwy, kolejne nie-miejsce, które widać w oknie auta czy pociągu i które nawet z tej perspektywy sprawia wrażenie, że nigdy się nie kończy.   

Ale nie tylko tak wieś się zmienia. W mojej po drugiej stronie torów rozwija się fabryka. Magazyny są coraz większe, wchłaniają kolejne działki. Dziurawą drogą lada moment będą jeździć ciężarówki – trzeba tylko zrobić podjazd i przygotować bramę, by mogły wjeżdżać od nowej, rozbudowanej strony. Już współczuję sąsiadom, bo przecież nie tego się spodziewali. Czy to w takim razie ciągle wieś, kiedy pod nosem ma się potężne magazyny?

Albo gigantyczną plantację borówek, jak w Niewierzu? "Plantatorzy proszą o wyrozumiałość. I my byliśmy wyrozumiali: jeden, drugi, trzeci rok. Dłużej się nie da. Niech nas, mieszkańców, też zrozumieją. Te huki są od godziny 6 rano do późnych godzin wieczornych. To nie do wytrzymania" – mówiła w rozmowie z poznańską "Wyborczą" jedna z mieszkanek.

Najpierw planowano budowę fermy drobiu, więc mieszkańcy się ucieszyli, że będą jednak owoce. Tyle że to nie kilka krzaczków, z których owoce zbiera się będąc na spacerze, a kilkuhektarowy moloch. Huk, na który skarżą się okoliczni mieszkańcy, to dźwięk urządzeń odstraszających ptaki. Owoców jest dużo, więc jest co chronić. Sołtyska wsi tłumaczy, że trzeba zrozumieć rolników. Od tego mamy przecież wieś, prawda? Ma być źródłem zdrowego, ekologicznego jedzenia.

Wieś zaciszna, wieś spokojna?

My, jako związek uruchamiamy wielką akcję ogólnopolską. Wszyscy Polacy, którzy tylko mogą, przeprowadzają się na wieś. Po pierwsze na wsi żyje się w większym komforcie, w większym spokoju. Życie na wsi biegnie troszkę wolniej. Po drugie, tam naprawdę każda rodzina, która się pojawia, jest ważna, jest dostrzeżona, jest potrzebna, bo często osoby, które wracają na wieś, wracają nie tylko ze swoim majątkiem, ale z wartością intelektualną – apelował Stanisław Jastrzębski, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP, zwracając uwagę na zagrażającą szczególnie wsi zapaść demograficzną.

I to się dzieje. Na wsi można mieć światłowód i 5G. W sklepie kasę samoobsługową, blisko automat paczkowy. Niektórzy już tak zapraszają do życia poza miastem: może nie ma asfaltowej drogi, ale za to jest internet jak brzytwa, można pracować zdalnie.

REKLAMA

Ale też to wcale nie tak, że na wsi żyje się w większym spokoju – nie zawsze. Albo nie na każdej wsi. Ta obietnica może być srogim rozczarowaniem. I nie wiadomo, kogo winić za jej niespełnienie.

Rozumiem konieczność ochrony wsi, ale mam wrażenie, że ten apel jest spóźniony. Pod płaszczykiem dawnej wsi często kryją się przemysłowe molochy. Zapewne jeszcze istnieją samowystarczalne gospodarstwa, które w ten sposób zarabiają na życie, ale znacznie częściej mamy do czynienia z biznesem na wielką skalę. I działaniem jak w mieście: nieustannym hałasem, świeceniem po nocach, przejmowaniem połaci terenu. Czy to dalej wieś, która rządzi się swoimi prawami?

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-08-03T16:10:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-03T15:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-02T16:20:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-02T16:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-02T07:52:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-02T07:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-01T20:07:22+02:00
Aktualizacja: 2025-08-01T18:32:08+02:00
Aktualizacja: 2025-08-01T17:51:30+02:00
Aktualizacja: 2025-08-01T17:09:19+02:00
Aktualizacja: 2025-08-01T16:28:54+02:00
Aktualizacja: 2025-08-01T15:43:46+02:00
Aktualizacja: 2025-08-01T15:09:15+02:00
Aktualizacja: 2025-08-01T13:50:21+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA