REKLAMA

Po co nam nietrafione prognozy przyszłości? Żeby zobaczyć, że nie jesteśmy tak źli, jak nam się wydaje

Rzadko kiedy mamy już do czynienia z science-fiction pozwalającym marzyć o innych, lepszych czasach, światach czy możliwościach.  A skoro tak, to może potrzebujemy takiego, które pozwoli cieszyć się z tego, co jest.

Żyjemy w najlepszym z możliwych światów. Oto dlaczego warto zobczyć serial "Mroczna materia"
REKLAMA

„Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach” – książka, której autorem jest Sequoia Nagamatsu – nieco mnie rozczarowało. Na okładce Alan Moore, twórca komiksów Watchmen i V jak Vendetta, zachwala, że to science-fiction „intrygująco nam bliskie”. W tym właśnie rzecz. Coraz częściej mam wrażenie, że dla wielu twórców wizja przyszłości to głównie nasza rzeczywistość, tyle że gorsza. 2038 czy 2054 wygląda bardzo podobnie do szarej codzienności, zaś różnica polega na tym, że problemy się piętrzą, a świat jeszcze bardziej się wali. „Myślicie, że współczesne korporacje są złe? To zobaczycie, co będzie za 20 lat!” – ostrzegają autorzy.

REKLAMA

Miałem duże nadzieje, bo ten zbiór opowiadań naprawdę zapowiadał się ciekawie. W 2030 r. na Syberii naukowcy odkrywają doskonale zachowane szczątki dziewczynki sprzed trzydziestu tysięcy lat. Sęk w tym, że tym samym „wynoszą” wirusa, który bardzo szybko opanowuje całą planetę. Podobieństwo z 2020 r. jest o dziwo przypadkowe, bo jak mówił autor w jednym z wywiadów pierwsza wersja gotowa była jeszcze przed pandemią.

Nagamatsu w „Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach” próbuje przedstawić następujące po sobie zdarzenia z perspektywy różnych osób. Ich historie łączą się, przecinają, ale nie dlatego mamy wrażenie, że ciągle patrzymy na świat tymi samymi oczami – po prostu autor nie tworzy wyrazistych postaci, wszystkie są bardzo podobne do siebie, bez względu na to, czy to doświadczony naukowiec próbujący rozwiązać zagadkę tajemniczej choroby, czy zagubiony 30-latek. Przyznaję, mimo tego kilka razy się wzruszyłem, bo wizje parku rozrywki, w którym dokonuje się eutanazji czy opowiadanie o świni, która zyskuje niemalże ludzką świadomość i rozmawia z człowiekiem, poruszają. Mimo wszystko zbyt często Nagamatsu sięga po sprawdzone klisze i próbuje nas przygnieść smutkiem.

Jego świat jest niewiarygodny. Jakoś trudno mi uwierzyć w to, że ludzie tak łatwo zatopiliby się w wirtualnej rzeczywistości. Gogle VR, tak częsty motyw w „Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach”, dobitnie pokazują, jak szybko starzeją się dawne obietnice rewolucji. Z przymrużeniem oka można traktować rozważania nt. eksploracji kosmosu – wszak nie wiemy, jak to będzie wyglądało – ale już te bardziej realne wydarzenia powinny dać się przekonać.

Wcale nie przez to, że patrzę na świat przez różowe okulary, mam problem z uwierzeniem w to, że ludzkość masowo korzystałaby z hoteli pozwalających „godnie umrzeć”. Nagamatsu zdaje się sugerować, że w momentach kryzysowych wygranym – jak zawsze – jest wielki biznes, który nawet z choroby i śmierci jest w stanie zrobić maszynkę do wyciskania pieniędzy. I chociaż bliska mi jest taka ocena kapitalizmu, to właśnie kryzysowe sytuacje z ostatnich lat - nawet w skali kraju, co z kolei pokazała ostatnia powódź - są dowodem na to, że wygrywa ludzka solidarność i działanie wspólnotowe.

Mogłoby się wydawać, że nie ma nic gorszego, niż niewiarygodne science-fiction

I z jednej strony to prawda, ale jednocześnie po skończeniu książki nie czułem rozczarowania czy złości, a swego rodzaju… spokój. Pomyślałem o tych wszystkich niesprawdzonych wizjach, którymi raczyli nas twórcy science-fiction. Rzecz jasna o nich nie pamięta; historię piszą zwycięzcy, a w tym przypadku ci, którym trafnie udało się rozszyfrować nadciągające zdarzenia. Zauważmy jednak, jak mało liczna to grupa.

A przecież musiało być mnóstwo wizji podobnych do tych z „Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach”, gdzie przyjęto zbyt negatywne nastawienie, gdzie złe ludzkie cechy przesadnie uwypuklono. Chciałbym do nich wrócić tylko po to, aby pocieszyć się, że nie jesteśmy tacy niedobrzy i beznadziejni jak sądzono. Nie wszystko poszło tak źle, jak się tego obawiano.

Zwykle w tym kontekście przywołuje się prognozy aż nadto optymistyczne: o tym, że w XXI w. będziemy pracować po trzy godziny tygodniowo czy że wyeliminuje się głód, biedę i nieszczęście. Śmiejemy się z naiwności, a w zasadzie płaczemy nad swoim losem: kiedy i co poszło nie tak, że te piękne wizje wyrzucono na śmietnik?!

A co z tymi, którzy prognozowali zagładę, kryzys, jeszcze większe problemy niż są w rzeczywistości? To paradoks, że tak trudno zaakceptować nam fakt, że żyjemy w najlepszym z możliwych światów.

Oczywiście to bardzo ryzykowne podejście

Łatwo przez to machnąć ręką na aktualne zagrożenia i stwierdzić, że przesadzają ci, którzy wieszczą konsekwencje katastrofy klimatycznej czy przestrzegają przed działaniami bezdusznych korporacji. „Jakoś to będzie” może przynieść bolesne rozczarowanie. Ale z drugiej strony nadmierne obawy i katastroficzne wizje w taki sam sposób odciągają nas od realnych problemów i pozbawiają wiary w to, że moglibyśmy je rozwiązać.

REKLAMA

Nagamatsu zapewne nie jest jedynym twórcą science-fiction, który obawia się – bądź ostrzega – tej ludzkiej bezradności czy obojętności. Ale czy dopuścilibyśmy do zdarzeń, o których on pisze? Może przemawia przeze mnie naiwność, ale nie sądzę. Mam wrażenie, że problemem współczesnego świata nie jest to, że nie wiemy, do czego mogą doprowadzić działania egoistycznych miliarderów, dla których Ziemia jest wielkim placem zabaw. Nie jesteśmy lalkami w ich rękach, bo brakuje nam świadomości konsekwencji. Czemu w takim razie zgadzamy się na ich działania? Nie mam odpowiedzi na to pytanie, ale mam wrażenie, że wcale nie dlatego, że po prostu ślepo podążamy ścieżką, którą nam wyznaczono.

„To niemożliwe, nie uwierzę w to, przesadzone!” – takie reakcje na dzieło science-fiction z miejsca je skreślają, skoro nie udaje się zawiesić niewiary. A może właśnie warto tym tropem podążyć nie po to, żeby skrytykować autora, ale aby docenić ludzką istotę – która nie jest tak zła, naiwna czy w końcu pozbawiona własnej woli, jak to niektórym się wydaje.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA