Mówią mi - przestań jeździć tramwajem i autobusem. Łódź utrudnia życie mieszkańcom
Technologia powinna ułatwiać nam życie, ale w Łodzi niektórzy zadają sobie pytanie, czy na pewno to jest jej celem i może lepiej by było, gdyby zaczęła trochę uwierać. Kontrowersyjny zapis w regulaminie zostanie zastąpiony jeszcze gorszym systemem.
Zdarza mi się na wiele spraw narzekać, ale patrząc z dystansem i całkowicie na chłodno nie da się nie zauważyć, że dziś żyje się wygodniej niż np. dziesięć lat temu. I spora w tym zasługa technologii. Wiele spraw urzędowych da się załatwić w mObywatelu, przelew na telefon dochodzi błyskawicznie, a kasy samoobsługowe może i generują pewne problemy, ale jednak skracają czas stania w kolejce.
Wystarczy wyjechać zagranicę albo spojrzeć na Polskę oczami obcokrajowca, aby zrozumieć, jak bardzo wystrzeliliśmy do przodu. Przyzwyczailiśmy się do dobrego, więc pewnie aż tak tego nie doceniamy.
Łódzkie MPK: no za wygodnie się zrobiło
W grudniu pojawił się zapis w regulaminie, że kupując cyfrowy bilet na autobus czy tramwaj należy nabyć go „przed rozpoczęciem podróży, jednak najpóźniej po wejściu do pojazdu”. Nieprecyzyjny napis wykorzystują kontrolerzy, którzy wręczają mandaty nawet wtedy, gdy pasażer posiada bilet, ale kupił go np. kilka sekund po starcie pojazdu.
Więcej o problemie pisaliśmy na Spider’s Web:
W końcu sprawą zajął się jeden z radnych, a i MPK Łódź najwyraźniej zrozumiało, że coś jest nie tak. Portal urzędu miasta ogłosił więc nowość. Jako że „pojawił się problem systemowy”, rozwiązaniem ma być… kasowanie biletów za pomocą kodów QR.
Osoba, która chciała kupić bilet w swoim telefonie po wejściu do komunikacji miejskiej, była narażona na mandat za brak biletu. Problem ten rozwiążą kody QR będące „elektronicznymi kasownikami” dla biletów zakupionych elektronicznie przed wejściem do pojazdu. Dzięki zmianom w aplikacjach mobilnych będzie można kupić wiele biletów, które nie aktywują się w momencie zakupu. Tak jak w przypadku biletów papierowych, bilet w telefonie będzie trzeba skasować w komunikacji miejskiej.
- czytamy na lodz.pl.
Rozwiązanie ma zostać wprowadzone jeszcze w tym roku. Nie jest ono nowością w Polsce. Podobny system obowiązuje w Warszawie czy na Śląsku. Co wcale nie oznacza, że skoro wdrożono go w stolicy, to należy oczekiwać, że rozleje się po całym kraju.
Wręcz przeciwnie: polskie miasta powinny uczyć się na cudzych błędach
Żeby wytłumaczyć, dlaczego kasowanie za pomocą kodów QR nie jest pro-pasażerskim rozwiązaniem, należy zastanowić się, po co sięgamy po cyfrowe bilety. Owszem, papierowy jest dzisiaj białym krukiem, ale chodzi przede wszystkim o wygodę. Zamiast przedzierać się przez zatłoczony pojazd, wystarczy kilka ruchów kciukiem. Ba, nawet jeśli autobus czy tramwaj wiezie tylko nas, lepiej wygodnie usiąść na fotelu, a nie podchodzić do kasownika. Proste.
Jakie udogodnienie wprowadza kasowanie za pomocą kodów QR? Takie, że mając cyfrowy bilet i tak musimy szukać znaczka, aby zeskanować go aparatem. Czyli w zasadzie robimy to samo, co w przypadku papierowego biletu – tyle że nie wkładamy papierka do kasownika, ale i tak musimy wykonywać dodatkową, zupełnie niepotrzebną czynność.
W Łodzi sprawa robi się jeszcze bardziej absurdalna
Nieprecyzyjne zapisy w regulaminie spowodowały, że pasażer może dostać mandat za to, że kupił bilet zbyt późno. Zdarzały się sytuacje, że ktoś najpierw wolał znaleźć bezpieczne dla siebie miejsce, by dopiero potem wyjąć telefon i potwierdzić transakcję. Kontroler łapał wówczas taką osobę na „gorącym uczynku”: 6 sekund spóźnienia! Jesteś gapowiczem!
Jak miasto chce więc rozwiązać ten „problem systemowy”? Metodą, która zakłada, że po wejściu do pojazdu trzeba znaleźć znak w pojeździe. Nawet jeżeli ustawiony będzie na wprost wejścia, to i tak konieczne będzie uruchomienie aparatu, najechanie, a wcześniej przede wszystkim wywalczenie pozycji pozwalającej na bezpieczną obsługę telefonu jedną ręką.
Czyli to wszystko zajmie jeszcze więcej czasu niż te konfliktowe kilkanaście sekund!
Nawet MPK Łódź zdaje sobie sprawę z tego, że wdrożenie systemu nie będzie łatwe i przyjemne.
– Prowadzimy prace i rozmowy z operatorami aplikacji, aby dostosować tę dodatkową funkcjonalność. Ponadto MPK Łódź musi, poprzez zastosowanie generatora kodów QR, przygotować i umieścić we wszystkich pojazdach kilka tysięcy znaczników z kodem QR, zawierających niepowtarzalne numery autobusów i tramwajów – tłumaczył lodz.pl Zbigniew Papierski, prezes MPK Łódź.
MPK Łódź łapie się lewą ręką za prawe ucho i bohatersko rozwiązuje problem, który samo stworzyło. Sęk w tym, że zamiast poprawy sytuacji będzie jej pogorszenie, bo żaden pasażer nie będzie zadowolony ze zmiany.
Takie działanie rządzących komunikacją miejska irytuje tym bardziej, gdy spojrzymy na to, jak polska kolej wykorzystuje aplikacje do sprzedaży biletów. Dostępne są one wszędzie i nie zdziwię się, jeśli niedługo odbierając paczkę przy okazji będziemy mogli zaplanować podróż koleją.
Kilka miesięcy temu PKP Intercity zapowiedziało, że w ich aplikacji pasażer sam dokona kontroli – „odprawa” sprawi, że przechodzący obok kontroler nie będzie musiał sprawdzać biletu. Dla pasażera to wygoda, bo nie musi mieć telefonu pod ręką i może zająć się swoimi sprawami. Dla kontrolera również – nie trzeba powtarzać czynności dwukrotnie, co na dłuższych trasach jest normą.
Nie wiadomo czy funkcja po zmianie władz w spółce zostanie dokończona i wdrożona, ale sama zapowiedź pokazuje różnice w sposobie myślenia. Kolejowi przewoźnicy wiedzą, że muszą traktować pasażerów jak partnerów. Zachęcać ich do podróżowania koleją, oferować nowości w aplikacjach, otwierać się na nowe kanały sprzedaży.
Tymczasem w przypadku komunikacji miejskiej pasażer nie jest klientem, a wrogiem
Kimś, kto chce oszukać miasto. Owszem, niestety pewnie takie przypadki się zdarzają, ale to właśnie unowocześnienie podejścia sprawia, że nawet krętacze miękną. I to nie są moje wymysły – ze statystyk wynika, że spada kwota zadłużenia za jazdę bez biletu. Przedstawiciele Krajowego Rejestru Długów podkreślają, że to również dzięki temu, że „organizatorzy wprowadzają szereg kanałów dystrybucji biletów m.in. aplikacje mobilne, bilety elektroniczne kupowane na kartę miejską, biletomaty stacjonarne i te w pojazdach”.
Są jednak miasta, które nie chcą współpracować z dużym sprzedawcą cyfrowych biletów. Opłatę za przejazd trzeba więc uiścić w biletomacie. A co jeśli nie będzie działał albo w ogóle go zabraknie? Nie wiem, turysto, kombinuj. Szukaj sklepu, który jeszcze sprzedaje papierowe bilety. Zamknięty? No szkoda, szkoda, ale nie pomożemy.
To nie są kwestie techniczne. Nie trzeba czekać na opracowanie nowego systemu. To wszystko już jest i działa. Wystarczy odrobina zaufania do mieszkańców, którzy w większości nie chcą oszukiwać, tylko móc wygodnie kupować bilety. Rzuca im się kłody pod nogi. A potem dziwimy się, że miasta są tak zakorkowane.
Zdjęcie główne: alexmak7 / Shutterstock.com