REKLAMA

Coraz mniej gapowiczów. Mówią wprost, czego to zasługa

W beczce miodu jest też łyżka dziegciu, ale pozytyw jest duży i ma związek z… telefonami. I pomyśleć, że mimo tych statystyk w niektórych miastach wypowiada się wojnę kupującym bilety w aplikacjach.

bilety
REKLAMA

Liczba osób wpisanych do Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej za jazdę bez biletu spadła o jedną piątą – informuje Krajowy Rejestr Długów. Jeszcze w czerwcu zeszłego roku w całej Polsce było ich niemal 369 tys., a obecnie niezapłacony mandat ma 290,6 tys. pasażerów. Co za tym idzie zmniejszyła się również wysokość łącznego długu, który aktualnie wynosi prawie 417,8 mln zł. Rok temu sięgał 499,5 mln zł.

REKLAMA

Skąd ta zmiana? Odpowiedź jest prosta

Wiele wskazuje na to, że dziś bilet jest łatwiej kupić. I mówią o tym wprost przedstawiciele KRD.

Ważnym czynnikiem, który sprzyja niższej liczbie długów za mandaty w komunikacji miejskiej, są wszelkie działania podejmowane przez organizatorów transportu publicznego. Z jednej strony organizatorzy wprowadzają szereg kanałów dystrybucji biletów m.in. aplikacje mobilne, bilety elektroniczne kupowane na kartę miejską, biletomaty stacjonarne i te w pojazdach

Powodów jazdy na gapę jest pewnie wiele i każdy z przyłapanych może kierować się innymi pobudkami. Niektórzy chcą w ten sposób „zaoszczędzić” – okradając przez to innych: KRD podkreśla, że spadek długu o prawie 81 mln zł to równowartość kilku tramwajów – inni po prostu „walczą z systemem”, ale znajdą się tacy, którzy chcieli kupić bilet, a nie mogli. I to wcale nie jest głupie tłumaczenie: sam przekonałem się, jak trudno jest dziś opłacić przejazd w tradycyjny sposób, gdy nie można skorzystać z aplikacji. Odbijasz się od 2-3 sklepów, liczysz, że kupisz bilet w pojeździe, a tu biletomatu nie ma, zaś kontroler wypowiada słynne zdanie.

Tym bardziej nie mogę rozumieć, dlaczego walczy się z kupującymi bilet w aplikacji

Skrajny przykład to Łódź, gdzie od grudnia 2023 r. obwiązują nowe przepisy i pasażer musi mieć kupiony cyfrowy bilet „przed rozpoczęciem podróży, jednak najpóźniej po wejściu do pojazdu”. Z tego nieprecyzyjnego stwierdzenia użytek robią kontrolerzy biletów, wręczając mandaty tym, którzy w ciągu 30 s od wejścia nie zdążyli potwierdzić transakcji.

Nie jestem też zwolennikiem rozwiązania obowiązującego w Warszawie czy na Śląsku, gdzie cyfrowy bilet trzeba skasować… skanując kod QR znajdujący się wewnątrz autobusu czy tramwaju.

Tymczasem zamiast rzucać kłody pod nogi i niepotrzebnie utrudniać proces, lepiej całość upraszczać. Jak widać, to działa – jeżeli pasażerowie mają łatwy dostęp do biletów, to z tej formy zakupów korzystają, a liczba zadłużonych z powodu niezapłaconego mandatu spada. Bilet w aplikacji to wygodniejsza i pewniejsza metoda niż np. często psujące się biletomaty, przez które przecież też wiele osób dostało mandat.  

Skoro jest tak dobrze to gdzie ta łyżka dziegciu?

W raporcie czytamy, że w ciągu roku o 60 proc. urosła grupa zadłużonych do 18 r.ż. i obecnie jest to już 2288 osób. Nastolatki muszą oddać ponad 1,14 mln zł. Całkiem sporo.

Teoretycznie pojawia się tu pewien zgrzyt – kto jak kto, ale nastolatkowie raczej nie powinni mieć problemów z korzystaniem z aplikacji (choć faktycznie zdarza się, że mają). W takim razie o co chodzi? Według KRD może wynikać to z różniących się przepisów.

Jeżeli chodzi o młodzież to być może wzrost wynika z nieznajomości taryf operatorów, ponieważ nie jest regułą, że wszędzie mogą oni jeździć za darmo do 18. roku życia. Na przykład w ZTM Katowice darmowe przejazdy przysługują młodzieży do 16. roku życia

– czytamy w raporcie.

Od cyfrowych biletów nie ma ucieczki.

Dobrze pokazuje to przykład kolei, gdzie ta transformacja przebiega wręcz wzorowo. Niedawno Urząd Transportu Kolejowego podał dane za rok 2023, z których wynika, że „sprzedaż biletów na dobre przeniosła się do internetu”.

Niemal 43 proc. biletów pasażerowie kupili przez aplikacje i internetowe systemy sprzedaży. Rok 2023 był kolejnym, w którym spadły udziały sprzedaży biletów w kasach stacjonarnych. W okienkach na dworcach pasażerowie kupili ponad 25 proc. biletów. W porównaniu rok do roku zmniejszyły się również udziały sprzedaży u obsługi pociągu i biletomatach na stacjach. Coraz częściej pasażerowie kupują bilet przez Internet i aplikacje mobilne – w ubiegłym roku aż 42,9 proc. podróżnych skorzystało z tej opcji. Jest to więcej o 8 punktu procentowego niż w 2022 r. i aż o 15 punktów procentowych więcej niż w 2021 r.

- raportuje UTK.

Można wbić szpilkę i przypomnieć, że w zasadzie wybór jest coraz mniejszy, bo kas ubywa. Warto jednak pamiętać, że jeśli nie da się kupić biletu na dworcu to zakup u konduktora nie jest wtedy dodatkowo płatny. Poza tym PKP Intercity inwestuje w te istniejące, aby zakup stacjonarny przypominał internetowe transakcje. Z kolei Polregio stawia na biletomaty, w których można połączyć się zdalnie ze sprzedawcą pomagającym przejść przez proces zakupu. Pomost pomiędzy tradycyjną a internetową jest. Przede wszystkim zaś zakup cyfrowego biletu na pociąg jest wygodny, szybki i łatwy – na dodatek możliwości jest wiele, bo nie trzeba korzystać z jednej aplikacji.

fot. Twitter

Marzy mi się, aby tą drogą poszli odpowiedzialni za komunikację miejską w wielu polskich miastach

REKLAMA

Na razie mamy chaos, w każdym mieście obowiązują inne zasady – w jednym trzeba podać numer boczny pojazdu, w innym skasować kod QR, a w kolejnym pytają o numer linii – a sami używający cyfrowych biletów niekiedy z miejsca traktowani są jako potencjalni oszuści. Wyciągający telefon jedynie w ostateczności, by nie dostać mandatu i tak przechytrzyć kontrolera.

Tymczasem dane Krajowego Rejestru Długów najlepiej pokazują, że jeśli pasażer ma możliwość wygodnego zakupu biletu na przejazd, to z tej opcji coraz chętniej korzysta. I ja wcale nie jestem zdziwiony.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA