REKLAMA

Przed wojną pociągi jeździły jak w zegarku? Sprawdzamy, jak było naprawdę

Idziesz na peron, patrzysz na rozkład jazdy, pociąg przyjeżdża, regulujesz zegarek - taki jest mit o punktualnej przedwojennej kolei. Na ile prawdziwy?

polskie pociagi
REKLAMA

Latem 2023 r. okazało się, że na świeżo wyremontowanym Dworcu Głównym w Gdańsku wyświetlane były dwa różne rozkłady jazdy. W budynku dworca prezentowano niepoprawny – nieuwzględniający opóźnień – ale już w korytarzach prowadzących na peron informacja była zgodna z rzeczywistością. Kolejny rok, kolejna różnica. Jak napisał niedawno Michał Szymajda, zegary należące do PKP SA chodzą 7 min szybciej niż zegary, które obsługuje PKP PLK. I taka sytuacja trwała od co najmniej dwóch tygodni – a może trwa nadal, bo nie wiadomo, czy usterka została naprawiona.

REKLAMA

Przy okazji Szymajda przypomniał o istnieniu mitu, według którego przed wojną polskie pociągi były tak punktualne, że można było na podstawie ich kursowania nastawiać zegarki. Na ile to prawda, a na ile legenda?

Jak to w przypadku wielu mitów bywa i ten jest przesadzony

Chociaż ziarenko prawdy też się kryje. Tyle że nie ma co szukać go w samej punktualności pociągów.

„Częste i znaczne spóźnienia pociągów stały się plagą” – cytował prasę z końca lat 20. XX w. portal Wielka Historia. Jeden z ówczesnych dziennikarzy narzekał, że „spóźnianie się, zwłaszcza pociągów pośpiesznych, jest na porządku dziennym”. We wrześniu 1928 r. „Ilustrowany Kuryer Codzienny” donosił, że opóźnienia dojeżdżających składów do stolicy z Krakowa i Katowic wynosiły od 30 min do nawet 1,5 godz.

Na przełomie lat 20. i 30. narzekań na spóźniające się pociągi było mniej, jednak jak sugeruje Rafał Kuzak mógł to być efekt działań cenzury. Prasa nie publikowała statystyk nie dlatego, że te się poprawiły i problem nie istniał, tylko po prostu nie mogła.

Sama sytuacja kolei utrudniała szybkie i sprawne poruszanie się po kraju

W tekście „Kolejnictwo w Polsce niepodległej” opublikowanym na stronie Urzędu Transportu Kolejowego czytamy:

W 1918 roku, z tych trzech systemów kolejowych niepodległa Polska musiała zbudować spójny, jednolity system komunikacyjny (…) Odbudowa zniszczonej podczas I. wojny światowej infrastruktury i scalanie w jeden spójny „organizm” trzech odrębnych systemów transportowych, różniących się zarówno przepisami w zakresie prowadzenia ruchu pociągów (np. w byłym zaborze austriackim prowadzono ruch lewostronny), jakością taboru i infrastruktury i gęstością sieci, było nie lada wyczynem. W chwili odzyskania niepodległości na polskich kolejach było aż 70 typów szyn, i to w najróżniejszy sposób łączonych i przytwierdzanych.

Dopiero w połowie lat 30. układano już tylko dwa typy szyn: ciężki oraz lekki.

Problemem był nawet język. Wcześniej na terenie ówczesnej II RP posługiwano się obcymi językami urzędowymi, więc polskie słownictwo, w tym przede wszystkim techniczne, ulegało zniekształceniu.

Łatwo sobie wyobrazić trudności, kiedy po odzyskaniu niepodległości polskie władze przejęły koleje i trzeba było wydać przepisy, instrukcje i ustawy w jednolitym, zrozumiałym dla wszystkich i poprawnym technicznym języku polskim. Przykładami pozostałości językowych mogą być: „szpały”, czyli podkłady kolejowe, „wodo kaczka”, czyli wieża wodna lub np. „kurier”, czyli pociąg pospieszny.

To w takim razie skąd ten mit o regulowaniu zegarków?

- Pogląd o tym, że kolej była punktualna wziął się z tego, że przed wojną mało kto miał zegarek, a przejeżdżające pociągi wyznaczały poniekąd porę dnia. Sam tego doświadczyłem, będąc dzieckiem – mówił Adam Gerstmann, kolejarz z 40-letnim stażem, w rozmowie z portalem warszawa.naszemiasto.pl.

Na tę samą kwestię zwracał uwagę Jakub Dybalski w tekście „PKP sprzed stu lat” opublikowanym na łamach "Rynku Kolejowego". O ile, jak pisał, w dużym mieście 10 min spóźnienie było kłopotem, tak na wsi, gdzie nie było zegarków czy radia, pociąg rzeczywiście pozwalał orientować się w czasie. Nawet „jeżdżący niezbyt punktualnie przez całe dwudziestolecie był najlepszym wskaźnikiem regulacji zegarków”.

Czyli tak: owszem, na podstawie pociągów można było ustawiać swój zegarek. Tyle że niekoniecznie wskazywałby on poprawną godzinę, zgodną z tym, co prezentowano na rozkładzie.

Ale kto wie – może za sto lat to o naszych czasach będą powstawały legendy związane z punktualnością pociągów. I nie będą już tym razem aż tak przekłamujące, bo kursujące po polskich torach pojazdy coraz częściej przyjeżdżają na dworce na czas. Jeszcze trochę brakuje, ale poprawa jest widoczna. A ma być tylko lepiej.

Na Spider's Web piszemy o ostatnich nowościach PKP Intercity:

REKLAMA

Zdjęcie główne: Konoplytska / Shutterstock.com

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA