REKLAMA

Facebook, SMS i mail już im nie wystarczą. Oszuści nie odpuszczą nawet na parkingu i dworcu

Chociaż ciągle nie brakuje ofiar przekrętów, to jednak mimo wszystko świadomość nt. internetowych oszustw stale rośnie. Czujność wzrasta i nie wszyscy łapią się na fałszywy SMS, załącznik czy sensacyjną treść opisaną w mediach społecznościowych. Może dlatego przestępcy zmieniają front i uderzają tam, gdzie tego się nie spodziewamy, czyli poza internetem. Wciąż wykorzystując do tego technologie, która pozwala udoskonalić im stare metody.

oszusci poza internetem
REKLAMA

Na łamach Autobloga przestrzegaliśmy przed fałszywymi mandatami. Jak informuje jeden z zarządców parkingów, firma APCOA, zaobserwowano „przypadki wystawienia przez osoby trzecie fałszywych wezwań do zapłaty za brak ważnego biletu parkingowego”.

REKLAMA

Metoda oszustów jest prosta. Przestępcy wkładają za wycieraczki aut „mandaty” rzekomo wystawione przez firmę APCOA. Podany na druku numer konta nie należy do tego przedsiębiorstwa, a do oszustów. Nieświadomy niczego kierowca przesyła pieniądze – najczęściej kilkaset złotych – i zasila konto złodziei.

Pragniemy zwrócić uwagę, że na wezwaniu do zapłaty wystawianym przez służby kontrolne APCOA, widnieje QR kod przekierowujący do strony internetowej, na której można zapoznać się ze szczegółami sprawy. Można na niej zobaczyć numer wezwania, zdjęcia wykonane przez kontrolera, a także poznać powód nałożenia opłaty dodatkowej oraz złożyć reklamację lub opłacić wezwanie do zapłaty. Jest to rozwiązanie, które pozwala na szybkie i wygodne sprawdzenie, czy wystawione wezwanie do zapłaty jest prawdziwe

- przestrzegała firma.

Oszustwo jest dobrym przykładem na to, że złodzieje mogą uderzyć tam, gdzie się tego nie spodziewamy

Mimo wszystko coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, by nie klikać w linki pozwalające opłacić przedmiot lub też wysyłać kod Blik każdemu, kto oto poprosi. Jasne, ofiar przekrętów wciąż nie brakuje, ale czujność wzrasta, podobnie jak liczba kampanii informacyjnych. Mandat za wycieraczką może więc wziąć z zaskoczenia.

Przestępcy doskonale o tym wiedzą i zakładają pułapki poza internetem. Co jakiś czas powraca motyw z wykorzystaniem kodu QR. Np. na parkometrach można było natknąć się na podejrzane naklejki z kodami QR. Ofiara myśli, że w ten sposób będzie mogła opłacić miejsce postojowe. Trafia jednak na fałszywą stronę. Wpisując dane karty, przekazuje je złodziejom i tak może stracić oszczędności.

Na fałszywy kod QR w teorii można natknąć się wszędzie, tym bardziej że nalepka może udawać np. kod pozwalający sprawdzić rozkład jazdy. Jak się chronić? Przede wszystkim nie skanować wzorków, które akurat wpadną nam w oko. Należy je traktować jak linki od nieznanych nadawców i po prostu nie ufać, że prowadzą tam, gdzie powinny.

O tym, że internetowa konieczność weryfikacji przydaje się też w rzeczywistości, świadczyć może przykład fałszywych kontrolerów. Wielokrotnie apelowaliśmy, aby podczas internetowych zakupów – bez względu na to, czy to sklep, czy prywatny sprzedawca – sprawdzać, od kogo nabywamy dany produkt. Kiedy jednak w autobusie czy tramwaju słyszymy „bileciki do kontroli” automatycznie możemy uznać, że to prawdziwi kontrolerzy. A to nadmierne zaufanie ludzi bywało już wykorzystywane.

Plaga fałszywych kontrolerów występowała w 2020 r. O takich przypadkach pisał m.in. Sekurak, powołując się na historię z Krakowa, czy portal trójmiasto.pl. Oszuści chcieli wlepić mandat i zalecali, aby opłacić go od razu na miejscu, gotówką. W Krakowie zaś pojawiła się teoria, że  złodzieje „próbowali pobrać zbliżeniowo pieniądze od ludzi przykładających całe portfele”. Sekurak zwracał uwagę, że w teorii taki atak mógłby zadziałać, ale jest to zbyt skomplikowane. Czytelnik przekonywał jednak, że właśnie tak stracił pieniądze:

A jak oszuści ominęli wymóg podawania PIN-u? Kwota była niższa niż… 50 zł! Wszystko wskazuje na to, że chyba jest to czytnik jakiegoś byłego kontrolera, bo tytuł transakcji zawierał słowo „RENOMA”

Proszą o kupno biletu w biletomacie. Oto dlaczego może się to źle skończyć

Kilka dni temu Niebezpiecznik opisał przykład ciekawego oszustwa rozgrywającego się na dworcu. Do mężczyzny podeszła kobieta i poprosiła o kupno biletu. Tłumaczyła, że nie ma telefonu, jest bez pieniędzy i nie ma jak wrócić do domu. Zgodził się pomóc, ale pod warunkiem, że będzie przy tym, jak kupuje bilet. „Poszkodowana” zaproponowała, że mogą dokonać transakcji w biletomacie, co pozwoli uniknąć kolejek.

Na Spider's Web wyjaśniamy, jak działają oszuści:

Gdy stanęli przy maszynie, kobieta przyznała, że woli, aby całą transakcję opłacić gotówką. Dziwne, bo przecież co za różnica? Ofierze nie zapaliła się jeszcze czerwona lampka i uznał, że jest obojętne, jak zapłaci, więc zgodził się tę formę płatności. Potem pojawiły się kolejne sygnały ostrzegawcze. Kobieta wybrała bilet w pierwszej klasie, co jak na osobę znajdującą się w tarapatach było raczej zbytecznym luksusem – chodziło przecież o to, by jak najszybciej, a nie jak najwygodniej dostać się do domu.

Wszelkie wątpliwości mogły uciec w tej sytuacji:

Przy zakupie biletu na II klasę, przeszła do wyboru pociągu i wtedy okazało się, że najbliższy nie ma wolnych miejsc siedzących. Więc wybrała inny, a nawet sprawdzała czy z innych warszawskich dworców są lepsze połączenia.

Tyle że później zdecydowała się nie na najbliższy pociąg, ale ten odjeżdżający za kilka godzin. Dziwne? Tak. I nie był to przypadek. Kobieta podziękowała za pomoc – zapisała nawet numer, aby później zwrócić środki – i w końcu się rozeszli. Tyle że po kilku minutach mężczyzna czekający na swój pociąg zobaczył, że dziewczyna wychodzi z dyskontu. Kiedy spotkali się wzrokiem, zaczęła rozmawiać z innym mężczyzną. Jak relacjonuje Niebezpiecznik „nie wyglądała ani na całkiem samotną, ani na chwilowo pozbawioną środków do życia”. Później oszukany minął się z mężczyzną na peronie, a ten obdarował go szyderczym uśmiechem. Wtedy zdał sobie sprawę, że został oszukany.

Kobieta nie potrzebowała brać bezpośrednio gotówki. Mając bilet kupiony w biletomacie, poszła go zwrócić do kasy, odzyskując w ten sposób pieniądze. Tyle że nieswoje. Wprawdzie kwota pomniejszona jest o tzw. odstępne, ale wciąż to kasa w ręku za darmo. Dlatego też kobieta zaproponowała, aby transakcję opłacić gotówką. W przypadku płatności kartą do zwrotu potrzebny byłby „plastik” oraz potwierdzenie płatności.

REKLAMA

Jak widać na groźne oszustwa narażeni jesteśmy także poza siecią

A przestępcy robią użytek z nowych rozwiązań czy dostępnych technologii. Oszustwo „nie mam pieniędzy na bilet” jest stare jak świat, ale za sprawą biletomatów przybiera nieco inną formę. Trzeba być czujnym zawsze, bo licho niestety nie śpi. I nie ukrywa się wyłącznie po drugiej stronie ekranu.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA