REKLAMA

W Chorzowie powstaje kosmiczny wieżowiec. Oto inne polskie budynki, dla których inspiracją był kosmos

Kiedy wydawało się, że podbój kosmosu jest kwestią czasu, a po wylądowaniu na Księżycu w kolejce będzie podróż na Marsa, Śląsk miał być zapowiedzią tego, jak może wyglądać przyszłość człowieka. W PRL-u architekci zafascynowani nadchodzącymi latami realizowali szalone, ambitne, futurystyczne wizje. Dziś marzenia o kosmosie nie są już tylko wspomnieniem, bo znowu budynki zaczynają mierzyć wysoko.

spodek
REKLAMA

Spodek to dla wielu pierwsze skojarzenie z Katowicami i symbol archikosmosu – jak nazwać można nurt architektoniczny na Śląsku, w którym architekci garściami czerpali z wyobrażeń na temat podboju kosmosu. Najpierw Gagarin, a potem ekipa Apollo 11 z Neilem Armstrongiem pozwolili wierzyć, że człowiek nie ma żadnych granic i kosmos stoi przed ludzkością otworem.

REKLAMA

I chociaż kosmiczny wyścig był elementem zimnej wojny, kolejną areną starć mocarstw i konkurencyjnych systemów, to zwykły szary człowiek mógł mieć poczucie, że żyje w naprawdę przełomowym okresie. Zarówno tam, na zachodzie, patrząc na takie budynki jak wieża w Seattle czy lotnisko w Los Angeles, jak i u nas, obserwując chociażby Spodek.

Lotnisko w Los Angeles

Dlaczego to akurat na Śląsku przykładów kosmicznej architektury, powstałej w latach 60., 70. i 80., nie brakuje? Czy nie lepsza do realizowania śmiałych, przyszłościowych wizji byłaby odbudowywana stolica? Zastanawiali się nad tym autorzy dokumentu „Archikosmos”, dywagując, że być może to kwestia krajobrazu.

Górnicze otoczenie, hałdy, kopalniane szyby – to przecież widoki rodem z wizji tego, jak wyglądać może Księżyc w pierwszych latach kolonizacji. Faktycznie trudno znaleźć lepsze miejsce, gdzie człowiek okiełznał naturę, uczynił ją sobie poddaną, wykorzystując skarby ziemi do własnego rozwoju. Śląsk rozkwitał, pędził do przodu, więc nic dziwnego, że i architektura musiała wybiegać w przyszłość mocniej, niż w reszcie kraju.

Jeszcze zanim powstał Spodek (1971) mieszkańcy Śląska mogli odwiedzać Planetarium, które wyglądało jak przeniesione z innej, nieznanej nam jeszcze planety. Jego budowę rozpoczęto w 1953 roku, z okazji Roku Kopernikowskiego, a dwa lata później, 4 grudnia, budynek oddano do użytku. Obiekt był swego rodzaju zapowiedzią kosmicznej ery (Gagarin pierwszym człowiekiem w przestrzeni kosmicznej stał się w 1961 r.) i nurtu space age.

Planetarium przeszło niedawno remont

Nietrudno było dać się ponieść modzie na futuryzm, skoro szło się choćby do kina „Kosmos”, który za sprawą neonu i oświetlenia sam śmiało mógłby wystąpić w jakimś filmie science-fiction. A już siedząc na sali filmowej miało się nad głową gwiazdy – bo właśnie tak prezentowały się charakterystyczne lampy.

"Gwiazdy" w Katowicach

Jak gwiazdy wyglądały też bloki na osiedlu Walentego Roździeńskiego. Kosmiczne skojarzenia budzą również wieżowce z osiedla Tysiąclecia. Nazywane są „Kukurydzami”, ale jak zauważał jeden z architektów – Aleksander Franta – blok „w istocie rzutu nie różni się od Gwiazd”, bo ma tylko dodane balkony. To jedne z moich ulubionych budynków w całej Polsce. Przejeżdżając, widząc je z oddali, można poczuć się jak na innej planecie.

Osiedle Tysiąclecia w Katowicach i wyjątkowe "Kukurydze"

Kosmicznych akcentów miało być w Katowicach więcej. Niektórych nie zrealizowano, jak choćby mniejszego statku kosmicznego przed Spodkiem, w którym miał być basen. Niektóre nie przetrwały próby czasu, ze słynną restauracją UFO na wodzie na czele.

Niezwykle przykry los spotkał Ośrodek Postępu Technicznego. Konstrukcje autorstwa Jerzego Gottfrieda byłyby symbolami ery space age’u, gdyby znalazły się np. w Los Angeles – mówili autorzy dokumentu „Archikosmos”. Wystarczy rzucić okiem na trójkątne budynki, które równie dobrze mogłyby być koncepcją pierwszych domów na Marsie. OPT jednak przez lata niszczał, był zapominany, a na okoliczny teren w końcu wjechały koparki. Trochę jak z dawnym katowickim dworcem, przecież też symbolem nowoczesności ery PRL-u, który później stał się przekleństwem miasta – lecz nie z woli architektów, a niedbających o skarby władz.

Przyszłość znowu jest optymistyczna

Kosmiczna architektura, nie tylko Śląska – jak tu nie zachwycać się choćby dworcem autobusowym w Kielcach? – urzeka mnie być może również dlatego, że dziś tak ambitnie się nie marzy. Owszem, powstają ciekawe i piękne budowle, ale nie ma w nich optymizmu, wiary w to, że niemożliwe stanie się możliwe.

Próbuję sobie wyobrazić, jakie wrażenie musiał robić Spodek w latach 70. Nagle w centrum miasta ląduje obiekt kosmiczny, niedaleko jest imponująca mieszkalna megajednostka, niedawno telewizja, radio i prasa donosiły o postawieniu stopy przez człowieka na Księżycu – szara rzeczywistość mogła doskwierać, ale gdzieś musiało też tlić się przekonanie, że jako ludzkość jesteśmy skazani na coś lepszego.

Trudno z perspektywy czasu nie stwierdzić, że przyszłość nas rozczarowała. Dawne wizje się nie sprawdziły, brzmią dziś wyjątkowo śmiesznie i nawinie. I tej wiary młodych lat nie ma też w architekturze, bo nikt nie chce się wygłupiać i ośmieszać próbą snucia wizji. Nie wiemy, jak wyglądać będzie świat za pół roku, więc jak w ogóle moglibyśmy śmieć liczyć na to, że za pół wieku będzie pięknie i kolorowo.

Na Spider's Web piszemy o wyjątkowych polskich budynkach:

Nie oznacza to, że nikt do tych dawnych marzeń się nie odwołuje. W Chorzowie powstaje wieżowiec o nieprzypadkowej nazwie Cosmo. Ma być najwyższym budynkiem w mieście, licząc 64 m – trochę mniej, niż nie tak odległe katowickie „Kukurydze”. Nie jednak to w nim jest wyjątkowe. Architekt Maciej Franta, wnuk Aleksandra Franty odpowiedzialnego m.in. za wspomniane bloki na osiedlu Tysiąclecia, nie ukrywa kosmicznych inspiracji podobnych do tych z okresu śląskiego archikosmosu.

Swoim prostym kształtem i konstrukcją nowoczesny apartamentowiec trochę przypomina rakietę, która szykuje się do startu – albo raczej już wylądowała na stanowisku, które jednocześnie jest wejściem do budynku.

REKLAMA

Z kolei elewacja ma budzić skojarzenie z tunelami. W końcu wydrążone korytarze tak dobrze znane są z dzieł science-fiction i często to właśnie w nich, a nie na powierzchni planet, najpierw może przebywać człowiek, kolonizując nieznane mu tereny.  

I może Cosmo nie jest aż tak kosmiczny jak katowickie „Gwiazdy”, to jednak czerpie z tamtych ideałów archikosmosu, dając nadzieję na to, że futurystyczne pomysły nie muszą być reliktem przeszłości.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA