iPad Pro (2025) z Apple M5 - recenzja. Zawstydza laptopy
Po dwóch tygodniach z iPadem Pro (2025) z Apple M5 już nie mam wątpliwości, że to on jest królem tabletów. Ale czy ma jakieś słabe strony? Recenzja.

iPad Pro (2025) to najnowszy tablet w ofercie Apple’a, który jak zwykle dostępny jest w dwóch rozmiarach, czyli z przekątnymi o długości 11 i 13 cali. Od dwóch tygodni testuję ten mniejszy model, aczkolwiek oba urządzenia różnią się od siebie jedynie wielkością, a specyfikację mają identyczną. Ta z kolei jest iście topowa - zawstydza masę komputerów osobistych z tej samej półki cenowej.
Czytaj inne nasze teksty poświęcone sprzętom Apple’a:
iPad Pro (2025) z M5 - recenzja
Ponownie to właśnie w tej kategorii urządzeń zadebiutował zupełnie nowy chip z rodziny Apple Silicon, na który czekaliśmy półtora roku, czyli Apple M5 (aczkolwiek w przeciwieństwie do Apple M4, który dostępny był na start wyłącznie w tabletach, trafił on równocześnie do nowego 14-calowego MacBooka Pro). Co poza tym się zmieniło w porównaniu do niezwykle udanych iPadów Pro (2024), a co nie?

iPad Pro (2025) z Apple M5 - obudowa i wyświetlacz
Ponownie firma z Cupertino nie zdecydowała się na odświeżenie designu swoich tabletów, które nadal przypominają iPady Pro z 2018 r. Do tego wyglądają identycznie oraz mają dokładnie takie same wymiary, jak modele z poprzedniej kolekcji, co… wcale nie jest wadą! Dzięki temu pasują do nich starsze akcesoria, które dziś można kupić taniej niż na premierę, a wiele osób ma je w domach.
W przypadku akcesoriów do iPadów, takich jak klawiatury Magic Keyboard, rysiki Apple Pencil i oryginalne etui Smart Folio kompatybilność jest z kolei niezwykle istotna - są one, tak po prostu, bardzo drogie. Design nowych tabletów do tego, chociaż od lat się niemal nie zmienia, nie trąci wcale myszką - to niezwykle smukłe urządzenia o grubości jedynie 5,3 mm w wersji 11” i 5,1 mm w wersji 13”.
Dla porównania iPhone Air, czyli najsmuklejszy telefon w ofercie Apple’a, mierzy 5,6 mm. Dzięki temu tablety tej marki nawet po tym, jak założy się na nie to harmonijkowe etui chroniące ekran, nadal wygodnie trzyma się go w dłoni. Do tego tablety są jak na swoje gabaryty bardzo lekkie. iPad Pro (2025) w wersji 13” waży nieco ponad pół kilograma, a w wersji 11” - ok. 440 g.

Ten się również nie zmienił w porównaniu do tego, który już znamy z poprzedników. Apple ponownie zamontował w swoich tabletach z tej wyższej półki panele typu Tandem OLED, które zapewniają głęboką czerń i świetne odwzorowanie kolorów (P3). To absolutnie topowa półka pod względem częstotliwości odświeżania (10-120 Hz), jasności (do 1600 nitów) i rozdzielczości (~266 ppi).
Symetryczne ramki dookoła wyświetlacza nie są przy tym tak szczupłe, jak w smartfonach, ale za to mieści się w nich moduł True Depth potrzebny do działania skanera twarzy Face ID i to bez Dynamicznej Wyspy (znanej z iPhone’ów) ani notcha (obecnego dziś w MacBookach). No i trzymając tablet w dłoni nie wciskamy przypadkowo guzików na skraju ekranu ani nie zasłaniamy paluchami treści.
A czy warto dopłacić do nanostrtukturalnego szkła?
Do tej pory korzystałem z 11-calowego iPada Pro (2024) z klasycznym ekranem, a teraz przesiadłem się na iPada Pro (2025) o tym samym rozmiarze, ale wyposażonego w wyświetlacz pokryty nanostrukturalnym szkłem. Ależ żałuję, że nie miałem możliwości korzystania z tego udogodnienia przez ostatnie półtora roku! Poprawia to diametralnie wrażenia podczas korzystania z tego sprzętu.

Nanostrukturalne szkło, za które oczywiście trzeba dopłacić, można znaleźć w takich urządzeniach Apple’a jak monitory, komputery przenośne oraz właśnie w tabletach. Służy ona do eliminowania odbić i refleksów świetlnych zarówno na dworze w słoneczne dni, jak i w budynkach, jeśli w okolicy znajduje się jakieś silne źródło światła - zwłaszcza punktowe i skierowane prosto w wyświetlacz.
W praktyce działa to fenomenalnie - znacznie rzadziej muszę kombinować z ustawieniem urządzenia tak, aby widzieć w nim to, co faktycznie chcę obejrzeć, a nie odbicie swojej twarzy lub otoczenia. Wyświetlacz do tego czasem przypomina kartkę papieru, co sprawdza się świetnie nie tylko podczas rysowania po nim z użyciem Apple Pencila, ale też np. podczas czytania komiksów.
Z czasem zaobserwowałem tylko jedną rzecz, której się nie spodziewałem - tak jak w przypadku poprzedniego tabletu czerń na ekranie niemal zawsze zlewała się z tą w ramce, tak teraz czasem widać kontrast na ich łączeniu. Dzięki temu co prawda od razu widać, jak bardzo ta dodatkowo płatna warstwa pomaga, ale mimo to żałuję, że nie pokryto nanostrukturalnym szkłem całego frontu!

No i nie powiem, uwiera mnie również fakt, iż ekrany z nanostrukturalnym szkłem nadal nie są montowane za dopłatą w tych topowych iPhone’ach. Telefony od Apple’a mają co prawda warstwę służącą do eliminowania odbić, no ale i tak w niektórych warunkach zmieniają się niemal w lusterko, podczas gdy treści wyświetlane na iPadzie pozostają w tym samym miejscu dobrze widoczne.
iPad Pro (2025) - wydajność
Tak jak obudowy i wyświetlacze się nie zmieniły, tak nowa generacja tabletów Apple’a wyposażona została w jeszcze mocniejsze podzespoły, czyli chip Apple M5 w miejsce Apple M4. Co ciekawe, ten dostępny jest w dwóch wersjach w zależności od tego… na jaką pojemność pamięci się zdecydujemy. Poszczególne modele różnią się również pod względem tego, ile pamięci operacyjnej mają do dyspozycji.
iPady Pro (2025) z 256 GB i 512 GB wyposażone są w chipy z 9 rdzeniami CPU, 10 rdzeniami GPU (z akceleratorami Neural Acceletaror, co jest nowością) i 16 rdzeni NPU oraz w 12 GB RAM-u. W przypadku modeli z 1 TB (jak w testowanym egzemplarzu) i 2 TB pamięci mamy 10 rdzeni CPU i 16 GB RAM-u do dyspozycji; ten w każdym Apple M5 ma 153 GB/s przepustowości (w miejsce 120 GB/s z Apple M4).

To wszystko przekłada się oczywiście na wyższą wydajność, której oczywiście nie dostrzega się podczas codziennego użytkowania tabletu. Starszy model z Apple M4 podczas korzystania z przeglądarki internetowej, edytora tekstu lub aplikacji do obsługi social mediów jest równie szybki. Dopiero podczas takich zadań jak np. renderowanie wideo czuć, że jest szybciej.
Cieszy też większa ilość pamięci operacyjnej. Dzięki temu aplikacje działające w tle rzadziej są ubijane, gdy odpalimy jakiś zasobożerny proces, a przełączanie się między nimi jest sprawne - co się przydaje podczas pracy wielozadaniowej. Do tego wszystkie zadania są realizowane szybciej, w tym np. transkrypcja mowy na tekst, retuszowanie grafik itd. A my tym samym oszczędzamy cenny czas.
A jak to wypada w benchmarkach? iPad Pro (2025) z Apple M4 w benchmarku Geekbench 6 uzyskuje wyniki ok. 10 proc. lepsze od iPada Pro (2024) z Apple M4 w testach wydajności zarówno pojedynczego rdzenia, jak i wielu rdzeni. Jest też 35 proc. szybszy podczas obliczeń wykorzystujących Metal API. Geekbench AI pokazuje też wyraźny wzrost wydajności w obliczeniach wykorzystujących NPU.

Co jeszcze warto wiedzieć o iPadzie Pro (2025)?
Nowe tablety szybciej się ładują: wedle specyfikacji do 50 proc. w 30 min. W moim przypadku to bez znaczenia - i tak podłączam kabel do tabletu średnio co dwa dni przed snem. W ubiegły czwartek pracowałem na nim przez 5,5 godz., a i tak pod koniec dnia zostało mu 36 proc. ładunku. Wczoraj przez 4,5 godz. oglądałem Netfliksa i czytałem komiksy, a na koniec dnia miałem… 70 proc.
Aby rozładować iPada Pro przed końcem dnia musiałbym na nim przez bite kilka godzin montować wideo lub grać w wymagające gry. W obu tych zastosowaniach urządzenie sprawdza się przy tym świetnie - bo ma naprawdę ogromny zapas mocy. Tablet bez problemu radzi sobie też z obliczeniami związanymi ze sztuczną inteligencją, a do tego można na nim odpalać lokalnie LLM-y.
iPad Pro (2025) wyposażony został również w autorski chip Apple N1, dzięki czemu użytkownicy mogą skorzystać z modułów Wi-Fi 7 i Bluetooth 6. W sprzedaży jest również wersja z nowym modemem Apple C1X, który zapewnia obsługę sieci 5G. W obudowie nie ma przy tym tacki na SIM-a, ale wirtualną kartę można wgrać samemu, a ESIM od jednego z parterów Apple’a można wygenerować w ustawieniach.

Warto też wspomnieć o tym, iż w nowym modelu, podobnie jak w poprzedniku, przedni aparat zamontowano na dłuższym, a nie na krótszym boku. Pomaga to podczas wideokonferencji, jeśli ustawiamy tablet w poziomie (czy to w etui, czy to po podpięciu do Magic Keyboard), a zwykle właśnie w takiej orientacji korzystamy z tych wszystkich Zoomów, Teamsów i innych Webexów.
Przednia kamera obsługuje tryb Center Stage, dzięki czemu kadr na nas się skupia i za nami podąża, ale przechwytuje ujęcia w rozdzielczości 12 Mpix, więc nie trafił tutaj moduł z tegorocznych iPhone’ów robiących selfie o wielkości do 18 Mpix. A co z tylnym aparatem? Mamy tutaj jeden obiektyw z LiDAR-em, który robi 12-megapikselowe zdjęcia. Do skanowania dokumentów nadaje się super.
A czy iPad Pro (2025) ma jakieś słabe strony?
W tym przypadku, po raz kolejny, piętą achillesową pozostaje oprogramowanie. iPadOS 26 zainstalowany fabrycznie na tym urządzeniu, który bazuje na systemie iOS z iPhone’ów, jest już dojrzały, ale nadal nie ma wszystkich możliwości, jakie dają nam komputery z rodziny Mac. Na urządzeniu możemy zainstalować wyłącznie oprogramowanie pisane z myślą o tabletach.

Co prawda coraz więcej firm wypuszcza aplikacje kierowane do profesjonalistów w wersji tabletowej dostosowanej do obsługi dotykiem, ale często jest wykastrowane z niektórych funkcji lub są np. problemy z kompatybilnością projektów. Apple sam nie daje tutaj dobrego przykładu: projekty z Final Cut for iPad zaimportujemy do aplikacji w wersji desktopowej, ale już nie odwrotnie…
Wybrane aplikacje z iPadów można przy tym instalować na komputerach Mac, ale nie działa to w drugą stronę. Od lat marzę zaś o tym, aby na tabletach dało odpalić się albo macOS-a, albo przynajmniej same aplikacje z macOS-a. W końcu montowane są w nich już od lat podzespoły klasy desktopowej, a do tego mamy obsługę zewnętrznych ekranów z opcją pracy w oknach…
Tyle dobrego, że iPadOS 26 wprowadził nowy tryb pracy w oknach obok Stage Managera. Dzięki temu możemy dowolnie zmieniać ich wielkość i układ, a nie tylko w ograniczonym zakresie. Pomaga to w pracy, aczkolwiek głównie po podłączeniu monitora; na 11- i 13-calowych ekranach, czy to w iPadach, czy to w MacBookach, i tak pracuję zwykle w trybie pełnoekranowym.

A czego oczekiwałbym od kolejnej wersji iPada Pro oprócz obsługi oprogramowania desktopowego? Przede wszystkim przeprojektowanej klawiatury Magic Keyboard! Ta łączy się z tabletem poprzez piny na pleckach, a chociaż wyposażona jest w port USB-C, to służy on jedynie do ładowania. Zdecydowanie preferowałbym, gdybym mógł podłączyć monitor bezpośrednio do klawiatury.
Obecnie do korzystania z monitorów i innych akcesoriów służy port na krótszej krawędzi tabletu i to po prawej stronie, jeśli ustawimy go w trybie poziomym. Podczas pracy przy biurku zawsze musi dyndać tym samym kabel i to w okolicy tej części blatu, po której jeżdżę myszką. Tyle dobrego, że to złącze obsługuje standardy Thunderbolt i USB 4 do szybkiego transferu danych.
A ile iPad Pro (2025) z Apple M5 kosztuje i czy warto go kupić?
iPad Pro (2025) w wersji 11-calowej z bazowym Apple M5, 12 GB RAM-u i 256 GB pamięci wewnętrznej wyceniono na 4999 zł. To dokładnie tyle samo, ile płaci się za tego bazowego MacBooka Air, które obecnie oferowany jest z chipem z Apple M4, dyskiem o takiej samej pojemności, co w tablecie i 16 GB RAM-u. Klienci mają tym samym twardy orzech do zgryzienia, na który z tych sprzętów się zdecydować.

Oczywiście te 5 tys. zł to dopiero początek. Dopłata do modelu o dwukrotnie większej pojemności wynosi równy 1 tys. zł, czyli iPad Pro (2025) z Apple M5 i 256 GB pamięci wewnętrznej kosztuje dokładnie 5999 zł. A co z modelami z 1 TB i 2 TB pamięci wewnętrznej z dodatkowym rdzeniem CPU i 16 GB RAM-u? Dopłacamy tu 3 lub 5 tys. zł, co oznacza, że ich ceny wynoszą 7999 zł i 9999 zł.
Niezależnie od pojemności, dostępne są warianty z modemem 5G, za który dopłaca się kolejne 500 zł. W przypadku modeli z 1 TB lub 2 TB pamięci możliwa jest też dopłata do wspomnianego nanostrtukturalnego szkła, która również wynosi 500 zł. Z kolei iPad Pro (2025) z Apple M5 z 13-calowym wyświetlaczem, niezależnie od konfiguracji, jest o 1500 zł droższy od modelu 11-calowego.
Łatwo policzyć, że iPad Pro (2025) w wersji 13” z mocniejszym chipem Apple M5, 2 TB pamięci wewnętrznej i 16 GB RAM-u kosztuje tym samym 12999 zł, a to poziom MacBooka Pro (2025) o tej samej specyfikacji. Jeśli dorzucimy do tego od razu te topowe akcesoria Apple’a, to za Apple Pencil Pro dopłacimy 649 zł, a za Magic Keyboard - 1799 zł (w wersji 11” wyceniona jest zaś na 1499 zł).

Taki zestaw kosztuje, bagatela, 15 tys. zł, a to kosmiczne pieniądze jak za urządzenie z tej kategorii. I tak jak nie ma wątpliwości, że iPad Pro (2025) jest królem tabletów, tak mogę go polecić tylko tym osobom, które wykorzystają go do pracy zarobkowej w terenie. Do tego muszą być pewni, że sprawdzi się lepiej niż klasyczny laptop i być świadomymi ograniczeń systemu iPadOS.
Jeśli te wszystkie warunki będą spełnione, to oczywiście iPad Pro (2025) z Apple M5 będzie świetnym wyborem, ale nie oszukujmy się - grupa docelowa tego urządzenia jest naprawdę wąska. Na szczęście w ofercie Apple’a jest masa innych tabletów z różnych półek cenowych, a te podstawowe iPady, iPady mini i iPady Air dla typowych konsumentów i tak będą więcej niż wystarczające.







































