Trzonolinowiec - wieżowiec do góry nogami. Polski budynek to ewenement na skalę europejską
Wrocławski Trzonolinowiec wygląda, jakby unosił się w powietrzu. Bardzo często smucimy się, że perełki sprzed lat niszczeją i są rozbierane, ale w tym przypadku będzie raczej szczęśliwe zakończenie. Niezwykły wieżowiec ma szansę odzyskać drugie życie.
Uwielbiam wielkie, masywne budynki, których podstawa jest lekka i wręcz niewiarygodna. Cienkie słupy potrafią utrzymać kolosa. Tak jest w przypadku wieżowca PKP w Łodzi, nazywanego „Żyletą”, przez swój ostry, wąski kształt. Z daleka widać poważną konstrukcję, którą podtrzymują chudziutkie nóżki.
Ciekawie wygląda też wieżowiec Zjednoczenia Przemysłu Ceramiki Budowlanej w Poznaniu, usadowiony na niewielkiej podstawie, ale utrzymywany przez malutką odwróconą piramidę. Magia, prawdziwa magia.
Wrocławski Trzonolinowiec zaprzecza prawom fizyki
Przytoczone wyżej budynki nawet nie zbliżają się pod względem niesamowitości do wrocławskiego Trzonolinowca. Zaprojektowany przez Andrzeja Skorupę i Jacka Burzyńskiego był pierwszym tego typu wieżowcem w Polsce - i do dziś to jeden z niewielu w Europie. Podtrzymywał go system lin stalowych, przenoszących obciążenia płyt stropowych na żelbetowy trzon. „System ten miał umożliwić odciążenie konstrukcji nośnej budynku, przyczyniając się zarazem do znacznych oszczędności wynikających z redukcji elementów konstrukcyjnych” – wyjaśniał Maciej Czarnecki.
Prekursorską wizję niejako wymusił teren, na którym wieżowiec miał stanąć. Działka była niewielka, wąska, zabudowana. Nietypowa konstrukcja pozwoliła uniknąć wykorzystania dźwigu.
Najpierw wybudowano raczej wąską, pozbawioną okien kilkudziesięciometrową betonową wieżę. Następnie zaś, na tym zasadniczym trzonie budowli przenoszącym wszystkie obciążenia na fundamenty, zawieszano od góry na linach olbrzymie, kwadratowe, sprasowane płyty. Jako pierwszy zawisł na linach dach budynku, będący jednocześnie sufitem najwyższej kondygnacji. Wszystkie te płyty mocowane były wokół szkieletu – centralnej wieży – i zawieszane na stalowych linach, a kolejne piętra były podwieszane bezpośrednio do kondygnacji znajdującej się powyżej.
- opisywał Arkadiusz Förster, historyk sztuki.
Dziś idąc z daleka i nie widząc dokładnie lin, ma się wrażenie, że budynek unosi się w powietrzu. Nawet z bliska robi to potężne wrażenie – jak to możliwe, że konstrukcja się trzyma? Takie pytania zadawano sobie od początku, w 1967 r., kiedy Trzonolinowiec został oddany do użytku i wprowadzili się pierwsi mieszkańcy. Szybko zaczęli narzekać na eksperyment. Ponoć gdy wiał wiatr, wieżowiec się kołysał i na ścianach powstawały rysy.
Należy pamiętać, że budowanie takich obiektów wymaga by kierownik budowy posiadał uprawnienia budowlane.
Wanda Dybalska, dziennikarka wrocławskiej „Wyborczej”, kilka lat temu dotarła do protokołu odbioru technicznego Trzonolinowca. Już na starcie zdawano sobie sprawę z niedociągnięć. A raczej gdzie tam były dociągnięcia, jak mawiał klasyk. Ściany odstawały od pionu, pęknięte szyby, zacieki, uszkodzone zamki. Brak dzwonków w niektórych mieszkaniach był najmniejszym z problemów.
Kpiła nawet propagandowa Polska Kronika Filmowa. Zwracano uwagę, że nie dawało się zamknąć szafek, drzwi były wąskie, pokoje małe, nie było parapetów („oszczędność na firankach” – szydził lektor). Tak było wewnątrz. Z zewnątrz konstrukcja nie przekonywała. W rozmowie z wrocławską „Wyborczą” Stefania Gardecka, jedna z najstarszych mieszkanek, wspominała, że większość bała się, że Trzonolinowiec po prostu się zawali. Nikt nie chciał w nim mieszkać. Władze rozwiązały ten sposób praktycznie. Zamieszkali w nim ludzie kultury, artyści oderwani od ziemi jak wieżowiec.
Legendy na temat trzonolinowca zaczęły krążyć po tym, gdy w wyniku wypadku na polowaniu zginął 35-letni projektant Jacek Burzyński
Plotkowano, że jego śmierć to samobójstwo mające związek z wieżowcem – że jego twórca podejrzewał, że z dziełem coś się stanie. Potem z budynku skoczyły dwie kobiety, więc uznano, że nietypowa konstrukcja po prostu przyciąga desperatów.
Szybko uznano, że Trzonolinowiec wymaga jednak lepszego utwardzenia, by pewniej trzymał się ziemi. Stalowe linie wsparto elementami podpierającymi. Mimo pewnych niedogodności Maciej Czarnecki pisał, że „trudności konstrukcyjne przy jego realizacji były możliwe do przezwyciężenia w toku kolejnych studiów nad udoskonaleniem technologii”. Projektu jednak nie kontynuowano, a wrocławski wieżowiec jest więc ewenementem w Polsce, a i wyjątkiem na skale europejską. Chociaż, jak pisał Förster, zmiany konstrukcyjne sprawiły, że wieżowiec przestał być budowlą wiszącą na linach i zatracono w ten sposób główną ideę projektantów.
Latem 2023 okazało się, że Trzonolinowiec jest w złym stanie technicznym i wymaga pilnych prac. Zarządca poinformował, że wieżowiec należy jak najszybciej opuścić i opracować plan naprawy, a nawet rozbiórki. W sierpniu wspólnota mieszkaniowa złożyła wniosek o wpis do rejestru zabytków. Decyzja zapadła 27 listopada i Dolnośląski Wojewódzki Konserwator Zabytków objął Trzonolinowiec ścisłą ochroną konserwatorską.
Na Spider's Web piszemy o wyjątkowych polskich budynkach:
Tym samym otwiera się możliwość przeprowadzenia fachowego remontu Trzonolinowca, z poszanowaniem zachowanej oryginalnej substancji i formy, oraz możliwość docelowej rewaloryzacji zabytku; wpis do rejestru zabytków daje też możliwość ubiegania się o finanse ze źródeł zewnętrznych - zaznaczył konserwator. Jest więc nadzieja, że konstrukcyjna perełka zachwyci na nowo.