REKLAMA

Elon Musk od roku rządzi Twitterem. Oto czego nauczyliśmy się od miliardera na temat naszej pozycji w internecie

Minął rok od kiedy Elon Musk dopiął zakup Twittera i stopniowo zaczął wprowadzać w nim zmiany. Jedno z najważniejszych wydarzeń w świecie technologii w ciągu ostatnich kilku lat, stało się także lekcją dla nas, dając do myślenia na temat pozycji, w jakiej się znajdujemy jako użytkownicy końcowi.

Elon Musk od roku rządzi Twitterem. Oto czego nauczył nas miliarder
REKLAMA

Przez miesiące Elon Musk publikował wpisy i udzielał wypowiedzi, z których można łatwo wywnioskować, że Twitter miał dla ekscentrycznego miliardera duże znaczenie. Z czasem można było wyłapać także sugestie, że najbogatszy człowiek świata przejmie popularny serwis społecznościowy. 27 października 2022 roku stało się to, czego oczekiwali wszyscy: Elon Musk wkroczył do siedziby Twittera w San Francisco nie jako gość, ale jako właściciel i szef wszystkich pracujących tam osób.

REKLAMA

Od tego momentu Chif Twit podjął dziesiątki decyzji, które umieściły go na pierwszych stronach serwisów technologicznych - i nie tylko. Od historycznie jednych z największych zwolnień w branży tech i zmonetyzowania Twittera na niespotykaną wcześniej skalę, poprzez formalne wymazanie Twitter Inc. i identyfikacji wizualnej Twittera, aż po samodzielne transmitowanie na X (dawnym Twitterze) gry w ramach testów nowych funkcji, Elon Musk powoli realizuje swój plan stworzenia X - platformy do wszystkiego.

Decyzji tych można nie pochwalać, można się z nimi zgadzać lub po prostu pozostać wobec nich obojętnymi: "Nie mam Twittera, nie obchodzi mnie to". Jednak do pewnego stopnia zmienił on naszą rzeczywistość.

Darmowość w internecie to przywilej, nie dobro gwarantowane

W internecie panuje pewne niepisane przeświadczenie, że wszystkie treści i usługi, do których mamy dostęp, są darmowe i gwarantowane. Nawet pomimo zdawania sobie sprawy z istnienia oraz funkcjonowania płatnych serwisów i praw autorskich, rzeczą normalną jest, że przy logowaniu na Facebooka nikt nie prosi o złotówkę, że TikTok nie jest na abonament, a nikt nie będzie cię ścigał z pałką w ręku za wrzucenie na zdjęcie profilowe fotografii wziętej z wyszukiwarki internetowej. A jednak kiedy Elon Musk ogłaszał zamykanie za paywallem (pod postacią subskrypcji Twitter Blue/X Premium) kolejnych funkcji serwisu, w tym wyświetlania postów, narastało oburzenie i zaskoczenie.

Elon Musk w ten sposób ukazał kruchość obrazu świata, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Serwisy społecznościowe (czy jakiekolwiek inne), z których korzystamy na co dzień, nie są jak ławki w miejskim parku czy jak antyczne Forum Romanum. Współczesnemu internetowi bliżej do parku rozrywki, gdzie przy wejściu na każdą atrakcję wisi regulamin - ignorowany przez odwiedzających - z małym dopiskiem "Obecnie wejście jest darmowe, ale w obliczu nieprzewidzianych wydarzeń, w przyszłości może stać się płatne".

Choć miliarderowi przyświeca piękna idea stworzenia wirtualnego "miejskiego rynku", to Twitter/X jest niczym więcej jak serwisem społecznościowym, w świetle prawa niczym innym jak własnością Elona Muska, którą ten może dowolnie dysponować.

Nic w internecie nie trwa wiecznie

Na przestrzeni lat Twitter mniej lub bardziej zmieniał swój wygląd, dodawał i usuwał funkcje, jednak przez lata wiele aspektów platformy społecznościowej przetrwało aż do teraz (albo do przejęcia przez Elona Muska): charakterystyczne krótkie posty, które można przekazać dalej obserwującym lub zacytować, system obserwujących, polubień oraz komentarzy, a to wszystko pod skrzydłami charakterystycznego błękitnego ptaszka.

Przyznam się bez bicia, że ja sama te i inne aspekty Twittera uznawałam za elementy niezmienne. Że nieważne co się stanie w przyszłości, Twitter się nie zmieni, bo jego marka jest zbyt silna, a sposób działania zbyt charakterystyczny. To było dla mnie jak Google: wiesz, że kiedy otworzysz nową kartę to ukaże ci się logo Google'a i pasek wyszukiwania - oba na białym tle. To, że będę na Twitterze przez lata było dla mnie tak oczywiste jak pozostanie przy moim obecnym operatorze telefonii komórkowej przez następne kilka lat, bo mam zero powodów do zmiany go.

Jednak Twitter powoli wywracany jest do góry nogami, zniknął ikoniczny ptaszek, dostęp do niektórych funkcji został ograniczony, algorytmy sugerują mi nie potencjalnie interesujące treści, a ludzi, którzy płacą za subskrypcję X Premium. Z kolei w głowie staram się poukładać fakt, że zaraz będziemy mieć nie X, nie Twittera, a de facto amerykańskie Weibo - chiński serwis do wszystkiego. Są także rzesze osób i instytucji, które opuściły Twittera jeszcze zanim ten przeszedł rebranding, które także mi dały do myślenia.

Choć zmiany na Twitterze nie zaszły w ciągu kilku dni, a w historii technologii mieliśmy wiele momentów "nic nie trwa wiecznie", to przejęcie Twittera przez Elona Muska może być najtwardszym obuchem, jaki trafił w nas w ostatnich latach.

Media społecznościowe powinny być bardziej kontrolowane

Wolność słowa była dla Elona Muska szczególną wartością gdy ten wchodził do siedziby Twittera ze zlewem w rękach. Jednak w swej obecnej formie X bardziej zagraża wolności słowa i obiektywnej prawdzie, niż promuje istotne dla Muska wartości (no chyba, że tymi wartościami są jego własne posty).

Przede wszystkim chodzi tu o zmiany w algorytmie, które w dużym skrócie promują osoby płacące za subskrypcję X Premium, przedstawicieli partii Republikanów i Demokratów, oraz samego Chif Twit. Całkowicie zmieniono (właściwie to usunięto) sposób weryfikowania kont, redukując go do comiesięcznej (lub corocznej) opłaty. Oznacza to, że wszelkie konta należące do instytucji, organizacji, firm, polityków, naukowców, dziennikarzy i innych jednostek zaufania społecznego, by zachować charakterystyczny znaczek, muszą po prostu zapłacić. Podczas gdy na innych platformach, by go uzyskać, nadal trzeba przejść proces weryfikacji przez pracowników.

W kwietniu bieżącego roku Elon Musk zdecydował o kilku zmianach wycelowanych w media. Przede wszystkim zlikwidował on oznaczenia profili powiązanych z rządem oraz mediami kontrolowanymi przez państwo. To z kolei sprawiło, że informacje pochodzące od mediów chińskich, rosyjskich czy irańskich zaczęły pokazywać się zarówno w wynikach wyszukiwania, jak i są sugerowane w zakładce "Dla ciebie". Natomiast jako przykłady mediów powiązanych z państwem Centrum Pomocy X wymienia BBC i NPR - te same media, które Twitter wymieniał jako przykłady mediów niepowiązanych z państwem.

To są jedynie przykłady zmian, które doprowadziły do uznania przez Unię Europejską X za centrum dezinformacji. Choć nieusuwanie przez serwis treści leży w interesie samozwańczego absolutysty wolności słowa, to działa ono na szkodę nas wszystkich, prowadząc albo do przekazywania fake newsów (pamiętacie sytuację z Pentagonem?) albo do utraty zaufania, a więc i braku wiarygodności platformy jako takiej.

Oczywiście można teraz wyciągnąć kartę "Nie używam Twittera/X, mnie to nie obchodzi", jednak używa go spora część dziennikarzy, a w każdym wieczornym wydaniu "Wiadomości" czy "Faktów" od lat przewija się po kilka Tweetów. Ze względu na specyfikę serwisu Twitter jest także niezwykle poręcznym medium dla polityków, administracji (choćby stąd dowiadujemy się o wielu alertach CERT Polska) czy po prostu gwiazd popkultury.

Twitter jest elementem globalnego systemu medialnego i jest przykładem tego jak zbyt wiele mocy w rękach jednego człowieka może doprowadzić do chaosu, aniżeli wolności w jakiejkolwiek formie. I choć mówimy tu w kontekście przejęcia Twittera przez Elona Muska, to cała sytuacja uwidacznia bardziej złożony problem, który powinniśmy zaadresować wobec podobnych przejęć mogących mieć miejsce w przyszłości.

REKLAMA

Więcej na temat Twittera:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA