REKLAMA

Sytuacja z Elonem Muskiem staje się abstrakcyjna. To parodia technokracji

Nigdy nie będziesz jak Elon Musk. Mało kto będzie. Przedsiębiorca i polityk jest na dobrej drodze do stania się jedną z najbardziej wpływowych osób w historii nowożytnej cywilizacji. Jak to o nas świadczy?

Elon Musk Tesla
REKLAMA

Akcjonariusze Tesli zatwierdzili pakiet wynagrodzeń dla Elona Muska, którego wartość może sięgnąć biliona dolarów. Nie chodzi o milion ani miliard, lecz o bilion, czyli tysiąc miliardów, liczbę z dwunastoma zerami. Dla porównania: przeciętny Polak, zarabiający około 53 tys. zł rocznie, musiałby pracować przez 80 mln lat, aby zgromadzić taką kwotę. 

Zatrzymajmy się na chwilę przy tej liczbie. Osiemdziesiąt milionów lat to okres dłuższy niż całe panowanie dinozaurów na Ziemi. To czas, w którym ewolucja zdążyła przekształcić naczelne w istoty zdolne do myślenia abstrakcyjnego. A dla jednego człowieka - już dziś najbogatszego w historii, z majątkiem szacowanym na 500 mld dol. - może to być jedynie kolejny punkt w CV.

REKLAMA

Czytaj też:

Anatomia astronomicznego bogactwa

Pakiet wynagrodzeń zatwierdzony przez akcjonariuszy Tesli nie jest zwykłą premią. To rozbudowany system motywacyjny rozpisany na dekadę, podzielony na dwanaście transz. Każda z nich zostanie uruchomiona dopiero po osiągnięciu konkretnych celów biznesowych. Musk musi doprowadzić do wzrostu kapitalizacji Tesli z 1,54 bln dol. do 8,5 bln - czyli o 466 proc. Firma ma też dostarczać 20 mln pojazdów rocznie, wprowadzić na drogi milion robotaksówek oraz sprzedać milion humanoidalnych robotów Optimus. 

Elon Musk

Jeśli wszystkie cele zostaną zrealizowane to Musk otrzyma 423,7 mln nowych akcji Tesli, zwiększając swój udział w spółce z 13 do 25 procent. W praktyce oznacza to, że przez kolejne dziesięć lat będzie zarabiał średnio 275 mln dol. dziennie - ponad osiem milionów razy więcej niż przeciętny Polak. To suma, która przewyższa roczne dochody tysięcy rodzin, wydawana zanim zdążycie wypić poranną kawę. 

Ironia jest oczywista. Musk, który nie pobiera tradycyjnej pensji jako CEO, stał się symbolem modelu pay for performance - wynagradzania za wyniki. Teoretycznie sprawiedliwego: zarabiasz tylko wtedy, gdy firma rośnie. Ale gdy mówimy o pakiecie większym niż PKB ponad 150 krajów świata sprawiedliwość nabiera zupełnie innego znaczenia. 

 Jak zrozumieć niewyobrażalne

Bilion dolarów wymaga punktów odniesienia. To dziesięciokrotność kwoty, którą bogate państwa zobowiązały się przeznaczać rocznie na walkę ze zmianami klimatu w ramach Porozumienia Paryskiego. To więcej niż całe PKB Polski - kraju liczącego 38 mln mieszkańców i będącego jedną z największych gospodarek Europy Środkowo-Wschodniej. 

Historyczne porównania również robią wrażenie. John D. Rockefeller, przez dekady uznawany za najbogatszego Amerykanina, zgromadził majątek wart około 400 mld dol. w dzisiejszych pieniądzach. Andrew Carnegie, stalowy magnat XIX wieku, osiągnął szczyt na poziomie 375 mld. Obaj kontrolowali całe sektory gospodarki - ropę i stal. Jednak nawet ich fortuny, przeliczone na współczesne wartości, są mniejsze niż obecny majątek Muska, szacowany na 500 mld dol. 

Poprzedni rekordowy pakiet wynagrodzeń dla CEO w historii amerykańskiego biznesu wynosił 56 mld dol. - również dla Muska, choć został unieważniony przez sąd w Delaware w ubiegłym roku. Nowy pakiet jest niemal dwudziestokrotnie większy. To jak pomnożyć absurd przez absurd i otrzymać coś, co wymyka się ludzkiemu pojmowaniu. 

Źródła fortuny: od PayPala do imperium technologicznego

Historia bogactwa Muska zaczęła się stosunkowo skromnie. W 2002 r., po sprzedaży PayPala eBay’owi za 1,5 mld dol., Musk otrzymał około 180 mln. To był punkt startowy imperium, które dziś obejmuje Teslę (1,54 bln kapitalizacji), SpaceX (około 110 mld), platformę X (dawniej Twitter, około 25 mld), Neuralink i The Boring Company (łącznie około 10 mld). 

Kluczem do jego fortuny są udziały kapitałowe, nie pensja. Około 68 proc. majątku Muska pochodzi z akcji Tesli, 22 proc. ze SpaceX. Oznacza to, że jego bogactwo jest w dużej mierze papierowe - zależne od wyceny giełdowej, która może się gwałtownie zmieniać. Codzienne wahania wartości sięgają dziesiątków miliardów dolarów. Ale nawet jeśli to tylko liczby na ekranie to przekładają się one na realną władzę ekonomiczną i polityczną. 

100 ton na orbitę w jeden lot. Starship ma to zrobić już za rok
SpaceX Starship

Tesla zrewolucjonizowała przemysł motoryzacyjny, zmuszając tradycyjnych producentów do przyspieszenia transformacji elektrycznej. SpaceX zdominowała rynek komercyjnych startów rakiet, obniżając koszty dostępu do kosmosu. Te osiągnięcia są bezdyskusyjne. Jednak pytanie pozostaje: czy usprawiedliwiają one taką koncentrację bogactwa w rękach jednej osoby? 

Techno-oligarchia: władza bez demokratycznej legitymacji

Pojęcie technokracja pierwotnie oznaczało system, w którym decyzje podejmują eksperci i inżynierowie, kierując się wiedzą naukową, a nie wolą polityków. W latach 30. XX wieku, w czasie Wielkiego Kryzysu, ruch technokratyczny postulował, by naukowcy przejęli kontrolę nad gospodarką. Wizja ta nigdy się nie ziściła, ale jej współczesna mutacja budzi niepokój. 

Dzisiejsza techno-oligarchia to nie rządy ekspertów w interesie publicznym, lecz władza niewielkiej grupy ultrabogatych właścicieli firm technologicznych. Elon Musk, Mark Zuckerberg, Jeff Bezos, Larry Page, Sergey Brin - to nazwiska, które definiują naszą epokę. Kontrolują infrastrukturę cyfrową, od której zależy współczesna cywilizacja: media społecznościowe, wyszukiwarki, chmury obliczeniowe, systemy płatności. 

W odróżnieniu od tradycyjnych oligarchii, które opierały się na kontroli zasobów naturalnych czy kapitału, techno-oligarchia czerpie władzę z manipulacji informacją, algorytmami i ekosystemami cyfrowymi. To władza bez precedensu. Decyzje podejmowane w Dolinie Krzemowej wpływają na miliardy ludzi - od tego, jakie treści widzą w swoich feedach, po to, jak funkcjonują rynki finansowe. 

Nowożytna odmiana technokracji prowadzi do niesprawiedliwych koncentracji władzy i wyklucza obywateli z procesów decyzyjnych, faworyzując elity. W przypadku techno-oligarchii problem jest jeszcze poważniejszy, bo jej liderzy często działają poza zasięgiem państwowych regulacji, wymykając się odpowiedzialności. 

Polityczne awanturnictwo i jego konsekwencje

Ostatnie lata pokazały, że działalność Elona Muska wykracza daleko poza technologię. Po przejęciu Twittera (dziś X) w październiku 2022 r. za 44 mld dol. - transakcję, którą wielu analityków uznało za jedno z najbardziej przepłaconych przejęć w historii - Musk coraz wyraźniej zaczął dryfować w stronę prawicy. 

W kampanii wyborczej 2024 r. wsparł Republikanów kwotą około 300 mln dol., w tym samego Donalda Trumpa. Po zwycięstwie wyborczym objął stanowisko szefa nowo powołanego Departamentu Efektywności Rządowej (DOGE), co dało mu bezprecedensowy wpływ na federalne struktury władzy. Przez 130 dni - od stycznia do końca maja bieżącego roku - prowadził agresywną kampanię cięć w administracji

Elon Musk poinformował o swoim odejściu z DOGE. W serii wywiadów udzielonych amerykańskim mediom nie szczędzi krytyki swoim antyfanom, Trumpowi, ale także sobie samemu.
Elon Musk. Zdjęcie: Joshua Sukoff / Shutterstock

Skutki były odczuwalne. DOGE zredukowało zatrudnienie w administracji cywilnej o niemal 12 proc., czyli 260 tys. stanowisk. W lutym ponad 200 tys. pracowników otrzymało listy o zwolnieniu bez wcześniejszego uprzedzenia. Fala pozwów i krytyka opinii publicznej były nieuniknione - zarzucano Muskowi naruszanie podstawowych praw pracowniczych. 

Polityczne awanturnictwo odbiło się także na Tesli. Badanie ekonomistów z Yale wykazało, że polaryzujące działania Muska kosztowały firmę od 1 do 1,26 mln sprzedanych aut w Stanach Zjednoczonych między 2022 a 2025 rokiem. Sprzedaż mogła być nawet o 83 proc. wyższa, gdyby nie efekt Muska. W tym samym czasie konkurencja - pojazdy elektryczne i hybrydowe innych marek - notowała wzrosty o 17-22 proc. 

Europa również odwróciła się od Tesli. W pierwszych siedmiu miesiącach bieżącego roku firma sprzedała w UE 77 tys. aut, wobec 137 tys. rok wcześniej. Spadki dotknęły największe rynki: Niemcy, Wielką Brytanię i Francję. Częściowo odpowiadała za to konkurencja z Chin, ale znaczący wpływ miały kontrowersyjne polityczne gesty Muska - w tym publiczne poparcie dla niemieckiej skrajnej prawicy. Tesla przez lata budowała markę na ekologicznie świadomych konsumentach o lewicowych poglądach. Gdy Musk zaczął otwarcie wspierać prawicę stracił ich zaufanie. 

Absurd nierówności w liczbach

Współczesne nierówności majątkowe osiągnęły skalę trudną do wyobrażenia. W ubiegłem roku dziesięciu najbogatszych miliarderów Stanów Zjednoczonych powiększyło swoje fortuny o 698 mld dol. - w ciągu zaledwie jednego roku. Tymczasem ponad 40 proc. Amerykanów żyje w ubóstwie lub na jego granicy, a prawie połowa dzieci dorasta w biedzie. 

Raport Oxfam z bieżącego roku pokazuje, że górne 0,1 proc. gospodarstw domowych w Stanach Zjednoczonych kontroluje 12,6 proc. wszystkich aktywów - najwięcej od początku badań w 1989 r. Dolna połowa społeczeństwa posiada zaledwie 1 proc. wartości rynku akcji. To nie tylko nierówność - to przepaść systemowa, która pogłębia się z każdym rokiem. 

Tesla Cybertruck

Globalne dane są jeszcze bardziej szokujące. Osiem najbogatszych osób świata ma tyle majątku, co 3,6 mld najuboższych - połowa ludzkości. Najbogatszy 1 procent odpowiada za więcej emisji CO₂ niż 66 proc. populacji, czyli 5 mld ludzi. Każdy miliarder emituje średnio 3 mln ton CO₂ rocznie, głównie poprzez inwestycje w wysokoemisyjne branże. 

Konsekwencje są śmiertelne. Według badań emisje najbogatszego 1 procent doprowadzą do około 1,3 mln zgonów związanych z falami upałów w latach 2020–2030. Bogaci mogą chronić się przed skutkami klimatu, ale biedni - którzy niemal nie emitują CO₂ - ponoszą najcięższe konsekwencje. 

Oxfam szacuje, że gdyby miliarderzy zainwestowali swoje fortuny w odnawialne źródła energii i efektywność energetyczną to do 2030 r. można by pokryć całą lukę finansową potrzebną do utrzymania ocieplenia poniżej 1,5°C. Tymczasem bogate kraje przeznaczają na pomoc klimatyczną dla państw rozwijających się zaledwie 100 mld dol. rocznie - jedną dziesiątą pakietu wynagrodzeń Muska. 

Robot Optimus i wizja przyszłości: rozwiązanie czy dystopia?

Jednym z filarów nowego pakietu Muska jest produkcja miliona humanoidalnych robotów Optimus. Musk twierdzi, że to właśnie one będą odpowiadać za 80 proc. przyszłej wartości Tesli. 

Optimus - Tesla Bot - to humanoid o wzroście 173 cm i wadze 57 kg, zaprojektowany do wykonywania codziennych zadań: od pracy w fabryce po pomoc w domu. W maju Musk zapowiedział, że tysiące takich robotów trafią do fabryk Tesli jeszcze w tym roku, a sprzedaż komercyjna ruszy w 2026. Cena ma wynosić 20-30 tys. dol. - mniej niż nowy samochód. 

Tesla Optimus

W teorii brzmi to jak wizja przyszłości: maszyny przejmujące monotonne i niebezpieczne obowiązki, uwalniające ludzi do kreatywnej pracy. W praktyce jednak pojawiają się wątpliwości. Były lider zespołu robotyki Tesli, Chris Walti, ostrzegał, że humanoidalna forma nie jest optymalna dla większości zastosowań przemysłowych. Dotychczasowe demonstracje pokazywały roboty wykonujące proste, z góry zaprogramowane czynności. Autonomia w realnych, nieprzewidywalnych środowiskach - jak dom - pozostaje ogromnym wyzwaniem. 

Rozczarowanie przyszło w październiku ubiegłego roku podczas wydarzenia We, Robot. Okazało się, że prezentowane roboty były zdalnie sterowane przez ludzi. Wartość netto Muska spadła tego dnia o 15 mld dol. 

Ale nawet jeśli Optimus okaże się sukcesem technologicznym to pytania etyczne nie znikają. Czy masowa produkcja humanoidów oznacza koniec ciężkiej pracy i wyzwolenie ludzi, czy raczej masowe bezrobocie i jeszcze większą koncentrację bogactwa? W świecie, gdzie Musk zarabia setki milionów dziennie, a miliony walczą o przetrwanie, wizja armii robotów brzmi mniej jak utopia, a bardziej jak dystopijny sen techno-oligarchy. 

Kierunek ludzkości - dokąd zmierzamy?

Patrząc na pakiet wynagrodzeń Elona Muska wart bilion dolarów trudno nie odnieść wrażenia, że znaleźliśmy się w groteskowej parodii postępu. To nie jest naturalny rozwój gospodarczy ani uczciwe wynagradzanie za innowacje. To symptom głębokiej choroby systemowej, która toczy współczesny kapitalizm. 

Historia pokazuje, że koncentracja bogactwa i władzy rzadko kończy się dobrze. Epoka pozłacanego wieku w Stanach Zjednoczonych - czasy Rockefellera, Carnegie’ego czy Vanderbilta - doprowadziła do powstania ruchów robotniczych, ustaw antymonopolowych i prób reform. Czy dziś czeka nas podobna korekta? A może skala problemu jest tak ogromna, że tradycyjne mechanizmy demokratyczne nie wystarczą? 

Papież Leon XIV, w pierwszym wywiadzie po objęciu pontyfikatu, zwrócił uwagę na dramatyczny wzrost nierówności płacowych. Sześć dekad temu dyrektorzy zarabiali cztery-sześć razy więcej niż pracownicy. Dziś wskaźnik wynosi 600 do 1. Jesteśmy w poważnych tarapatach - ostrzegł, odnosząc się do ścieżki Muska ku statusowi bilionera. 

W tym samym czasie toczą się debaty o polityce klimatycznej i finansowaniu transformacji energetycznej, a majątki najbogatszych rosną w oszałamiającym tempie. Szacunki pokazują, że 60-procentowy podatek od dochodów miliarderów przyniósłby 6,4 bln dol. - środki wystarczające, by sfinansować globalną walkę z kryzysem klimatycznym i zmniejszyć nierówności. Tymczasem bogate kraje opierają się wezwaniom do reparacji klimatycznych, a aktywiści domagają się co najmniej 5 bln dolarów rocznie dla Globalnego Południa. 

I co teraz?

Historia Muska to nie tylko opowieść o jednym człowieku. To symbol systemu, który pozwala na absurdalne koncentracje bogactwa i władzy, pozostawiając miliardy ludzi w ubóstwie i narażając planetę na katastrofę klimatyczną. Czy jako społeczeństwo możemy zaakceptować system, w którym jednostki gromadzą fortuny większe niż PKB państw, podczas gdy kryzys klimatyczny i nierówności społeczne narastają. 

REKLAMA

Historia uczy, że ekstremalne nierówności są społecznie niestabilne i politycznie niebezpieczne. Współczesne badania pokazują, że prowadzą do utrwalania władzy elit, erozji demokracji i pogłębiania cierpienia najbardziej bezbronnych. Potrzebujemy pilnych reform: progresywnego opodatkowania ekstremalnego bogactwa, regulacji korporacji technologicznych, przejrzystości w lobbingu i finansowaniu politycznym, wzmocnienia demokratycznego nadzoru nad gospodarką. 

Nie chodzi o demonizowanie Muska czy innych miliarderów. Chodzi o zmianę systemu, który pozwala na taką koncentrację bogactwa i władzy. Chodzi o odzyskanie demokratycznej kontroli nad przyszłością. Jeśli tego nie zrobimy, parodia technokracji, którą dziś obserwujemy, może stać się naszą rzeczywistością - bez możliwości odwrotu. 

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-11-08T07:40:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-08T07:30:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T20:31:23+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T20:25:53+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T19:07:04+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T18:54:38+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T17:52:41+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T16:53:10+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T16:23:59+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T15:42:27+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T15:17:17+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T15:00:23+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T13:52:24+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T11:59:13+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T11:09:36+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T09:47:08+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T08:38:13+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T07:15:58+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T06:12:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T06:08:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-07T06:06:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-06T21:09:19+01:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA