Szczuje miliony fanów na urzędników, których nie lubi. Elon Musk zmienia definicję nieodpowiedzialności
Właściciel jednej z najważniejszych sieci społecznościowych na świecie i wielki poplecznik Donalda Trumpa zaczyna już planować nową kadencję rządów w Stanach Zjednoczonych. Zachowując się przy tym jak nastoletnie przemocowe dziecko.
Elon Musk okazał się niezwykle ważnym sojusznikiem dla Donalda Trumpa. Prezes SpaceX i Tesli oraz właściciel X-a (dawniej: Twittera) dołożył niemałych starań by pomóc prezydentowi elektowi pokonać Kamalę Harris w wyścigu o posadę prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wsparcie Muska nie było jednak bezinteresowne.
Południowoafrykański multimiliarder w zamian za poparcie miał obiecane utworzenie rządowego Departamentu Sprawności Administracji Publicznej (Department of Goverment Efficency - DOGE), który ma współprowadzić jako niezależny doradca. Trump przy tym nie został jeszcze zaprzysiężony, a Departament jeszcze nie został utworzony. Muskowi jednak w niczym to nie przeszkadza i już pracuje. W sposób, jaki uznaje za stosowny.
Coraz trudniej być fanem Elona Muska:
Zdaniem Muska, Stany Zjednoczone są spowalniane przez biurokrację i zbyt skomplikowany, przeładowany aparat administracji publicznej, co miliarder w ramach działalności w DOGE chce zmienić. Musk postuluje znaczące redukcje i likwidacje licznych instytucji, co w jego opinii wpłynie korzystnie na wzrost amerykańskiej gospodarki. Jak zaczął? Przemocą. W ujęciu niemal dosłownym.
Być jak zamożny, przebojowy Elon Musk. Czyli nasłać 205 mln swoich fanów, by dręczyli urzędników, których ten nie lubi
W trakcie kampanii wyborczej Elon Musk wskazywał w swoich postach na X poszczególne agencje rządowe, które w jego ocenie powinny zostać zlikwidowane. Teraz, gdy Trump już wygrał, miliarder poczuł się nieco swobodniej i bardziej bezkarnie. Zdecydował się więc wskazywać poszczególnych pracowników urzędów, które mu nie odpowiadają.
Zaczął od Ashley Thomas, przy czym wybór ten zdaje się być losowy. Thomas to raczej mało znana dla opinii publicznej urzędniczka na stanowisku dyrektorki ds. dywersyfikacji klimatycznej w DFC (United States International Development Finance Corporation). Napisał post, że jej praca jest sztuczna - który na X został odczytany 32 mln razy. Efekt był łatwy do przewidzenia: miliony fanów Elona Muska rozpoczęły kampanię cyberbullyingu przeciwko urzędniczce, tworząc zarówno prześmiewcze memy - jak i kierując w jej kierunku i jej rodziny groźby karalne.
Niestety to nie jest jednostkowy przykład, który na upartego dałoby się zaklasyfikować nie jako złowrogie działanie, a zwykłą bezmyślność. Musk zdaje się doskonale rozumieć siłę sprawczą jego oddanych fanów i nie boi się używać ich jako internetowej armii. W nieco mniej losowy niż w przypadku Thomas sposób wskazał na cel prof. Mary Cummungs, doradczynię amerykańskiej Narodowej Administracji Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, która krytycznie wyraziła się o systemach półautonomicznej jazdy w samochodach marki Tesla. Kolejne wskazane cele to Alexis Pelosi (doradca ds. klimatu w Departamencie Budownictwa i Planowania Przestrzennego, krewna Nancy Pelosi).
- To strategia mająca na celu sianie terroru i strachu wśród pracowników federalnych – jak napisał w oświadczeniu Everett Kelley, prezes American Federation of Government Employees, która reprezentuje ponad 800 tys. z 2,3 mln cywilnych pracowników federalnych. - Chodzi o to, aby wzbudzić w nich strach, że zaczną się bać zabierać głos - dodaje. Strategia przy tym wydaje się działać: jedna z urzędniczek Departamentu Energii już zdecydowała się odejść z pracy, nie mogąc poradzić sobie z inspirowaną przez Muska konkretnie przeciwko niej kampanią nienawiści w Internecie.
Ashley Thomas nie komentuje sprawy i odmawia kontaktu z dziennikarzami. Usunęła też swoje konta na mediach społecznościowych - nie tylko na X, ale również na Facebooku i LinkedInie. - Słabo w ten sposób dowiedzieć się, że już nie masz pracy - jak napisał w usuniętym później poście Musk.
*Zdjęcie otwierające: mundissimq / Shutterstock