W środku szklanej kuli polecisz do stratosfery. Japończycy mają świetny pomysł na loty (prawie) w kosmos
Mówi się, że jeżeli człowiek nie poleci na wysokość co najmniej stu kilometrów, to żaden z niego astronauta i w kosmosie nie był, nic nie widział. Od strony umownej definicji granicy kosmosu jest to prawda. Tak zwana linia Karmana znajdująca się na tej właśnie wysokości uważana jest międzynarodowo za taką granicę. Czy jednak na tej wysokości znajduje się punkt, po przekroczeniu którego zmienia się spojrzenie na świat? Oczywiście nie. Jakby nie patrzeć, jest to tylko umowna granica.
Nie jest bowiem tak, że na wysokości 99 kilometrów spoglądając na horyzont widzimy prostą kreskę, a kilometr wyżej nagle zobaczymy krzywiznę Ziemi. Analogicznie nie jest też tak, że poniżej linii Karmana oddychamy powietrzem, a powyżej znajdujemy się w próżni przestrzeni kosmicznej. Zresztą jak już wspominałem gdzie indziej, ta próżnia to wcale nie próżnia.
Przypomnijcie sobie ostatni raz kiedy lecieliście samolotem pasażerskim. Pamiętacie ile czasu trzeba było, aby schodząc z wysokości przelotowej zejść tak nisko, aby od góry dotknąć chmur? Jeżeli akurat nie lecieliście w cumulonimbusach, które faktycznie mogą sięgać bardzo wysoko (nawet wyżej niż na przeciętnej wysokości przelotowej samolotu pasażerskiego), to istnieje duża szansa, że podczas zniżania trzeba było kilkudziesięciu minut, aby dotrzeć z wysokości 10 kilometrów na wysokość, na której samolot zanurza się od góry w chmury.
Czytaj także:
- Pędzimy przez galaktykę z prędkością prawie miliona kilometrów na godzinę. Układ Słoneczny opuszcza obłok, do którego trafił tysiące lat temu
- To było jak bombardowanie. Trzy różne meteoryty uderzyły w Ziemię, dwa w Europę
- Amerykańscy prezydenci polecą w kosmos. Jest jeden warunek: muszą być martwi
Odrzutowy samolot pasażerski zazwyczaj większą część trasy pokonuje na wysokości 9-12 kilometrów. Już na tej wysokości, obserwując powierzchnię Ziemi z góry zyskujemy nowe spojrzenie na wszystko, co dzieje się na powierzchni. Im wyżej polecimy, tym widok ten stanie się bardziej przejmujący i skłaniający do refleksji. Na wysokości 100 kilometrów z pewnością jest on unikalny, ale czy pomiędzy 10 a 100 kilometrów nie ma miejsca na coś jeszcze?
Japoński startup chce wypełnić tę niszę
Wyobraźcie sobie, że nie jesteście miliarderami i nie macie do wyrzucenia kilku, kilkudziesięciu milionów dolarów na krótki lot w kosmos. Wierzę, że uda wam się to sobie wyobrazić. Znajdujecie zatem firmę, która podobne wrażenia zapewni wam za ułamek tej ceny, powiedzmy kilkadziesiąt, kilkaset tysięcy dolarów. Tak, tak, wiem. To wciąż bardzo dużo pieniędzy. Ale spójrzcie na to z innej strony: już wkrótce tyle będzie trzeba wydać na przeciętny samochód osobowy.
Taką firmą może być startup stworzony przez Keisuke Iwaya z Japonii. Jego plan jest stosunkowo prosty: wyprawa na wysokość 25 kilometrów w dwuosobowej, niemal całkowicie przeszklonej kapsule podczepionej do balona. W środku kapsuły są jedynie dwa wygodne fotele, z których będzie można podziwiać powierzchnię Ziemi, bezkres nieba i delikatny - aczkolwiek wystarczająco wyraźny - zarys krzywizny Ziemi.
Oczywiście zwolennicy teorii płaskiej Ziemi z pewnością uznają, że krzywizna ta wynika z tego jak szkło kapsuły wypacza rzeczywistość, ale nie oszukujmy się, kogo w ogóle obchodzi co oni myślą. Nie nasz cyrk, nie nasze małpy.
Warto tutaj zauważyć, że pierwsze loty testowe planowane są już za kilka miesięcy i będą realizowane nad terytorium Japonii. Pierwsze bilety będą kosztowały ok. 180 tyś. dol., ale firma przekonuje, że z czasem koszt spadnie do „jedynie” kilkudziesięciu tysięcy dolarów. Co za to można dostać? Podróż balonem na wysokość 25 kilometrów potrwa około dwóch godzin. Można tam podziwiać świat i kosmos przez kolejną godzinę, a następnie przez kolejną godzinę bezpiecznie wrócić na powierzchnię Ziemi.
Zważając na to, że lot rakietą firmy Blue Origin na wysokość 105 km od momentu startu do lądowania trwa ok. 10 minut, to japońska oferta wydaje się całkiem atrakcyjna. Owszem, nie doświadczymy podczas tego lotu stanu nieważkości, ale co sobie pooglądamy to nasze.