Nie chcę 12-calowego MacBooka. Czekam na iPada z macOS
Pojawiły się nowe doniesienia, jakoby Apple miał przywrócić do oferty 12-calowego MacBooka. To bez sensu, bo już teraz w portfolio ma masę laptopów w kilku rozmiarach. Do tego są tablety, które przecież z powodzeniem mogą w wielu przypadkach zastąpić laptopy i to właśnie na iPadach firma powinna się teraz skupić. Już tak niewiele brakuje im do ideału.
Słynny diagram Steve’a Jobsa, w którym umieszczono cztery produkty w dwóch wierszach i dwóch kolumnach, od dawna jest już nieaktualny.
Tak, jak kiedyś w ofercie Apple’a faktycznie można było znaleźć po dwa komputery dla konsumentów i profesjonalistów, które jednocześnie były dwoma produktami mobilnymi i stacjonarnymi, tak dzisiaj mamy całe mrowie komputerów Mac.
Który komputer Apple’a kupić? To skomplikowane!
W przypadku maszyn stacjonarnych wymagających zewnętrznego monitora mamy do wyboru takie modele jak Mac mini i Mac Studio w wielu różnych konfiguracjach - te pierwsze z procesorami M2 i M2 Pro, a te drugie z M1 Max i M1 Ultra. Do tego dochodzi nieco już zakurzony Mac Pro, który nadal czeka na wersję z procesorem Apple Silicon, która prędzej czy później z pewnością się pojawi.
Oprócz tego klienci, którzy nie chcą kupować osobno monitora, mogą wybrać komputer iMac z procesorem Apple M1 z 24,5-calowym ekranem. iMac z 27-calowym wyświetlaczem i procesorem Intela został z kolei wycofany i nie doczekał się wersji z układem Apple Silicon, ale nie zdziwię się, jeśli powróci wraz z zupełnie nową obudową i kolejną generacją chipu z rodziny Apple M2 lub M3.
A co z laptopami? Tutaj również mamy wiele modeli do wyboru różniących się gabarytami i specyfikacją. Obecnie w ofercie Apple’a są dwa 13-calowe komputery MacBook Air z układami Apple M1 i M2, a do tego dochodzą trzy maszyny MacBook Pro z różnymi układami z rodziny Apple M2. Mają one przekątne długości 13 cali, 14 cali i 16 cali. Łącznie to aż pięć komputerów w trzech rozmiarach.
Oczywiście można się spodziewać, że MacBooki Air z M1 i 13-calowy Pro z M2 w leciwych obudowach zostaną w końcu wycofane z oferty, co by ją nieco uprościło, ale już teraz pojawiają się pogłoski, że zastąpią je inne notebooki. Miałyby być nimi MacBook Air z 15-calowym wyświetlaczem oraz… 12-calowy MacBook (komputery przenośne w tym rozmiarze firma przestała sprzedawać lata temu).
MacBooki z 12- i 15-calowymi wyświetlaczami jeszcze bardziej rozwodniłyby ofertę Apple’a.
MacBook Air z 15-calowym ekranem miałby przy tym nieco więcej sensu; skoro mamy dwa rozmiary do wyboru w nowych maszynach z segmentu Pro (14 i 16 cali), to w segmencie konsumenckim Air mogłyby się również znaleźć dwa modele (13 i 15 cali). Pasowałoby to do idei Steve’a Jobsa i diagramu 2x2 - tyle że mamy tutaj po dwie serie produktów (Air i Pro) i po dwa rozmiary (13/14 i 15/16).
Nie widzę tutaj jednak miejsca na trzeciego MacBooka dla konsumentów, który byłby jeszcze mniejszy. Różnica w gabarytach miedzy i tak kompaktowym 13-calowym MacBookiem Air a hipotetycznym 12-calowym MacBookiem byłaby niewielka i jedynie wprowadzałaby zamęt. Pamiętajmy też, że mówimy o maszynach działających pod kontrolą desktopowego systemu operacyjnego.
W przeszłości Apple miał już w ofercie 12-calowe bazowe MacBooki, a stare MacBooki Air występowały nawet w wersji 11-calowej, ale z doświadczenia wiem, że system macOS na tak małych ekranach nie jest ani wygodny, ani przyjazny w obsłudze. Już w przypadku 13-calowych laptopów robi się niezwykle ciasno, a praca w oknach niemal nie wchodzi w grę.
No i jeśli ktoś potrzebuje mniejszego ekranu niż 13,3-calowy, może zdecydować się też na… iPada z klawiaturą.
System operacyjny iPadOS znacznie lepiej sprawdza się na mniejszej powierzchni wyświetlacza niż macOS, a dziś ma już przecież ogromne możliwości. W ostatnich latach dostaliśmy na tabletach Apple’a nie tylko obsługę klawiatury oraz myszy i gładzika, ale także tryb Stage Manager pozwalający na pracę w oknach (i to z pełną obsługą zewnętrznych monitorów, a nie tylko opcją klonowania ekranu).
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że tablety firmy z Cupertino nie obsługują wszystkich aplikacji desktopowych, ale to jest jedynie argument za tym, że Apple powinien skupić się dziś na czym innym niż poszerzanie portfolio MacBooków o nowe rozmiary. Oczekiwałbym, że firma zacznie zasypywać dziurę, która dzieli macOS-a i iPadOS-a pod względem funkcjonalnym.
No bo tak na logikę: skoro aplikacje mobilne z tabletów z procesorami Apple Silicon można już odpalać (jeśli ich twórcy się na to zgodzili) na Makach, to czemu nie ma opcji odpalania programów rodem z komputerów na platformie mobilnej? Tu i tu mamy już dokładnie te same procesory, a Final Cuta w wersji tabletowej nie ma („dla pana, panie tableciarzu, mamy iMovie”).
Nie mogę się doczekać, aż na tabletach Apple’a będzie dostępne oprogramowanie klasy desktopowej.
Oczywiście interfejs programów z macOS-a nie był projektowany do obsługi za pomocą dotyku, ale przypominam, że mówimy o tabletach obsługujących peryferia takie jak klawiatury, myszy i gładziki oraz zewnętrzne ekrany. Do tego w przypadku linii iPad Pro mamy nawet wersję z 12,9-calowym wyświetlaczem, czyli większym, niż hipotetyczny 12-calowy MacBook…
No i już pal licho na tym etapie firmy zewnętrzne, które do włożenia roboczogodzin do przeportowania oprogramowania z komputerów na tablety trzeba byłoby namawiać, ale Apple naprawdę mógłby przygotować mobilne wersje swojego sztandarowego oprogramowania z komputerów Mac. Skoro nawet producent traktuje iPadOS-a pod tym względem po macoszemu, to co mają sobie pomyśleć deweloperzy?
Ptaszki też ćwierkają, jakoby Apple miał w przyszłości połączyć jakoś iPadOS-a i macOS-a, a następca Ventury mógłby doczekać się wersji na iPady z układami Apple M2. Jeśli tak się stanie, będę bardzo wniebowzięty, ale brzmi to aż zbyt pięknie, by było prawdziwe - z tego względu dopóki nie zobaczę przynajmniej roboczego buildu takowego systemu, pozostanę sceptyczny.