REKLAMA

Czy to początek końca Facebooka? A może tylko Marka Zuckerberga?

Facebook wydał już 36 mld dol na budowanie metavesse - utopijnej wizji Marka Zuckerberga, który wierzy w VR w powszechnym użyciu. Rynek za to przestaje wierzyć w niego. Czy to początek końca Facebooka?

Czy to początek końca Facebooka? A może tylko Marka Zuckerberga?
REKLAMA

Albo przynajmniej Marka Zuckerberga stojącego na czele tejże organizacji, bo i takie głosy pojawiają się z coraz głośniejszych ust?

REKLAMA

Facebook już dawno przestał być cool

W zasadzie przez młodych traktowany jest jako serwis dla starych ludzi. Moi Synowie - lat 16 i 14 - praktycznie z fejsa nie korzystają. Bo nie korzystają z niego także ich znajomi, nawet ci dalsi. Messenger służy im w zasadzie tylko do komunikacji z rodzicami. Do swoich kontaktów mają inne komunikatory. Powiem więcej, dla nich także Instagram powoli staje się obciachowy. Bo lepszy jest TikTok, który absolutnie zawładnął sercami młodzieży, zresztą nie tylko w Polsce. I jest YouTube. YouTube jest najważniejszy. Stamtąd wielu młodych ludzi czerpie informacje o tym, co się dzieje.

Mark Zuckerberg o tym wie. Ma 38 lat. Gdy zakładał Facebooka - w dość kontrowersyjnych okolicznościach jak wszyscy wiemy (niektórzy twierdzą, że ukradł pomysł na niego od braci Winklevoss) - miał lat 20. Był młodym człowiekiem, a internet - jeszcze nie w tak intensywnej fazie rozwoju jak dziś - był skondensowanym, dość hermetycznym miejscem. Mark rozumiał internet. Sukces Facebooka był ogromny. Przytłaczający.

Pamiętam, gdy przy debiucie Facebooka na giełdzie byłem gościem w TVN24, w studiu posprzeczałem się z pewnym analitykiem, który wieszczył rychły koniec szarży akcji serwisu Zuckerberga. Ja zaklinałem, że "Facebook przyszedł tu na długo". Nie myliłem się. Facebook to gigantyczny sukces, także finansowo-giełdowy.

Ale tak naprawdę, gdy przeanalizuje się historię Facebooka, to założenie 4 lutego 2004 r. serwisu theFacebook jest dotychczas jedynym wielkim sukcesem Zuckerberga. No, ktoś powie - było jeszcze przejęcie Instagrama w 2012 r. za okrągły 1 mld dol, który wydawał się wtedy ogromnymi pieniędzmi, dziś to często taka resztówka inwestycyjna. Owszem, to był sukces, ale inwestycyjny, nie projektowy.

Wszystkie kolejne szarże, zmiany charakteru działalności Facebooka - najpierw był serwisem grupującym znajomych, potem serwisem fanpage'y dla firm i organizacji, potem usługą grup wzajemnych zainteresowań, potem znowu serwisem znajomych, a potem już nie pamiętam. Wszystkie kolejne próby piwotowe Facebooka tak naprawdę odbierane były wzruszeniem ramion przez użytkowników i rynek. Mark przestał rozumieć internet.

Chodził więc Mark na zakupy

Kupił WhatsAppa za ogromne pieniądze - 19 mld dol. Potem Oculus Rifta za 2 mld dol. Tego pierwszego kupił tylko dlatego, że zagrażał sukcesowi jego Messengera. Drugi zakup ma być przyczynkiem do zmiany tego, z czym potomność będzie kojarzyła Marka Zuckerberga - nie z tego pierwszego gigantycznego serwisu społecznościowego, lecz jako twórcę nowego wirtualnego świata metaverse.

Mark zmienił nazwę swojej organizacji. To już nie Facebook, to Meta - od metaverse oczywiście. Ta symboliczna zmiana ma uzasadniać gigantyczne wydatki na budowę wizji Marka o życiu drugim życiem w sieci wirtualnej.

Gdy Zuckerberg pokazywał pierwsze wizje, krótkie demonstracje działania metaverse, miał uwagę rynku. - Łał, to naprawdę coś nowego, robi wrażenie - takie były ogólne odczucia, gdy Mark ogłaszał swoją wielką wizję. Jednak z każdym kolejnym pokazem, z każdym kolejnym górnolotnym przemówieniem natchnionego wizją metaverse Zuckerberga ludzie zaczęli się rozglądać wokół siebie z myślą - czy on tak na serio, czy to nie jakiś kawał?

Mark pokazuje wizje drugiego życia w sieci, spotkań na odległość, nowy rodzaj pracy, a wokół ludzie mają smartfony za 500 zł w kieszeniach i zastanawiają się jak przeżyć od pierwszego do pierwszego ze względu na szalejącą na świecie inflację.

Mark zwariował. Tak bardzo uwierzył w swoją wizję, że to już, za momencik i że zmieni świat, że nawet zaczął wyglądać, jakby sam był już metaversowym awatarem. Na wskroś blady, z fryzurą na Marka Aureliusza (ponoć to nie przypadek), z mimiką twarzy a-la robot - ludzie zaczynają się zastanawiać, czy z Markiem wszystko w porządku.

Mark zmienił Facebooka w Metę w październiku 2021 r.

Pierwsze dane finansowe dot. działalności Reality Labs zaczęto publikować w 4. kwartale 2021 r. I od tej pory zaczął się bardzo niepokojący zjazd. Właśnie w Q4 2021 r. Meta odnotowała pierwszy w historii Facebooka spadek liczby jego użytkowników. W 2. kwartale 2022 r. Facebook zanotował pierwszy w historii spadek przychodów. W ciągu ostatniego roku wycena giełdowa Mety spadła o… 70 proc.. Akcje Mety warte są nieco poniżej 100 dol., a to poziomy, których nie widziano od wczesnego 2016 r.

Co więcej, podczas niedawnego Walnego Zgromadzenia firmy, Zuckerberg zapowiedział, że dział odpowiedzialny za rozwój Reality Labs będzie przynosił straty i obniżał zyski całej organizacji do lat 2030 r. Szybko policzono, że łącznie na rozwój metaverse Zuckerberg wydał już ponad 36 mld dol. i chce wydać kolejne dziesiątki miliardów. To ogromne pieniądze, mające realny wpływ na kondycję finansową Facebooka.

A metaverse jest taki, jak każdy widzi. Ciekawostką, czasami śmieszną, czasami przerażającą, czasami kompletnie niezrozumiałą. Jest wizją, która nie ziści się jeszcze przez wiele dekad, a może nawet i cały wiek. A Mark rzuca w nią kolejne zastępy inżynierów - łącznie pracuje już nad nim 10 tys. osób. Z wielu przecieków w Dolinie Krzemowej słychać, że często nie wiedzą, co mają robić. Jest dziwnie.

Utopijne szaleństwo Marka zaczyna uwierać inwestorów

CEO Altimeter Capital, funduszu typu hedge, który posiada 0,1 proc. udział w Mecie oficjalnie poprosił firmę o to, by wydatki na Reality Labs ściąć o 20 proc. To nie jedyne tego typu głosy. Coraz głośniej mówi się o tym, że może to czas odsunąć Marka Zuckerberga od sterów w Mecie. Dać mu rozwijać metaverse z mniejszymi pieniędzmi, a nowy szef miałby zająć się obroną podstawowego biznesu Facebooka, bo nad nim zaczynają się gromadzić deszczowe chmury.

Czy świat potrzebuje VR i metaverse?

To pytanie z gatunku filozoficznych. Gdy z wypiekami na twarzy oglądamy świetne filmy sci-fi, wszędzie tam VR jest częścią życia przyszłych pokoleń. I ja też nie mam wątpliwości - kiedyś wirtualna rzeczywistość będzie tożsama życiu fizycznemu, tak jak dziś życie online dzieje się niejako obok życia offline. To jednak wizja bardzo odległa w czasie, ograniczona wieloma przełomami technologicznymi, których nawet nie widać jeszcze na horyzoncie. Przecież myśmy co dopiero komputery pół wieku temu wymyślili do powszechnego użycia. Gdzie nam do realnego wejścia w nie i życia w nich.

Zresztą jest też chyba oczywiste, że swoistym okresem przejściowym będzie AR, czyli poszerzona rzeczywistość - cyfrowa, internetowa nakładka na rzeczywistość fizyczną. Wiemy też, że pracują nad nią wszyscy - od Microsoftu (Holo Lens), przez Amazon, zastępy mniejszych technologicznych graczy, aż po Apple'a, po którym rynek oczekuje produktu przełomowego na miarę nowego iPhone'a.

Czy tak będzie? Czy to Apple będzie pionierem zmian, realnie wrzucającym drugi bieg w kierunku adopcji technologii AR, a potem VR w życie przeciętnego człowieka? Śmiem w to wątpić. Tim Cook jest świetnym biznesmenem, ale na pewno nie wizjonerem. Naturalny następca Steve'a Jobsa, Jony Ive już praktycznie odciął większą część koneksji z Apple'em i na pewno nie będzie odpowiedzialny za projekt produktu AR.

REKLAMA

Czeka nas więc zapewne długa epoka małych kroczków w rozwoju i upowszechnianiu poszerzonej rzeczywistości. Coś co będzie trwało dekady, zanim działanie tej technologii będzie na tyle akceptowalne przez społeczeństwo, by mogło się upowszechnić tak, jak dziś powszechny w użyciu jest internet mobilny.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA