Szaleństwo? 19 miliardów dolarów! Tyle Facebook zapłacił za WhatsApp - największy komunikator na świecie
Jeszcze kilka miesięcy, nawet tygodni temu, przedstawiciele WhatsApp wyraźnie zaznaczali, że firma nie jest na sprzedaż, nie liczą na kolejne dofinansowania i ich głównym celem jest stworzenie wartościowej firmy „mogącej przetrwać kolejne sto lat”. Błyskawicznie jednak okazało się, że wszystko ma swoją cenę – w tym przypadku jest to astronomiczna kwota, przekraczająca 19 miliardów dolarów.
12 miliardów dolarów w akcjach, 4 miliardy dolarów w gotówce i dodatkowe 3 miliardy do podziału pomiędzy pracowników WhatsAppa – tyle musiał wyłożyć na stół Mark Zuckerberg, CEO Facebooka, aby społecznościowy gigant mógł przywitać w swoich szeregach kolejne 450 milionów użytkowników największego na świecie komunikatora mobilnego. 450 milionów, z czego ponad 70% aktywnych jest każdego dnia, w trakcie którego rejestruje się kolejny milionów użytkowników. Szacuje się, że liczba wysyłanych przez WA wiadomości zbliża się do liczby klasycznych wiadomości tekstowych wysyłanych na całym świecie. Z pozostałych formalności - Jan Koum, CEO WhatsAppa, dołączy do zarządu Facebooka.
Sam proces zakupu był, podobnie jak wielokrotnie wcześniej, dość szalony. Zuckerberg złożył propozycję Koumowi zaledwie… 10 dni temu, a szczegóły zostały ustalone kilka dni później. Szczegóły dotyczące 19 miliardów dolarów i 450 milionów użytkowników. W związku z tym nie jest jeszcze pewne jak i czy w ogóle WhatsApp będzie przynosił zyski. Kwestia ta miała zostać na razie pominięta, a obydwie firmy o wiele bardziej interesuje wzrost liczby zarejestrowanych i aktywnych użytkowników. Nic dziwnego - średnio jeden użytkownik kosztował Facebooka 32 dol., co sprawia, że przy obecnym modelu WA kwota ta zwróciłaby się po 32 latach. Oczywiście nie o to w tym wszystkim chodzi.
19 miliardów? Co to dla nas!
Pieniądze nie powinny być bowiem specjalnym zmartwieniem dla Facebooka (choć za tę kwotę można by „prawie” kupić Twittera albo nawet Teslę!). Przy jego obecnej wycenie, gigantyczna grupa prawie pół miliarda użytkowników kosztowała go około nieco ponad 10% akcji i „trochę” gotówki. W zamian za to zyskał dostęp do tego, co – jak słusznie zostało już zauważone – jest i tak naprawdę od zawsze było największą i najlepszą siecią społecznościową dla każdego użytkownika – jego książkę adresową. Książkę, z której dane na temat zarejestrowanych kontaktów są pobierane automatycznie i na tej podstawie tworzona jest lista kontaktów. Od razu kompletna.
Dlaczego jednak kupować, skoro samemu posiada się największą sieć społecznościową na świecie? Odpowiedź jest prosta – WhatsApp przyjął się na rynku o wiele lepiej i zyskuje nowych użytkowników o wiele szybciej niż oficjalny komunikator Facebooka. Szczególnie widać to w Europie – w niektórych krajach, takich jak chociażby Hiszpania, Włochy czy Szwajcaria, z WA korzysta nawet 10 razy więcej osób niż z mobilnego komunikatora FB. Niesamowicie wyraźna dominacja jest widoczna również m.in. w Brazylii czy Rosji. Z istotnych rynków sytuacja wyrównana jest jedynie w przypadku Kanady, USA i Francji.
Przy o wiele bardziej szybciej postępującej popularyzacji WhatsAppa niż Facebook Messengera, dzisiejszy zakup może okazać się też rozwiązaniem problemu w krajach azjatyckich lub przynajmniej próbą nawiązania walki z konkurencją. Programy o których u nas mało kto słyszał, takie jak LINE czy Kakaotalk, mają tam wprawdzie niezagrożoną pozycję, ale kto wie, ile użytkowników będą w stanie przyciągnąć połączone siły FB i WA.
Utrzymać młodych
Przejęcie WA może przydać się do jeszcze jednego – zatrzymania w swojej „bazie” młodszych użytkowników, którzy w ostatnim czasie z różnych powodów przestali korzystać z Facebooka. Czy przez to, że przestał być modny, czy przez to, że pojawili się na nim np. ich rodzice – nieistotne. Istotne jest to, że z WA korzystają głównie ludzie młodzi – częściowo pewnie należący do grupy opuszczającej FB - i to na nich Facebookowi może też w tym przypadku zależeć.
Według zapewnień przedstawicieli portalu społecznościowego, przejęcie nie będzie miało żadnego wpływu na funkcjonowanie firmy będącej twórcą komunikatora. Ta ma pozostać niezależna i funkcjonować samodzielnie, a zmianom nie ulegną ani opłaty, ani podniesiona dziś kwestia wyświetlania reklam. Zdaniem Zuckerberga taka forma generowania przychodów w przypadku mobilnych komunikatorów nie ma szans na wielki sukces.
Dwie firmy, dwa komunikatory
Zgodnie z oficjalnym komunikatem, WhatsApp pod rządami Facebooka będzie rozwijany zgodnie z modelem podobnym do tego, który został przyjęty w przypadku kosztującego miliard dolarów Instagrama. Każda z firm będzie pracować przede wszystkim nad rozwojem kluczowych dla siebie usług i rozwiązań, dzieląc się w kluczowych momentach wiedzą i doświadczeniem, jednocześnie nie wchodząc sobie specjalnie w drogę czy na siłę łącząc natychmiast zbieżne aplikacje. W związku z tym w dalszym ciągu oferowany do pobrania będzie Facebook Messenger, który jeszcze do niedawna uznawany był za najpoważniejszego konkurencja dla WhatsAppa. Teraz obydwa należą do jednej firmy.
Co ciekawe, Facebook uważa, że dla obydwu usług jest miejsce na rynku. Facebook Messenger jest traktowany przez przedstawicieli firmy jako bardziej ogólny kanał komunikacyjny, z brakiem nacisku na natychmiastowe dostarczenie i uzyskanie odpowiedzi na wiadomość, natomiast WhatsApp wykorzystywany jest wtedy, kiedy chcemy porozumiewać się w czasie rzeczywistym.
Użytkowników uspokaja na swoim blogu także założyciel WA, pisząc wprost: „Co oznacza ta transakcja dla użytkowników? Nic”. Nadal przez rok będziemy mogli korzystać z aplikacji całkowicie bezpłatnie, natomiast po upływie tego czasu zapłacimy 1$. Dokładnie tak samo jak wcześniej.
Klucz do sukcesu? Prostota
Co najciekawsze, WhatsApp od samego początku zdecydował się przyjąć zupełnie inny model zarobkowy niż konkurencja. Podczas gdy Kik i sporo pozostałych graczy tworzyli wokół swoich aplikacji wielofunkcyjne platformy, a Viber zajmował się sprzedażą wirtualnych naklejek, WA postawił na absolutną prostotę – nic poza najbardziej podstawowymi funkcjami komunikacji tekstowej z dodatkiem przesyłania zdjęć, plików i notatek głosowych. Konfiguracja i zaznajamianie się z programem były błyskawiczne – instalujemy, rejestrujemy się i rozpoczynamy rozmowę.
Twórcy komunikatora przez miesiące odmawiali użytkownikom stworzenia wersji dla komputerów, czy rozszerzenia opcji komunikacji – wszystko co było dodawane do programu było dodawane w ten sposób, aby nie komplikować jego obsługi. I udało się, choć droga do tak gigantycznego sukcesu nie była wcale taka prosta.
Pozostają teraz jedynie trzy pytania. Teoretycznie pierwszym z nich powinno być to, czy Facebook przypadkiem nie postanowi namieszać w aplikacji i nie zniszczy tego, co budowali przez lata jej twórcy. Patrząc na Instagram nie powinno być jednak tak źle, a o ile obydwie firmy zachowają przynajmniej umowną niezależność, faktycznie nie musimy przygotowywać się na zbyt wielkie zmiany, przynajmniej w najbliższej przyszłości.
O wiele ciekawsze jest natomiast pytanie o to, czy przejęcie WhatsAppa przez Facebooka sprawi, że ten pierwszy przestanie być „cool”. W przypadku Instagrama obserwowaliśmy setki czy nawet tysiące deklaracji związanych z kasowaniem kont i opuszczaniem serwisu, ale ten mimo wszystko nadal ma się bardzo dobrze. Co jednak w przypadku komunikatora – narzędzia o wiele bardziej prywatnego niż portal do zamieszczania zdjęć, które z definicji (portalu) powinny być publiczne? Facebook zdecydowanie zdążył wyrobić sobie opinię „Wielkiego Brata” i WA oferował pewną alternatywę. Teraz ta alternatywa, przynajmniej z punktu przeciętnego użytkownika, który dowie się o przejęciu, zniknęła.
Kto jeszcze?
Inną interesującą kwestią jest… kto następny? Viber zarzekał się, że nie dojdzie do sprzedaży i dwa dni później przyjął czek na 900 milionów dolarów. WhatsApp zrobił niemal to samo, ale ze względu na większą oraz bardziej wartościową bazę użytkowników, wziął po prostu więcej pieniędzy. Z pozostałych na wolności jedynie Kik ma jednak mniej więcej międzynarodowy zasięg, natomiast pozostali wielcy gracze, tacy jak LINE czy WeChat, świętują sukcesy głównie na lokalnych rynkach. Przejęcie tych użytkowników nie wydaje się specjalnie korzystne dla żadnego z graczy, po którym można by spodziewać się takiego ruchu.
Jak jednak pokazała dzisiejsza transakcja, tak naprawdę nie możemy być pewni niczego, może z wyjątkiem tego, jak gigantyczne znaczenie w mobilnym biznesie ma nie hardware, a oprogramowanie. Za pieniądze wydane przez Facebooka na WhatsAppa można by kupić 6 Motoroli czy 5 BlackBerry - i mówimy tu o całych firmach, razem ze wszystkimi dodatkami. Szokujące.
Zdjęcia close up of hands typing on a Blackberry oraz Facebook is an online social networking service pochodzą z serwisu Shutterstock