Nikt nie chce metaverse. Nawet ludzie, którzy go tworzą
Myliłem się. Niczym pewien znany w środowisku Doktor ostatni naiwniak dałem się zwieść wielkim wizjom roztaczanym przez Marka Zuckerberga, gdy ten pierwszy raz pokazał nam, czym ma być metaverse i nawet zmienił nazwę swojej firmy z Facebooka na Meta, by lepiej oddawała przyszłość, do której dąży. Minął rok od prezentacji tej wizji i powiem wprost: koncepcję Zuckerberga można tylko zaorać.
W październiku ubiegłego roku twórca największego serwisu społecznościowego na świecie roztoczył przed nami wizję rodem z filmów science fiction. Wizję świata, w którym po nałożeniu okularów VR przenosimy się do miejsca nieskończonych możliwości. Miejsca, które ma potencjał wyrównać szanse i w którym każdy będzie mógł być tym, kim chce, bez względu na to, kim jest i skąd pochodzi. W metaverse mieliśmy pracować, robić zakupy, podziwiać dzieła sztuki, chodzić do banków i grać w gry.
I rzeczywiście, przez ostatni rok mogliśmy zobaczyć, jak metaversum zaczyna kwitnąć. Microsoft pokazał, jak będzie wyglądać biuro przyszłości. Banki otworzyły swoje wirtualne oddziały. Muzea weszły nie tylko w NFT, ale również zaczęły zabiegać o to, by kolekcje dzieł sztuki były dostępne w przestrzeni wirtualnej.
Czytaj również:
Niestety równie szybko okazję zwietrzyli ci sami ludzie, którzy tak ochoczo rzucili się na NFT i próbowali wmówić wszystkim wokół, że to przyszłościowa forma lokowania kapitału, tylko po to, by się na tokenach błyskawicznie obłowić. I podobnie jak NFT – które dziś są warte tyle, co nic – również niewiele jest warta koncepcja metaverse.
Szybko bowiem okazało się, że w metaverse można by nakręcić nowy sezon Ozark, a Marty Byrde nie prowadziłby tam kasyna, tylko sprzedawał wirtualne jachty i nieruchomości swoim wirtualnym klientom. Tak, w metaverse dochodziło do takich transakcji. Wirtualny świat Marka Zuckerberga okazał się też (kto by się spodziewał…) nieprawdopodobnie toksyczny i niebezpieczny, a przemoc, molestowanie seksualne i rasizm są jego chlebem powszednim.
Czytaj również:
To wszystko jednak nie przeszkadza Markowi Zuckerbergowi, by dalej przepalać miliardy dolarów na rozwój wirtualnego świata, a metaverse ma wejść do mainstreamu „w ciągu 5 do 10 lat”. Patrząc na to, ilu użytkowników korzysta z niego dziś, te estymacje wymagają grubej korekty.
Nikt nie chce metaverse.
Według informacji opublikowanych w serwisie Business Insider, pierwsza platforma VR od Mety – Horizon Worlds – ma aktualnie raptem 200 tys. aktywnych użytkowników. Meta szacowała co najmniej 280 tys. do końca 2022 r., a jeszcze wcześniej Zuckerberg zakładał nawet pół miliona. Sęk w tym, że większość tego wirtualnego świata świeci pustkami – aż 9 proc. światów w Horizon jest odwiedzanych przez ledwie 50 osób, a wiele z nich nie jest odwiedzanych wcale. Co więcej, większość użytkowników porzuca Horizon Worlds po pierwszym miesiącu, a ponad połowa gogli VR jest w użyciu przez niespełna pół roku od dnia zakupu.
Jakby tego było mało, The Verge dotarł do wewnętrznej korespondencji, z której wynika, że… nawet ludzie, którzy tworzą Horizon Worlds, praktycznie nie korzystają z platformy. Według serwisu, wice szef ds. metaverse, Vishal Shah, napisał do pracowników „jak możemy oczekiwać od innych, by kochali nasz produkt, skoro sami go nie kochamy?”. Z tych wszystkich informacji wyłania się jedna konkluzja: nikt nie chce metaverse. Nawet ludzie, którzy go tworzą.
Pytanie, kiedy dotrze to do Marka Zuckerberga. Kiedy zauważy, że podczas gdy on prezentuje absurdalne, komiczne avatary i biura przypominające wirtualne cele, świat drwi z tych nowości, a jednocześnie jego najważniejszy produkt – Facebook – chwieje się w posadach. Użytkownicy odpływają. Wartość akcji Mety od początku roku spadła o połowę. Dookoła szaleje pożar, a włodarze Mety jakby nigdy nic pompują miliardy dolarów w projekt, którym nikt nie jest zainteresowany, zamiast pompować je tam, gdzie trzeba ugasić ogień.