Łódź chce zadbać o zapylaczy. Gdyby nie one, z talerzy zniknęłaby 1/3 jedzenia
W Łodzi już ruszyły prace nad "zakątkiem dla zapylaczy" – czyli owadów, dzięki którym możemy cieszyć się wieloma roślinami. Życie w mieście jest dla nich coraz trudniejsze, stąd specjalna inicjatywa mająca im je ułatwić.
- Mam nadzieję, że model, który wspólnie wypracujemy i który powstanie fizycznie w Łodzi, stanie się inspiracją dla innych miast, miasteczek i osiedli. W końcu chodzi nie tylko o przyszłość pszczół, ale i nas wszystkich – skomentowała Dominika Sokołowska z Greenpeace Polska.
Chodzi o działkę przy ul. Pomorskiej. Na wyznaczonym terenie znajdzie się naturalna szata roślinna oraz "elementy pomagające zatrzymać w ziemi deszczówkę oraz pomocne przy zakładaniu gniazd".
Ze specjalnej strefy korzystać mają pszczoły, ale też motyle, muchówki czy chrząszcze. Owady przenoszą pyłki kwiatów i pomagają w ich rozmnażaniu. Jak zauważają ekolodzy, gdyby nie ta praca z naszych talerzy mogłoby zniknąć nawet 1/3 jedzenia.
Tymczasem m.in. w krajach Unii Europejskiej "drastycznie maleje zarówno liczebność, jak i różnorodność gatunków dzikich owadów zapylających", na co zwraca uwagę sama wspólnota. Według badań naukowców w ciągu ostatnich przeszło 30 lat populacja spadła o prawie 25 proc.
Powód? Nie zgadniecie
Chodzi o człowieka. Mowa tu o zanieczyszczeniach, które generuje, ale i działalności związanej z rolnictwem polegającej na stosowaniu szkodliwych nawozów czy pestycydów. Czasami Unia interweniuje – jak wtedy, gdy zakazano używania trzech środków owadobójczych, które mają szkodliwy wpływ na pszczoły.
Czasami szkody wyrządza się pod płaszczykiem ekologii. Tak jest w przypadku popularnego ostatnio miodu z nawłoci. Niby jest zdrowy i leczący niemal wszystkie choroby, ale nie ma na to naukowych dowodów. Co więcej – jego produkcja w znaczący sposób wpływa na przyrodę, doprowadzając do zmniejszenia bioróżnorodności także owadów.
Innym problemem są choroby i wirusy. W październiku informowaliśmy o nowych ogniskach zgnilca amerykańskiego. To nieuleczalna choroba pszczół. Atakuje larwy pszczół znajdujące się w plastrach. Bardzo łatwo o jej rozprzestrzenienie, więc dlatego często najlepszym, bo jedynym rozwiązaniem jest usunięcie chorego roju.
Słysząc o tych wszystkich kłopotach, od razu chce się pszczołom i innym owadom pomóc
Trzeba to jednak robić z głową, na co zwracali uwagę naukowcy. Apelowali, że zbyt pochopne stawianie nowych pasiek może doprowadzić do tego, że niezagrożona pszczoła miodna, której dzięki miejskim ulom stanie się bardziej powszechna, wyprze inne gatunki.
W związku z tym naukowcy prosili o rzadsze koszenie trawników, co pozwoli powiększyć bazę pokarmową pszczół. Owadom pomoże też sianie i sadzenie kwiatów nektaro- i pyłkodajnych. Miasta powinny zadbać o pozostawianie naturalnych materiałów na gniazdo: naukowcy wymieniają martwe drewno czy suche łodygi roślin, które pszczoły znalazłyby np. w wydzielonych dzikich strefach parków.
Wydaje się więc, że łódzka przestrzeń dla zapylaczy spełnia te warunki i pozostaje mieć nadzieję, że inne miasta również wyznaczą podobne strefy.
Zdjęcie główne: Shutterstock/Mazur Travel