Teamsy jednak nie zastąpią Skype'a. Microsoft jeszcze raz wskrzesi komunikator
Microsoft Teams jednak nie zastąpi Skype’a. Microsoft chce raz jeszcze spróbować podbić rynek komunikatorów internetowych. Wyszczególnił nawet czym dokładnie. Niestety: nie po raz pierwszy, choć być może po raz ostatni.
Skype to prawdopodobnie największe upokorzenie w historii Microsoftu. W 2011 r. – gdy przejmował go Microsoft za rekordową wówczas kwotę 8,5 mld dol. – miał się świetnie. Użytkowników zaczął tracić dopiero w momencie, gdy jego nowy właściciel zdecydował się przenieść jego dotychczasową infrastrukturę na Azure, czyli microsoftową chmurę.
Skype, epizod IV: Nowa nadzieja. Na chmurę.
Trudno o większą antyreklamę cloudowych rozwiązań Microsoftu niż migracja Skype’a. Usługę przez długie miesiące trapiły liczne problemy techniczne. Aplikacje klienckie miały poważne problemy z synchronizowaniem stanów – co przykładowo oznaczało, że odebranie połączenia na komputerze wcale nie oznaczało, że przestawał dzwonić telefon. Były też ociężałe, zużywały dużo energii urządzeń mobilnych na podtrzymywanie łączności z serwerami i w zasadzie były ze wszech miar gorsze od konkurencji.
Nic dziwnego, że Skype masowo zaczął tracić użytkowników na rzecz Messengera, WhatsAppa i reszty. Problemy techniczne udało się w końcu zażegnać, i to dawno temu. Mało kogo to jednak dziś obchodzi. Jeszcze kilka lat temu oczywistym było, że to Skype byłby głównym bohaterem covidowego lockdownu. Tymczasem internauci woleli zaufać wcześniej relatywnie mało znanemu Zoomowi, niż wracać do niegdyś wręcz domyślnego rozwiązania do połączeń głosowych i wideo przez Internet.
Skype, epizod V: Imperium kontratakuje. W formie Microsoft Teams.
Skype nie tylko ma problemy, ale i wewnętrznego konkurenta. Dzieląca ze Skype’em backend usługa Microsoft Teams to absolutny rynkowy przebój. Rozwiązanie do komunikacji grupowej od Microsoftu, które zaczynało jako dość bezczelna kopia usługi Slack, podbiło serca firmowych klientów już jakiś czas przed pandemią COVID-19. Ta tylko ugruntowała pozycję Teamsów na rynku. Jest tylko jeden problem.
Microsoft Teams podbił przede wszystkim świat przedsiębiorstw, edukacji czy administracji rządowych, gdzie cieszy się ogromnym sukcesem. Tymczasem jego wersji dla użytkowników indywidualnych – z szacunków na oko – używa w zasadzie nikt. Teams nie pokazuje się w żadnych rynkowych statystykach. W świecie użytkowników indywidualnych usługa ta w zasadzie nie istnieje.
Microsoft jednak nie składa broni i zamierza dalej promować Teams. Usługa będzie głęboko zintegrowana z Windowsem 11 (można to wyłączyć), zachęcając użytkowników do nawiązywania kontaktu z rodziną i przyjaciółmi właśnie przez Teams. W tym samym Windowsie 11 nie będzie dostępny Skype, choć użytkownik może go sobie ręcznie doinstalować z Microsoft Store.
Niektórzy – w tym ja – spekulowali, że Microsoft chce skończyć ze Skype’em na rzecz Teams. Te plotki najwyraźniej dotarły do zespołu pracującego nad usługą. Ten zdecydował się zabrać głos.
Skype, epizod VI: Powrót Jedi. Czyli niemal zupełnie nowe otwarcie.
-Skype jest dostępny w naszych życiach od niemal dwóch dekad i nigdzie się nie wybiera – jak można przeczytać w notce blogowej zespołu. Podzielił się też planami na przyszłość. Zarówno tę bliższą, jak i nieco dalszą. Skype ma być szybki, lekki, płynny i przyjemny w użytkowaniu. Czyli jaki?
Microsoft pracuje nad usprawnieniem wideorozmów. Użytkownicy zyskają nowe motywy interfejsu do wyboru, dzięki którym wygląd aplikacji będzie mógł być dostosowany do ich gustu. Usprawniono też algorytmy rozmieszczające poszczególnych rozmówców na ekranie podczas połączenia czy dodano łatwy sposób na wyłączenie wideo czy ukrycie osób, które nie mają włączonej kamery – choć ci będą mogli w zamian wybrać sobie estetyczną grafikę, która ma ich reprezentować.
Interfejs aplikacji również ma być odświeżony. Nowe wzornictwo ma być lekkie i proste i konfigurowalne za pomocą motywów interfejsu. Zmieniona ma być kolorystyka na jaśniejszą i weselszą. Sama aplikacja ma być również szybsza i lżejsza: na iOS-a, iPadOS-a, Androida, Windowsa, Linuxa, Edge’a, Chrome’a, Safari i Operę. Ponoć wszystkim platformom poświęcono drobiazgową uwagę.
Użytkownik będzie też mógł wykorzystywać Skype’a równolegle na dwóch urządzeniach. Po co? Dla przykładu, można prowadzić wideorozmowę na komputerze i podczas niej wykorzystać kamerę w telefonie, by pokazać coś rozmówcom.
Nieustannie jest też rozwijana funkcja Skype Translator. Usługa może na żywo słuchać połączenia głosowego i zapewniać na bieżąco tłumaczenie na ekranie – z niemal każdego języka na każdy. To prawdopodobnie jedna z najciekawszych funkcji microsoftowego komunikatora i cieszy fakt, że jest rozbudowywana.
Skype, epizod VII: Przebudzenie Mocy. Tyle że z Microsoftu żaden Disney.
Ubarwiam ten tekst nawiązaniami do Gwiezdnych wojen, bo w pewnym sensie obie marki mają dużo cech wspólnych. Niegdyś cieszyły się ogromną popularnością i sympatią. Jednak po przejęciu ich przez wielkie korporacje straciły wiele ze swojego uroku. Jest jednak pewna zasadnicza różnica.
Fani Gwiezdnych wojen, którym nie przypadła do gustu nowa wizja Disneya, mogą trzymać się bogactwa filmów, książek, komiksów czy gier wideo, jakie były wydawane przez ostatnie dekady. Do starej usługi wrócić się nie da. Można używać bieżącej wersji Skype’a lub rozwiązania konkurencji.
Ktoś mógłby zauważyć, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ. I że przecież cały ten redesign i planowane nowości przecież mają służyć temu, by zrobić zamieszanie i zachęcić użytkowników do (ponownego) użytkowania Skype’a. Ta logika ma jednak jedną wadę: potrzeba też upadku innego giganta. Wiemy o tym z doświadczenia.
Microsoft już wielokrotnie próbował ze Skype’em nowego otwarcia. W pewnym momencie usługa wręcz przypominała popularnego wówczas Snapchata. Była sprawna, szybka i podążała za modnymi trendami. Nic się nie zmieniło, siła przyzwyczajenia jest zbyt duża.
Skype nie stracił klientów, bo Messenger i WhatsApp stały się lepsze – a dlatego, że sam Skype stał się gorszy. Zadowoleni użytkownicy usługi komunikacyjnej nie mają powodu do zmiany ulubionego dostawcy dopóki ten spełnia ich oczekiwania. Wątpliwym się wydaje, by komukolwiek chciało się namawiać wszystkich swoich bliskich do przesiadki z iMessage czy Zooma tylko dlatego, że ta inna aplikacja od Microsoftu jest szybsza i ładniejsza.
To może czas, by Skype wyszedł z kanonu?
Może to tylko ja, ale notka blogowa od zespołu Skype’a brzmi dość… desperacko. Sam jej początek – ten o tym, że Skype nigdzie się nie wybiera – wywarł na mnie wrażenie przeciwne do zamierzonego. Propaganda sukcesu nie powinna się zaczynać od zapewnień, że wbrew pozorom wszystko jest w porządku. Przypomina mi to bardziej zapewnienia prezesa Microsoftu sprzed lat, że Windows Mobile jest dla niego nadal bardzo ważny – podczas gdy za zamkniętymi drzwiami z zarządem już dyskutowano plany wygaszania całego projektu.
Microsoft ma na dziś trzy usługi komunikacyjne dla użytkowników indywidualnych: Teams, Skype i dość mało znany GroupMe. Ta różnorodność wyboru nie ma żadnego sensu. Może czas, by dać za wygraną?
Żaden ze mnie strateg czy analityk rynkowy, ale z dużym zainteresowaniem przyjrzałbym się tworowi podobnemu do Signala – i chyba nie tylko ja. Dla tych co nie wiedzą: Signal to darmowa i otwartoźródłowa platforma do bezpiecznej komunikacji. Open source i bezpieczeństwo komunikacji to przecież wartości tożsame dla nowego Microsoftu Satyi Nadelli.
Stworzenie czegoś zupełnie nowego na otwartych standardach i z bezpieczeństwem użytkownika jako myśl wiodąca to coś, co ostatnio Microsoftowi dobrze wychodzi. Świetnym na to przykładem jest przeglądarka Edge. Po całkowitym jej przepisaniu na nowo z wykorzystaniem otwartej platformy Chromium i przy współpracy ze społecznością open source Microsoft Edge z produktu niechcianego przez nikogo zamienił się w przeglądarkę, która dziś zajmuje (odległe) drugie miejsce w rankingu najpopularniejszych desktopowych browserów na rynku, rywalizując jak równy z równym z Safari.
Może czas przestać rywalizować z WhatsAppem i Zoomem, bo finał tej walki zapewne będzie przypominał rywalizację między Microsoft Zune i iTunes Apple Music. Konkurent Signala – równie bezpieczny i otwarty – ale z dopieszczonym interfejsem i, na przykład, wbudowanym Skype Translator? Używałbym. Jestem przekonany, że wielu z was również.
To byłaby usługa relatywnie niszowa, bez wątpienia. Tyle ze przynajmniej faktycznie komuś mogłaby się przydać. Myślę, że w środowisku specjalistów IT i entuzjastów mogłaby wiele ugrać. Skype dla klienta masowego? Może zostawmy tę walkę usłudze Microsoft Teams. Lepsze jedno rozczarowanie od dwóch.