REKLAMA

Bill Gates robi coraz więcej, byś zapomniał o schabowym. Nic dziwnego: to bardzo mu się opłaca

Tym razem miliarder zainwestował w start-up Nature's Fynd zajmujący się tworzeniem białka z… wulkanicznych grzybów. Produkt ma bardzo obiecujące właściwości, co skusiło Billa Gatesa do inwestycji. Kolejnej, bo mięsne alternatywy to dla byłego szefa Microsoftu atrakcyjny rynek. Nie przez przypadek.

07.07.2021 10.23
sztuczne mięso
REKLAMA

Nature's Fynd jest firmą założoną przez Marka Kozubala. Specyficznego grzyba odkryto w parku Yellowstone. W wyniku fermentacji i innych chemicznych sztuczek powstało Fy. Zdaniem twórców produkt ma 50 proc. więcej protein niż tofu oraz tyle tłuszczu, co w 1/10 kawałku wołowiny.

REKLAMA

Mięso na bazie Fy podobno smakuje bardzo… mięśnie. Tego rzecz jasna na razie sprawdzić nie możemy, ale osoby odpowiedzialne za składnik zachwalają jego wartości odżywcze i smakowe. Billowi Gatesowi to wystarczyło, skoro zdecydował się zainwestować w firmę, która zdążyła zebrać 158 mln dol. Plany są ambitne – fabryka w Chicago i produkcja „mięsa” jeszcze w tym roku.

Dla Billa Gatesa nie jest to pierwsza inwestycja. Wcześniej Gates, ale też Jeff Bezos (który zresztą zainteresował się i także dołożył nieco grosza Nature's Fynd) zainwestowali miliony dolarów w Memphis Meats. To firma posiadająca kilka bardzo cennych patentów, jeśli chodzi o produkcję syntetycznych zamienników wołowiny, wieprzowiny, kurczaka i ryb.

Gates uważa, że produkcja mięsa to jeden z głównych czynników odpowiedzialnych za globalne ocieplenia. I faktycznie: to właśnie hodowla zwierząt odpowiada za największą emisję gazów cieplarnianych w rolnictwie, czyli 15 proc. całości. Według innych wyliczeń produkcja mięsa generuje więcej CO2 niż cały sektor transportu.

Paradoksalnie choć Polacy jedzą mniej mięsa, to jego produkcja w naszym kraju rośnie. Jak to możliwe? Bo je eksportujemy. Dlatego jak zauważył w jednym ze swoich felietonów Kamil Fejfer, który właśnie dołączył do Spider’s Web+, indywidualne dietetyczne zwyczaje oczywiście mają znaczenie, ale nie aż tak duże, jakbyśmy tego chcieli.

Co z tego, że Polacy przerzucą się na kotlety z soi, selera czy nawet wulkanicznego grzyba, skoro gdzieś indziej na świecie spożycie mięsa wzrasta, a polscy producenci wypełniają to zapotrzebowanie zwiększeniem produkcji?

Zatem bardziej pomocne dla klimatu byłoby wprowadzenie prawa, które ograniczyłoby emisję w hodowli albo większe opodatkowanie mięsa – środki pozyskiwane w ten sposób można byłoby inwestować w alternatywy dla produktów odzwierzęcych albo inne proekologiczne rozwiązania. Kamil Fejfer sugerował też zmianę „architektury sklepów w ten sposób, żeby produkty mięsne znajdowały się w przestrzeniach mniej uczęszczanych”. Tyle że wielkie sieci same z siebie tego nie zrobią – ktoś, czytaj: państwo, musi ich do tego zmusić.

Bill Gates i inni miliarderzy: mięsne alternatywy uratują świat

Tymczasem zupełnie inną strategię przyjmuje Gates oraz pozostali najbogatsi, którzy chętnie inwestują w coraz to nowsze start-upy zajmujące się wytwarzaniem białka z czego tylko się da. „Coraz częściej jem syntetyczne mięso” – pisał Bill Gates podczas jednego z AMA na Reddicie, wyjaśniając, jak sam próbuje przyczynić się do naprawy świata.

Z kolei w swojej książce zachęcał bogate państwa zachodu na przerzucenie się na syntetyczne mięso.

Gates snuje wizje o biednych krajach zajadających się mięsem z laboratorium – które, jak sam przyznaje, może być droższe od tego prawdziwego, przynajmniej na początku – za nic mając szacunki, że produkcja mięsa jednak rośnie. Według najnowszych danych Organizacji Narodów Zjednoczonych w tym roku odnotowany będzie 2,2 proc. wzrost.

Mam jednak wrażenie, że Gates zdaje sobie z tego sprawę i doskonale wie, że dla niego najważniejsza jest indywidualizacja diety osób z bardziej majętnych państw. W jego interesie leży, aby ludzie przerzucili się na sztuczne mięso, bo po prostu inwestuje w te start-upy. A hasła o walce z globalnym ociepleniem po prostu dzisiaj dobrze brzmią.

REKLAMA

Gdyby Gatesowi faktycznie zależało na klimacie, przestałby latać samolotem naciskałby na wprowadzenie realnych zmian przez polityków. Liczby nie kłamią – nawet gdyby cały świat jakimś cudem zrezygnował z mięsa, to dalej byłoby to tylko 15 proc. mniej emisji w rolnictwie.

Musimy pamiętać, że miliarderzy mogą mieć dobre chęci i usta pełne frazesów, ale koniec końców zależy im tylko na zysku. Oni świata nie uratują, a na pewno nie zachęcając nas do indywidualnych decyzji.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA