Sondy Voyager przetrwają dłużej niż ludzkość. Naukowcy sprawdzili, jaka przyszłość czeka sondy
Ponad 43 lata temu z Ziemi wystartowały w odstępie nieco ponad dwóch tygodni, dwie sondy kosmiczne programu Voyager. Główny cel ich misji, odwiedzenie planet Układu Słonecznego został zrealizowany do 1989 r. Sondy nadal oddalają się od Słońca. Naukowcy postanowili sprawdzić, co się z nimi stanie w odległej przyszłości.
Na pokładzie obu sond znajdują się płyty z nagraniem dźwięków pochodzących z Ziemi oraz zdjęciami przedstawiającymi Ziemię i ludzi na niej mieszkających. Płyty zostały wykonane z miedzi i pokryte warstwą złota. Jeżeli kiedyś w odległej przeszłości przedstawiciele jakiejś obcej cywilizacji przypadkiem przechwyciliby sondę, dzięki płytom mieliby do dyspozycji swego rodzaju podręcznik z Wprowadzenia do ludzkości. Za samym pomysłem dołączenia płyt do sond kosmicznych stał - a jakże - legendarny popularyzator astronomii Carl Sagan.
Po tym jak obie sondy minęły poszczególne gazowe i lodowe olbrzymy (Voyager 1: Jowisz i Saturn, Voyager 2: Jowisz, Saturn, Uran i Neptun) obie sondy kontynuowały swoją podróż na zewnątrz Układu Słonecznego. W 2012 i 2018 r. sondy przekroczyły tzw. heliopauzę, czyli znalazły się w przestrzeni, w której już wiatr słoneczny nie dominuje. Mimo to, w 2021 r. oba obiekty wciąż (w ograniczonym stopniu) komunikują się z Ziemią.
Naukowcy zakładają, że zamilkną na zawsze już za kilka lat. Mimo to, milczące artefakty stworzone przez przedstawicieli cywilizacji mieszkającej na Ziemi, będą nadal przemierzały przestrzeń międzygwiezdną.
To, do jakiej gwiazdy dolecimy?
Tak naprawdę nawet w bardzo długim okresie czasu ciężko jest taką sondą znajdującą się w przestrzeni międzygwiezdnej trafić na jakiś obiekt. Przestrzeń kosmiczna jest wyjątkowo pusta, a gwiazdy oddalone są od siebie o ogromne odległości. Badacze zakładają zatem, że sondy przeżyją... całą ludzkość.
Symulacja wykorzystująca dane z satelity Gaia, mierzącej położenie i prędkość ponad miliarda gwiazd w naszym otoczeniu, miała pomóc przewidzieć, do której gwiazdy sondy się zbliżą za tysiące lat. Jak wiadomo bowiem, gwiazdy też bezustannie przemieszczają się w przestrzeni kosmicznej i zanim którakolwiek sonda do nich doleci z pewnością będą się one znajdować gdzie indziej niż teraz.
Tutaj trzeba zauważyć, że obie sondy dotrą do Obłoku Oorta - rozległej sfery otaczającej Układ Słoneczny, składającej się z licznych komet - dopiero za 20 000 lat, a przecież to wciąż będzie tak naprawdę Układ Słoneczny. Dopiero wtedy rozpocznie się ich prawdziwa podróż międzygwiezdna. Co będzie dalej?
Za 30 000 lat koło obu sond przeleci gwiazda Ross 248, czerwony karzeł, który odległy jest od nas aktualnie o około 10 lat świetlnych. Aczkolwiek trzeba tu zaznaczyć, że minimalna odległość między sondą Voyager 2 a gwiazdą wyniesie ok. 1,7 roku świetlnego, więc szału nie ma.
Czymże jest 30 000 lat w skali kosmosu?
Jedźmy dalej. W ciągu 500 milionów lat obie sondy powrócą mniej więcej tu gdzie teraz, po tym jak już wykonają (razem z gwiazdami i planetami) pełne okrążenie wokół centrum naszej galaktyki. Ile to jest 500 milionów lat? W tym czasie powstają i znikają całe kontynenty. Na Ziemi w takim samym doszło do powstania i zniszczenia Pangei.
Obie sondy jednak lecą w nieco innych kierunkach. Voyager 1 będzie miał nieco ciekawszą podróż, bowiem w trakcie tego okrążenia wyleci nad płaszczyznę dysku galaktyki na tyle, że gęstość gwiazd w jego otoczeniu spadnie niemal o połowę. Potem oczywiście wróci do dysku. Nie da się stąd tak łatwo uciec.
A co z naszymi złotymi nagraniami i zdjęciami ludzi?
Inżynierowie zaprojektowali je tak, że powinny przetrwać w przestrzeni kosmicznej nawet miliard lat. Nie zmienia to jednak faktu, że obie sondy będą przebywały w nieco innym środowisku. Gdy Voyager 1 wyleci nad dysk galaktyki, to będzie wystawiony na znacznie mniej pyłu kosmicznego, który w skali całych eonów jednak będzie wpływał na wygląd i trwałość dysku. Jakby nie patrzeć, każde ziarenko pyłu będzie uderzało w powierzchnię dysku z prędkością kilku-kilkunastu kilometrów na sekundę pozostawiając mikroskopijne kratery uderzeniowe. Im będzie ich więcej, tym proces erozji będzie szybszy.
Nagrania znajdujące się na pokładzie Voyagera 2, ze względu na jego orbitę, szybciej staną się nieczytelne. Ale jakie to ma znaczenie, skoro badacze mówią, że informacje zawarte na płytach będzie można odczytać przez najbliższe... 5 miliardów lat.
Co będzie później?
Nie wiadomo. Tutaj już modelowanie na niewiele się zda. Nie dość, że ciężko w takim rozległym okresie czasu modelować trajektorie gwiazd, to jeszcze mniej więcej wtedy Droga Mleczna zderzy się z Galaktyką Andromedy, która aktualnie odległa jest od nas o 2 miliony lat świetlnych. Gwiazdy obu galaktyk wymieszają się ze sobą, a ich trajektorie znacząco się zmienią.
Astronomowie zauważają jednak, że w ciągu tych 5 miliardów lat, do czasu zderzenia obu galaktyk, obie sondy raczej jakoś szczególnie nie zbliżą się do żadnej gwiazdy, być może przelecą gdzieś na zewnętrznych granicach jakiegoś układu planetarnego, ale to wszystko. To szczególnie ciekawa wizja. Jak sobie przypomnimy, o jakiej skali czasowej mówimy, to okazuje się, że sondy mogą za kilka miliardów lat przelecieć przez układ planetarny, który obecnie nawet nie istnieje.
Wszystkie te dane wskazują, że równie dobrze obie sondy mogą lecieć jeszcze przez tryliardy lat, jeżeli uda im się po drodze nie zderzyć z żadnym obiektem i nie znajdą się w jakimś szczególnie gęstym obłoku pyłu, w którym tempo erozji doprowadzi do ich zniszczenia.
Tu warto na chwilę wrócić na Ziemię. Jak spojrzymy na powyższe, okazuje się, że sondy Voyager 1 i Voyager 2 mogą lecieć jeszcze wtedy kiedy już Układu Słonecznego nie będzie. Głupio by chyba było, gdyby wtedy obca zaawansowana cywilizacja natrafiła na nagrania i postanowiła odnaleźć tę niesamowitą cywilizację, która wysłała te wspaniałe sondy. Ich próby będą skazane na niepowodzenie. No, chyba że Elon Musk nas wywiezie najpierw na Marsa, a potem jego syn X Æ A-12 Musk wywiezie nas do innego układu planetarnego. Kto wie?