PESA lepsza od Hyundaia? Tramwaje Warszawskie obalają 6 popularnych mitów
Spór o przetarg na dostarczenie do Warszawy przeszło 200 tramwajów trwa. Tym razem głos postanowiły zabrać Tramwaje Warszawskie i starają się odpowiedzieć na najczęściej padające zarzuty dotyczące wyboru Hyundaia.
Przegrana PESY w przetargu na dostarczenie 213 tramwajów na warszawskie torowiska była dla wielu ciężkim szokiem. Bydgoska spółka hurtowo zgarniała duże zamówienia ze stolicy i tym razem wydawało się, że będzie dokładnie tak samo.
Lukratywny kontrakt sprzed nosa zgarnął jej jednak Hyundai.
Rozpętała się przez to mała wojna, która, jak pisaliśmy, odwołuje się bardziej do emocji (dyskryminują Polaków!) niż rzeczowych argumentów. Sprawa trafiła ostatecznie do Krajowej Izby Odwoławczej. Pierwsza rozprawa odbyła się 4 marca, druga planowana jest na 13 marca. W tak zwanym międzyczasie głos zabrali przedstawiciele Tramwajów Warszawskich. I postanowili sprostować kilka zarzutów, które mniej lub bardziej wprost, były formułowane pod ich adresem.
1. Trzeba było zastrzec, że tramwaje muszą być produkowane w Polsce.
TW tłumaczą, że prawo nie daje im takiej możliwości. Korea (a to przecież stamtąd wywodzi się Hyundai) ma podpisaną z Unią Europejską umowę o równym traktowaniu przedsiębiorców.
2. Hyundai ma zbyt małe doświadczenie w produkcji tramwajów.
To jeden z koronnych argumentów przeciwko wyborowi Koreańczyków. Do tej pory praktycznie nie dostarczali przecież tramwajów na rynki europejskie. TW wyjaśniają, że wprowadziły próg od 3 do 5 wyprodukowanych tramwajów – taki sam jak przy przetargach w latach 2012-2014. Wszystko po to, by nadmiernie wysokim „progiem wejścia” nie ograniczać konkurencji.
3. Dopuszczono nowy model.
Oczekiwany przez Tramwaje Warszawskie model nie istnieje, żadna firma nie ma go w swojej ofercie. Gdyby tak się stało, byłoby to rażące faworyzowanie jednego z producentów – tłumaczy spółka. Wyjaśnia też, że nowe maszyny mają być wyposażone w 4 wózki (część zawierająca osie z kołami) zamiast w 3, jak dotychczas. A to ma wpłynąć na mniejsze zużywanie się torów.
4. Hyundai zaniżył cenę.
Umówmy się – Koreańczycy jak jedyni zmieścili się w kosztorysie Tramwajów Warszawskich. Ich oferta odbiegała 3 proc. od wartości kontraktu, a to, jak podkreślają TW, nie każe im się z niczego tłumaczyć. Sytuacja byłaby inna dopiero, gdyby różnica wynosiła ponad 30 proc. - wtedy zamawiający musi wyjaśnić, dlaczego proponowana mu cena nie jest „rażąco niska”.
Spółka dodaje też, że jednostkowa cena za tramwaj w ofercie Hyundaia to 8,5 mln zł netto.
W poprzednim przetargu PESA dostała za jednego Jazza 6,9 mln zł netto. To porównanie chyba do końca się jednak nie broni, bo koszty (zarówno materiały jak i siła robocza) w ciągu ostatnich lat drastycznie poszły w górę. Z drugiej strony, zestawienie pokazuje, że trudno tu mimo wszystko mówić o jakimś rażącym zaniżaniu kosztów ze strony koreańskiego producenta.
5. Sypiące się tramwaje to żadna oszczędność.
Może i będzie tanio, ale za rok czy dwa odbije nam się ta „chińszczyzna” czkawką – dowodzą krytycy. TW nie podzielają tych obaw. Dowodzą, że za niespełnienie norm jakości mogą nałożyć na producenta wysokie kary finansowe, a naprawy serwisowe i gwarancyjne są dokonywane na jej koszt.
6. Hyundai złożył niższą ofertę, bo nie zapłaci VAT-u.
I znów pudło, bo w przetargu porównywane były ceny brutto – Tramwaje Warszawskie dla celów porównawczych po prostu doliczyły wartość VAT-u do ofert składanych przez firmy spoza Polski.