PESA odwoła się od wyników przetargu na warszawskie tramwaje. Nie wierzy, że można budować je tak tanio
„Rażąco niska cena” ma być główny zarzutem, jaki PESA wysunie przeciwko ofercie Hyundaia na dostarczenie tramwajów do Warszawy - twierdzi serwis infotram.pl. Kontrowersje dot. nowego przetargu są jednak tak złożone, że całą historię można by podzielić na rozdziały.
Bydgoska spółka to w pewnym sensie etatowy dostarczyciel tramwajów do Warszawy – na tory stolicy dostarczyła ich już dokładnie 281. Ma także międzynarodowe doświadczenie, bo zamówienia finalizowała też m.in. we Włoszech i w Niemczech.
Mimo to, od pewnego czasu Pesa miała poważne problemy finansowe. Nadmierny apetyt pchnął ją do wzięcia na barki zbyt dużej liczby zleceń. Niedługo później posypały się skargi, bo okazało się, że spółka nie potrafi zmieścić się w terminach. Ciężar spłaty długów wziął na siebie Polski Fundusz Rozwoju, a zwycięstwo w Warszawie mogło być potwierdzeniem, że wszystko co najgorsze bydgoszczanie mają już za sobą.
Nieoczekiwanie, w wyścigu o lukratywny kontrakt na 213 tramwajów (123 z możliwością rozszerzenia) wygrał jednak Hyundai. I zaczęła się burza. Koreańczycy przedstawili ofertę opiewającą na 1,8 mld zł netto (czyli ponad 2,2 mld brutto) – o pół miliarda mniej niż PESA.
Długa lista zarzutów
Zarzutów wobec azjatyckiego przedsiębiorstwa jest bez liku. Poczynając od najmniej merytorycznych (władze Warszawy nie wspierają polskiego przemysłu), po takie, które dają już co nieco do myślenia.
W liście do Rafała Trzaskowskiego wojewoda kujawsko-pomorski Mikołaj Bogdanowicz zwraca uwagę np na brak doświadczenia Hyundaia na europejskim rynku. Do tej pory Koreańczycy dostarczyli tramwaje tylko do jednego kraju – Turcji.
Podobne zastrzeżenia wysunął europoseł PiS Kosma Złotowski. Polityk chce, by sprawą zajęła się Komisja Europejska i zwraca uwagę na to, że KE już wcześniej kazała państwom członkowskim przyglądać się ofertom składany przez firmy spoza Unii. Złotowski dodał też, że Hyundai miał w przeszłości sądowy zakaz ubiegania się o zamówienia publiczne.
Zastrzeżenia ze strony PESY-y sprawiają jednak, że przyszłość kontraktu rozstrzygnie Krajowa Izba Odwoławcza (a później być może jeszcze Sąd Okręgowy). Porażka spowoduje, że szansa na szybkie finansowe „odkucie się” przejdzie bydgoszczanom koło nosa.