Od cebuli do szczytów władzy. Jak Michajło Fedorow został symbolem cyfrowej transformacji Ukrainy

Niedawno sprzedawał cebulę, dziś jednym tweetem zawstydza prezesów największych spółek technologicznych. Michajło Fedorow, minister transformacji cyfrowej Ukrainy, sprawił, że media społecznościowe i e-administracja stały się bronią. I tą bronią walczy z Rosją.

Michajło Fedorow, minister cyfryzacji Ukrainy. Sylwetka

Najmłodszy minister ukraińskiego rządu do łóżka kładzie się we trójkę: żona, on i jego iPhone. W jego biurze stoją szachy i fotografia rakiety Falcon 9 Elona Muska. Dziś ledwie 31-letni Michajło Fedorow stał się nie tylko liderem cyfrowej przemiany Ukrainy, ale także ikoną tego, jak cyfryzację można wykorzystać do obrony państwa.

To właśnie w związku z Elonem Muskiem świat usłyszał o nim po raz pierwszy. Dwa dni po wybuchu wojny Fedorow bez najmniejszego skrępowania zaczepił na Twitterze najbogatszego człowieka świata: "Elonie Musku, podczas gdy ty próbujesz kolonizować Marsa, Rosja próbuje okupować Ukrainę. Gdy twoje rakiety udanie lądują po powrocie z kosmosu, Rosjanie atakują swoimi rakietami ukraińskich cywilów! Prosimy cię o dostęp do systemu satelitów Starlink".

Po ledwie kilku godzinach Musk odpisał: system został już włączony na terenie Ukrainy, a odbiorniki Starlink są w drodze do tego kraju. Od tamtej pory miliarder sukcesywnie pomaga (choć nie za darmo, sprzęt w dużej mierze opłaca rząd USA) Ukrainie: dosyła kolejne Starlinki, zmienia ich oprogramowanie tak, by można je było zasilać z samochodowego gniazda zapalniczki, a także by można było korzystać z sieci w trakcie jazdy samochodem, gdy antena jest na jego dachu. A pod koniec czerwca wysłał swoje potężne powerbanki Tesla Powerwall.

Nie byłoby tej pomocy, gdyby nie działania Michajło Fedorowa. Od początku wojny jest on jej jednym z głównych rozgrywających. Nie decyduje jednak o przemieszczaniu wojsk ani nie rozmawia tak często z przywódcami krajów jak Wołodymyr Zełenski. Fedorow skupił się na cyfrowej dyplomacji, rozmowach z liderami największych firm technologicznych na świecie oraz na rozbudowie cyfrowych usług państwowych, które okazały się być niezbędne do tego, by Ukraina w ogóle w czasie wojny mogła zachować suwerenność.

Transformację cyfrową kraju jako minister prowadzi od niemal trzech lat. Wcześniej działał w branży IT, a teraz może te znajomości wykorzystywać za pomocą Twittera w walce o wolną Ukrainę. I robi to bardzo skutecznie.

– Jego zdolność do pobudzania międzynarodowej opinii i opinii w firmach technologicznych jest niezwykła. Do tej pory taka presja była skutecznie stosowana faktycznie tylko przez Stany Zjednoczone. Inne kraje zmagały się z niemocą w tym zakresie – podkreślał w rozmowie z "Washington Post" Emerson Brooking, analityk z think thanku Atlantic Council.

I właśnie ta zdolność do wywołania działań w największych technologicznych firmach – i to praktycznie jednym tweetem – skierowała oczy świata na tego młodego polityka. Jednak za tymi działaniami stoi ciekawa ścieżka, która jest tak naprawdę symbolem przemiany, jaką przeszła cała Ukraina w ostatniej dekadzie.

A zaczynał od sprzedaży cebuli...

Biznes wart złotego łańcuszka 

Urodził się w małym miasteczku Vasylivka w obwodzie zaporoskim w południowej Ukrainie. Ta mająca zaledwie 12 tys. mieszkańców miejscowość pod koniec lutego znalazła się na linii frontu. Jedenastego dnia okupacji Rosjanie zajęli miasteczko. W wyniku ataków ojciec Fedorowa trafił na intensywną terapię, jedna z rakiet uderzyła w dom sąsiadujący z jego domem. - Nasze rodzinne miasto jest czasowo okupowane. Udało nam się ojca stamtąd wyrwać. Mogę powiedzieć, że obecnie znajduje się w ciężkim, ale stabilnym stanie. Jest w miejscu, które też do końca nie est bezpieczne. Chociażby wczoraj w tamtym kierunku poleciało 10 rakiet - mówi nam Fedorow w połowie maja.

Niecałe 100 km dalej leży Zaporoże. Stolica obwodu, na którą Rosjanie prawdopodobnie szykują szturm. Przynajmniej tak wynika z informacji ukraińskich służb. 13 lat temu to na rynku tego miasta 18-letni Michajło stawiał pierwsze kroki w biznesie. Pierwszym – jak sam to żartobliwie nazywa – startupem była działalność polegająca na uprawie i handlu cebulą jałtańską na zaporoskim rynku. Żeby to w ogóle rozkręcić, zastawił w lombardzie złoty łańcuszek, który dostał w prezencie jako szesnastolatek.

Szło nieźle, zbudował sieć klientów i zarobił 20-krotnie na całej inwestycji. Przede wszystkim jednak rozbudziły się u niego apetyty na kolejne biznesy, dlatego wkrótce postanowił spróbować z czymś większym: siecią szkół językowych. Włożył w to swoje oszczędności i liczył na inwestorów, jednak ci nie przychodzili. "To było smutne i trudne finansowo. Projekt nie wystartował. Pomysł i realizacja były świetne, ale nie starczyło pieniędzy na przetrwanie trudnego okresu rozwoju" – wspominał kiedyś na Telegramie. 

Ta upadłość stała się dla niego traumą. Postanowił wtedy, że biznesy będzie rozkręcał już tylko za swoje pieniądze i... zaczął szukać wsparcia merytorycznego oraz logistycznego. Znalazł je w zaporoskiej Fundacji Wspierania Przedsiębiorczości. Dostał pokój, biurko i telefon, z którego zaczął naganiać klientów. W tym skromnym pokoiku w mieście nad Dnieprem zaczął się biznes, który wyniósł go na jedną z najważniejszych osób w państwie. Był 2014 rok, Michajło Fedorow miał wtedy 23 lata i tytuł Studenckiego Burmistrza Zaporoża, który dostał podczas juwenaliów za wybitne wyniki w nauce, tym samym symbolicznie zastępując na jeden dzień faktycznego włodarza miasta.

Tamten rok był ważny nie tylko dla samego Fedorowa.

Dyplomatyczny tour po Dolinie Krzemowej

Apple, Google, Facebook, Paypal, Intel, Netflix, SAP, Microsoft – to tylko kilka z największych światowych firm technologicznych, do których w ostatnich dwóch miesiącach apelował Fedorow. W większości przypadków chodzi o ukrócenie ich działania na terenie Rosji. I w większości przypadków apele przynoszą w mniejszym lub większym stopniu skutek. – Łącznie takich apeli nie tylko na Twitterze, ale przede wszystkim oficjalnych listownych wysłaliśmy w Ministerstwie Transformacji Cyfrowej już ponad 500 – mówi nam Mstislav Banik, dyrektor departamentu usług cyfrowych ukraińskiego Ministerstwa Transformacji Cyfrowej. I dodaje: – Dziś to wspólna praca urzędników, ale inicjatywa i pomysł wyszły od Fedorowa.

Zadziałało. W efekcie w Rosji nie działają już prawie żadne zachodnie media społecznościowe i usługi internetowe. Rosjanie nie obejrzą Netfliksa, nie kupią nowego iPhone’a, nie przejrzą Instagrama ani TikToka. Nie wszystkie sankcje wyszły od firm, niektóre narzuciła sama Rosja, inne są owocem międzynarodowych nacisków, ale efekt jest ten sam: odcinanie Rosji od zachodnich technologii i usług konsumenckich. Przede wszystkim jednak efektem jest pokazanie, jak ważna może być dyplomacja technologiczna polegająca na wykorzystaniu kontaktów oraz tego, że współczesny świat biznesów technologicznych jest ze sobą bardzo mocno powiązany.

– Jest niesamowicie skuteczny. Żaden celebryta czy naród nie był nigdy tak skuteczny jak Ukraina w apelowaniu do marek, by nazwały rzeczy po imieniu i w stawianiu ich w kłopotliwej sytuacji. Jeśli istnieje "cancel culture", to Ukraińcy mogą śmiało powiedzieć, że dopracowali ją na wojnie – mówi w artykule NYT prof. Peter Singer z Centrum Przyszłości Wojny na Uniwersytecie Stanowym w Arizonie.

– Bezczelne? Tak, to zaczepianie kolejnych największych ludzi technologii może wyglądać na takie bezczelne działania, ale żyjemy w czasach, w których kategoria wstydu powinna raczej dotyczyć tylko Putina i Rosji – mówi Mstislav Banik.

Tylko nie byłoby tej skuteczności i bezczelności, gdyby Fedorow – zresztą jak i reszta ukraińskiego rządu – nie miał świadomości narastającego zagrożenia ze strony Rosji i nie zaczął przygotowań do tego ataku już wiele miesięcy wcześniej. Dlatego dziś jego działania wyglądają na przemyślane także pod kątem PR-owym.

W jego przypadku tymi przygotowaniami było nawiązanie możliwie jak najbliższych kontaktów w Dolinie Krzemowej. W zeszłym roku Fedorow urządził prawdziwy tour po Dolinie, spotykał się z liderami, analitykami i najważniejszymi prezesami tech-gigantów. Z Timem Cookiem, dyrektorem generalnym Apple, rozmawiał o sprowadzeniu sklepu Apple Store do Ukrainy oraz o tym, jak Apple może pomóc w spisie ludności w Ukrainie i w rozwoju edukacji i opieki zdrowotnej w tym kraju. Kolejne spotkania odbywał z ważnymi urzędnikami zajmującymi się cyfryzacją w Wielkiej Brytanii, z menadżerami Amazona, z dyrektor operacyjną Facebooka Sheryl Sandberg i z Karan Bhatią, wiceprezesem Google do spraw rządowych. Tak nawiązane kontakty po wybuchu wojny okazały się być na wagę złota.

Wojna dźwignią cyfryzacji 

Ale to niejedyne działania Fedorowa. W trakcie wojny wraz z kierowanym przez siebie resortem liczącym 250 pracowników wprowadził mnóstwo pomysłów związanych z technologiami, które mają pomóc Ukraińcom. – Kiedy czołgi zaczęły się wtaczać na drogi Ukrainy, kiedy samoloty zaczęły zrzucać bomby, a pociski manewrujące zaczęły wysadzać nasze domy, zdaliśmy sobie sprawę, że musimy przejść do kontrofensywy – mówił Fedorow w rozmowie z Washington Post.

Niedawno wystartowała platforma crowdfundingowa United24, na którą ludzie z całego świata mogą wpłacać pieniądze potrzebne na walkę Ukrainie. W ciągu pierwszego tygodnia udało się zebrać ponad 26 mln dol. od osób z 72 krajów. Z kolei za pomocą kryptowalut wpłacono już ponad 83 mln dol. To także Fedorow ogłosił na początku marca utworzenie ochotniczej IT Armii, która ma pomagać Ukraińcom w obronie przed cyberatakami z Rosją.

Zresztą Fedorow był w ferworze walki już dzień przed oficjalnym rozpoczęciem wojny. Bo najpierw Rosja uderzyła w cyberprzestrzeń. "Kolejny masowy atak DDOS na nasze państwo. Mamy dane z wielu banków, są też problemy z dostępem do stron internetowych Rady Najwyższej (już działającej), Gabinetu Ministrów i Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Wynika to z przełączania ruchu do innego dostawcy w celu zminimalizowania szkód spowodowanych atakiem" – pisał 23 lutego po południu. Zaznaczał też, że bardzo ważna dla Ukraińców aplikacja Diia działa bez zarzutu.

Dzień później ogłosił na Telegramie pierwsze wojenne zwycięstwo: "Broniliśmy cyberprzestrzeni przez całą noc, ataki na wszystkie podstawowe zasoby informacyjne miały miejsce i trwają bez przerwy. Teraz jednak wszystko jest stabilne. Zachowaj spokój, nie panikuj!". Od tamtego dnia spokój jakby nie przestawał Fedorowowi towarzyszyć. Bierze udział zdalnie w spotkaniach z europejskimi politykami i w międzynarodowych konferencjach technologicznych. Ostatnio o doświadczeniach wojennych opowiadał podczas Cyber Summit odbywającego się w Paryżu. Wyjaśniał, jak Ukraina walczy z rosyjską dezinformacją, jak wykorzystuje sztuczną inteligencję do rozpoznawania twarzy zabitych okupantów czy jak analizuje i śledzi przesyłki pocztowe, by poznać dane rosyjskich żołnierzy.

Opowiedział też o aplikacji e-Wróg. To bot stworzony do komunikacji z mieszkańcami, którzy przekazują informacje o rosyjskich najeźdźcach: gdzie się znajdują, jakie mają wyposażenie, co robią. Można też przesłać zdjęcia i filmy. Odkąd półtora miesiąca temu bot powstał, zgłoszenia ludności cywilnej liczone są w setkach tysięcy. A e-Wróg to tylko element większego narzędzia, które jest zbawieniem w wojennych okolicznościach. Mowa o aplikacji Diia, o której za chwilę opowiemy więcej.

To wszystko sprawia, że plany Rosji legły w gruzach już na początku wojny także w cyberprzestrzeni. Odcięcie Ukrainy od internetu miało być jednym z pierwszych uderzeń, które bardzo ułatwią już typowo wojskowe zadania. Jednak sprawność Fedorowa w kontaktach, prozachodnie podejście i determinacja sprawiły, że Ukraina wcale nie jest państwem odciętym od świata. Wprost przeciwnie: internauci z całego świata mogą w tej wojnie uczestniczyć, nie tylko oglądając relacje wideo, ale też wspierając ją finansowo, inżyniersko czy hakersko.

Majdan wielkich społecznych zmian

Gdy w 2014 roku Fedorow w użyczonym pokoiku w Zaporożu przez telefon szukał klientów, kraj był już mocno zaszokowany wydarzeniami na Euromajdanie. Najpierw protestami przeciwko Wiktorowi Janukowyczowi za niepodpisanie umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, a potem tym, jak krwawo zostały te wielomiesięczne protesty i wręcz okupacja kijowskiego Majdanu stłumione. Rosja wykorzystała wewnętrzne problemy Ukrainy i zaatakowała Krym i Donbas.

Elena Malitskaya, prezeska i założycielka ISE Group, czyli Innovation Startups Entrepreneurship, w rozmowie z SW+ wspomina, że to był właśnie ten moment, gdy Ukraina musiała na wielu polach dokonać przewartościowania: – Zaczął się kryzys i doszło do dewaluacji kursu hrywny. Równolegle stało się bardzo widoczne, jak ludzie zarabiający w dolarach, czyli programiści i informatycy stali się najbogatszymi ludźmi w kraju, taką prawdziwą nową elitą. Wtedy właściwie zrozumieliśmy, że cyfrowy rynek będzie rósł i będzie odgrywał coraz większą kontrolę i rolę w państwie. Jeden za drugim zaczęły powstawać kolejne startupy, pojawiły się też globalne sukcesy jak choćby Grammarly, oferujący usługę poprawiania błędów w anglojęzycznych tekstach. Ale co ważne, w tym środowisku informatyków, startupowców było bardzo wielu młodych, otwartych ludzi, którzy swoje umiejętności zaczęli wykorzystywać do próby rozwiązania sytuacji kryzysowej w państwie – Malitskaya opowiada o tym, jak w Kijowie i Lwowie sceny startupowe zaczęły mieć coraz większe ambicje zarówno biznesowe, jak i związane ze zmianą w kraju. – To była oddolna baza, na której mogła pojawić się polityczna nadbudowa – dodaje ukraińska ekspertka od branży startupowej.

W takiej właśnie atmosferze 23-latek z Zaporoża założył firmę SMM Studio zajmującą się projektowaniem kampanii reklamowych online. Szybko i on też zainteresował się polityką. Michajło wstąpił w szeregi partii 5.10, której nazwa była prosta jak program: 5 proc. podatku od sprzedaży i 10 proc. podatku od pensji. Młody Fedorow postanowił startować do Rady Najwyższej Ukrainy – bez doświadczenia politycznego, ale za to z dużym zapałem. Jednak podatkowe obietnice nie przekonały wyborców. Cała partia dostała zaledwie 0,42 proc. głosów i nie weszła do Rady, ale Fedorow nie zamierzał zapomnieć o ambicji zmieniania Ukrainy.

– W 2017 roku byłem na spotkaniu delegatów Ministerstwa Cyfryzacji z ludźmi z ukraińskiej Państwowej Agencji ds. Administracji Cyfrowej. To było kilkunastu młodych ludzi, bardzo fajnych, profesjonalnych, z perfekcyjnym angielskim. Po prostu nasi kumple z Europy. Wśród nich był Fedorow, który już wtedy współpracował z rządem. Więc to nie jest tak, że on wyskoczył nagle dopiero jako minister – wspomina Grzegorz Zajączkowski, Lider Cyfryzacji Komisji Europejskiej na Polskę.

To właśnie wtedy, w 2017 roku, Fedorow dołączył do grupy młodych współpracujących z rządem. Impuls do działań był mocny. 27 czerwca, na dzień przed przypadającym w Ukrainie Dniem Konstytucji, cały kraj stanął w miejscu. Nie działały banki, strony ministerstw, systemy komunikacyjne metra, państwowe telekomunikacja, poczta i koleje, kanały telewizyjne i większość lotnisk włącznie z tym w Kijowie. Przyczyną był NotPetya – wirus, który zainfekował większość państwowych ukraińskich systemów. Niemal nikt nie mógł normalnie funkcjonować: ofiarą padły nawet systemy rozliczania podatków, co sparaliżowało działanie 90 proc. firm w kraju.

O ataku słychać było na całym świecie, bo rykoszetem dostały też inne kraje i wielkie przedsiębiorstwa. Początkowo sądzono, że NotPetya to wirus typu ransomware, czyli żądający okupu w zamian za odblokowanie danych. Po analizach technicznych okazało się, że był to wiper, czyli szkodnik, który po prostu nieodwracalnie te dane niszczy. A specjaliści z ESET wyliczyli, że w Ukrainę skierowanych było 80 proc. wszystkich ataków tym oprogramowaniem. Sam rząd ukraiński określił to zdarzenie jako akt cyberwojny. – To zdarzenie sprawiło, że za transformację cyfrową kraju wzięli się politycy, ale jednocześnie powstało wiele oddolnych lokalnych ruchów skupiających specjalistów od technologii, takich jak huby z Winnicy – mówi Zajączkowski.

Jednym z owoców pracy młodych specjalistów był system Prozorro zbudowany na blockchainie, który służy do obsługi zamówień publicznych w całym kraju. To istotne, bo od 2015 roku w Ukrainie trwa reforma ustroju administracyjnego polegająca na decentralizacji państwa i tworzeniu jednostek samorządu terytorialnego, a z tym wiąże się kwestia gruntów i ich własności w całym kraju. – Ten system niejako stworzył sporą grupę dziennikarzy śledczych, którzy nabrali biegłości w jego obsłudze i zaczęli wyłapywać wiele nieprawidłowości. A to ktoś próbował prać pieniądze za pomocą przetargów, które pojawiły się w Prozorro, a to władza lokalna zamawiała wszystko w jednym miejscu, faworyzując dany podmiot, a to inna władza dawała nie do końca jasne kryteria w przetargu – wymienia prof. socjologii Joanna Konieczna-Sałamatin z Uniwersytetu zajmująca się m.in. Europą Wschodnią.

Budowa Prozorro nie była łatwa także ze względów korupcyjnych. Urzędnicy mieli nie raz dostawać pogróżki od przestępców, którym nie w smak było wprowadzenie nowoczesnego, przejrzystego systemu do przetargów. Dużo trudniej było w nim upchnąć swoje przekręty i wyciąganie państwowej kasy.

ZeCyfryzacja, memy i klauny

Sam Fedorow z czasem wykorzystał swoje działanie przy ukraińskim rządzie. W 2018 roku został szefem cyfrowej kampanii młodego, dającego nadzieję na zmiany i niezwykle popularnego aktora i komika Wołodymyra Zełenskiego. Kampania wystartowała w sylwestra wraz ze stroną internetową, na której każdy mógł wypełnić ankietę i dołączyć do zespołu Zełenskiego. Jednak już drugiego dnia przeciwnicy polityczni oskarżyli o oszukiwanie wyborców poprzez manipulację licznikiem zapisów. Głosy miały być dodawane równomiernie niezależnie od pory dnia. Media ukraińskie sprawdziły, że faktycznie w ruchu na stronie Ze2019.com pojawiały się duże piki ruchu, gdy w ciągu minuty zapisywało się nawet ponad tysiąc osób, ale i pojawiły się dwie całkowite przerwy w działaniu licznika. Aby ukrócić manipulacje licznikiem i zapisami, trzeciego dnia wprowadził mechanizm captcha dla weryfikacji zgłoszeń.

Michajło Fedorow jako w kampanii wyborczej Zełenskiego fot. Real_life_Studio/Shutterstock

Fedorow na łamach magazynu Babel wyjaśnił to atakami DDoS. Piki były ich skutkiem, a przerwy w działaniu próbą ich zniwelowania. Dla pewności Fedorow udostępnił nawet statystyki ruchu na stronie, które pokazują zróżnicowane źródła przychodzących użytkowników. Wtedy – na początku stycznia 2019 roku – był jeszcze szefem agencji marketingu internetowego SMMStudio. Wcześniej, bo w 2018 roku, rozpoczął współpracę z Kvartal-Koncert Maxima Tkachenki – firmą organizującą eventy i sprzedającą bilety w sieci. Po wyborach mieli razem uruchomić startup e-sponsor, który miał być platformą internetową skupiającą i łączącą ze sobą organizatorów wydarzeń i przedstawicieli biznesu.

Ale na Telegramie założył wtedy konto nie jako Fedorow-przedsiębiorca, lecz jako "ZeDigital" od nazwiska Zełeńskiego, którego pierwsza sylaba stała się symbolem całej kampanii. "Pierwsze pięć dni po ogłoszeniu Wołodymyra kandydatem były dla nas bardzo ciężkie: problemy z dużym ruchem serwera, próby blokowania naszej kampanii mailingowej, ataki na stronę internetową..." – pisze w pierwszej wiadomości. Zaznacza też w niej, że w trakcie kampanii mogą pojawiać się błędy, bo "nie mamy wielkich budżetów, czasu na testy systemu czy na dogłębne rozplanowanie". Wzywa więc specjalistów od projektowania stron, marketingu, chatbotów i wszelkich innych inżynierów technologii do wspólnego, oddolnego działania. Poszukiwanie ludzi okazuje się bardzo proste, wystarczy odezwa: "Chcesz zostać częścią zespołu? Napisz coś o sobie i dołącz 10 pomysłów na rozwój naszej społeczności ułożonych w harmonogram z planem realizacji". W innych postach Fedorow chwali się odpaleniem nakładki na zdjęcia profilowe na Facebooku w kolorach partii, chatbotem na stronie komitetu wyborczego.

Gdy rozpoczęła się kampania, Fedorow nie dostał żadnych wytycznych, miał działać wedle swojego uznania. Po pierwszym miesiącu miał już 510 tys. zgłoszeń od ludzi wyrażających poparcie. W tym 68 tys. wypełniło otwarte pole z deklaracją pomocy Zełenskiemu. Zostali oni podzieleni na grupy: prawnicy, biznesmeni, projektanci, dziennikarze itd. Z każdą z tych grup Fedorow postanowił zbudować osobną komunikację.

Kampania miała nie tylko poważne elementy, równie ważne były te luźniejsze, zbliżające wyborców i prowadzone w social media jak akcja nakładania sobie filtr klauna, za którego Zełenski nie raz się przebierał. Sam zresztą produkował takie filmy jako Kvartal 95, czyli agencja content video marketingu. Powiązana była ona ze wspomnianym Kvartal-Koncert Maxima Tkachenki, z którym po wyborach Fedorow miał działać w biznesie.

Klaun podobał się internautom i szybko zyskiwał popularność. Gdy w połowie lutego okazało się, że w sieci powstało mnóstwo stron związanych z Zełenskim, a część z nich manipuluje i podszywa się, Fedorow zdecydował, że nie będzie ich zgłaszał, bo przy okazji poblokowane mogły zostać także te faktycznie wspierające grupy i fanpage. Zamiast tego stworzył oficjalny grupowy czat na Telegramie, na którym każdy administrator nieoficjalnej strony związanej z ruchem Ze2019 mógł szybko zweryfikować wiadomości, które otrzymał i po prostu dostać potwierdzone informacje z pierwszej ręki.

Taka bardzo elastyczna i mocno powiązana z elektoratem praca przyniosła owoce: Zełenski przeszedł do drugiej tury wyborów prezydenckich. Tuż przed nią w kwietniu 2019 Fedorow znów organizuje konkurs na nakładki FB z napisem "Ja zagłosowałem, a TY?", które mają zachęcać młodych do pójścia na wybory. Zachęca też, by wszyscy obserwowali bacznie, co się dzieje w swoich lokalach wyborczych, bo to "najbrudniejsze wybory w historii". Kilka dni później Zełenski jednak wygrywa, a szef jego socialmediowej kampanii wyborczej zostaje pierwszym w historii Ukrainy ministrem cyfryzacji, a konkretnie transformacji cyfrowej.

Michajło Fedorow, minister transformacji cyfrowej Ukrainy

Państwo w smartfonie dla każdego

Już w kampanii Zełenskiego pojawiło się hasło "państwa w smartfonie" i wtedy po raz pierwszy zaanonsowano aplikację Diia, czyli "Djerżawa i ja", co oznacza "Państwo i ja".

Prace nad nią faktycznie zaczęły się zaraz po wyborach i już po kilku miesiącach była gotowa. Stała się zarówno wizerunkową, jak i organizacyjną wizytówką cyfrowej transformacji w państwie. Odbiurokratyzowania, płaskich struktur, szybkich decyzji i prostych procedur.

– Ukrainie udało się zostać pierwszym krajem na świecie, który zalegalizował paszporty cyfrowe. Od sierpnia 2021 roku e-paszporty na poziomie legislacyjnym są zupełnym odpowiednikiem paszportów papierowych i plastikowych. Wystarczy mieć smartfon z Diia na każdą sytuację życiową, która wymaga paszportu. Diia to cyfrowa marka Ukrainy. Składa się z kilku elementów: aplikacji mobilnej oraz portalu usług elektronicznych, krajowej platformy edukacji cyfrowej, projektu dla przedsiębiorców oraz specjalnej platformy prawno-podatkowej – tłumaczy Mikołaj Szpakowski, ukraiński dziennikarz pracujący dla lokalnej stacji telewizyjnej INTB w Tarnopolu.

Co więcej, jak mówił SW+ Mstislav Banik, pomysł na tyle dobrze chwycił, że w pierwsze trzy dni od uruchomienia Diia zainstalowało ją milion obywateli. Po dwóch latach tuż przed wybuchem wojny posiadało ją 13 mln Ukraińców, a dziś ma ją już 17,5 mln. Przy czym Diia tak naprawdę tylko rozbudziła apetyty Fedorowa i Zełenskiego. - Widywaliśmy się na videocallach, w których uczestniczą ministrowie cyfryzacji krajów europejskich i na co dzień współpracujemy z jego zespołem. To bardzo zaangażowani ludzie i super profesjonalni. Moi pracownicy nie raz powtarzali, że fantastycznie się im z nimi współpracuje - opowiada Janusz Cieszyński, sekretarz stanu ds. cyfryzacji.

Na początku lutego tego roku w Kijowie odbywał się zorganizowany z pompą Diia Summit, czyli event wyglądający jak najgorętsze konferencje robione co roku przez Apple czy Google. Na futurystyczne podświetlonej scenie z zielonymi grafikami niczym z niezłego filmu sci-fi prezydent i minister transformacji cyfrowej nie tylko chwalili się dotychczasowymi sukcesami, ale przede wszystkim snuli plany, które miały jeszcze bardziej rozpędzić cyfryzację kraju. W jego centrum pojawił się pomysł na to, jak połączyć digitalizację starszego pokolenia z przekonywaniem obywateli do szczepień przeciwko COVID-19. – Wiosną w Ukrainie zostanie uruchomiony nowy program państwowy, w ramach którego zaszczepieni obywatele powyżej 60. roku życia będą mogli otrzymać bezpłatny nowoczesny smartfon oraz obniżoną stawkę za korzystanie z mobilnego internetu – ogłaszał Zełenski.

Resort transformacji cyfrowej nie ukrywał: program ten miał być drogą do głównego celu, czyli zapewnienia dostępu do internetu wszystkim obywatelom Ukrainy. "Państwo w smartfonie dla każdego" – Zełenski powtarzał jak mantrę i dodawał: – To demokracja w najszerszej możliwej formie – offline i online.

Zdemokratyzowany miał być nawet proces ustalenia oficjalnej nazwy tego programu, bo wyłonić miał ją sondaż przeprowadzony w Diia.

Tyle że dwa tygodnie później plany te dosłownie rozjechały rosyjskie czołgi. Ale to właśnie wtedy Fedorow momentalnie przestawił działania na nowe tory, by pokazać, że cały ten cyfryzacyjny wysiłek właśnie w czasie wojny może mieć kluczowe znaczenie.

CEO ministerstwa

Od wybuchu wojny aplikację Diia pobrało kolejne 4,5 mln Ukraińców. Co więcej, szybko uzgodniono ze służbami granicznymi państw, do których uciekali uchodźcy, by zaczęły ją akceptować w miejsce tradycyjnych papierowych paszportów, choć przecież w międzynarodowym prawie póki co dokumentem podróży są tylko one. W apce, jak opowiadał nam Banik, w ciągu kilku dni pojawiły się formularze do zgłaszania się po zapomogi państwowe dla mieszkańców terenów objętych działaniami zbrojnymi, są w niej formularze do zgłaszania zniszczeń domów, a nawet uproszczony chatbot e-Wróg.

Musk skutecznie zaczepiony przez Fedorowa zorganizował już 10 tysięcy Starlinków, które zapewniają internet na terenach, gdzie Rosja niszczy infrastrukturę naziemną. Łącznie z tego satelitarnego internetu korzysta ok. 150 tys. mieszkańców Czernichowa, Borodzianki, Chersonia i terenów, które udało się odbić z rąk rosyjskiego wojska.

Do IT Army ogłoszonej przez Fedorowa zgłosiło się już 400 tysięcy ochotników hakerów z całego świata. Można dyskutować nad faktyczną skutecznością ich działań, ale na pewno widoczne jest, jak duże poparcie dla Ukrainy właśnie w sferach IT udało się zorganizować.

– Ale naprawdę, nie ujmując Fedorowowi charyzmy, to nie byłoby możliwe bez zbudowania silnego technologicznego ekosystemu w państwie. To, że mamy takiego ministra, nie jest przypadkiem, tylko faktycznie odbiciem transformacji, jaka się odbyła – podkreśla Malitskaya. A przykładem na to jest choćby fakt, że ubiegłoroczny tour po gigantach Doliny Krzemowej był możliwy dzięki wsparciu silnej ukraińskiej sceny w Kalifornii. To Denys Gurak, ukraiński przedsiębiorca technologiczny, pomagał ukraińskiemu rządowi nawiązać kontakt z amerykańskimi firmami technologicznymi. Ale i Fedorow mógł znaleźć z technologicznymi firmami wspólny język, bo przecież sam od biznesu zaczynał.

Kiedy jesienią 2021 roku pewien chłopak z Zaporoża przygotował fałszywą wersję aplikacji Diia, w której można było stworzyć dowolny dokument. Owszem, policja odszukała delikwenta i postawiono mu zarzuty. Ale Fedorow równocześnie spotkał się z hakerem i zaproponował mu... staż w ministerstwie.

Michajło Fedorow jako minister transformacji cyfrowej, fot. photowalking/Shutterstock

– Większość całego naszego ministerstwa wywodzi się z biznesu. Ja też, zanim przyszedłem do Ministerstwa, prowadziłem własny technologiczny biznes. Dlatego właśnie pracujemy tak szybko i ciężko, bo jesteśmy nastawieni na rezultaty, a nie tylko na przepracowanie określonej liczby godzin – tłumaczy Mstislav Banik. i dodaje, że na czele takiej struktury nie może stać polityk zamknięty w gabinecie: – To nie jest szef, który jest gdzieś wysoko i daleko od zespołu. Wręcz przeciwnie. Jest jego częścią, strzela pomysłami, które czasem mogą wydawać się fantastyczne, ale właściwie dlaczego by nie spróbować. To, co wyróżnia Michajło, to jest takie właśnie wizjonerstwo. W końcu przecież mieliśmy odwagę zrealizować pomysł pierwszego cyfrowego paszportu na świecie, to dlaczego miałby nie mieć odwagi zaczepić Muska czy Tima Cooka.

- Mamy taki czas, w którym naszym moralnym obowiązkiem jest zrobić wszystko, by pomóc Ukrainie. Ja z Michajłem jestem umówiony. Napisałem mu jakiś czas temu, że wstawiłem do lodówki piwa, które wspólnie wypijemy, gdy spotkamy się już po wojnie - mówi Janusz Cieszyński z KPRM.

A Banik dodaje, że w tym wszystkim Fedorow wciąż pozostaje tytanem pracy: – Zaczyna dzień wczesnym rankiem, a kończy każdego dnia około północy.

Bliżej mu w tym do obrazu kolejnych prezesów Big Techów czy z lekka szalonych w swoim pędzie ku sukcesowi startupowców niż do szefa resortu wschodnioeuropejskiego państwa.

Ilustracja główna: Aleksandr Vorobiov/ UNDPUkraine
Data publikacji: 17.05.2022