Cyfryzacja wyleczyła z carskiego hierarchizmu. Oto jak Ukraina zbudowała nowoczesne państwo
Cyfrowa tożsamość, platforma do zamówień publicznych i coraz lepsza e-administracja. Cyfryzacyjne eksperymenty w Ukrainie niespodziewanie stały się ważnym elementem obrony przed rosyjską inwazją. Co więcej, pokazują, jak ogromna jest przepaść między Rosją a Ukrainą. Nie tylko technologiczna, ale przede wszystkim społeczno-polityczna.
W ciągu dekady po rewolucji w 2014 roku na Ukrainie zaszła zmiana polityczna, wojskowa, ale też technologiczna. Protesty na Majdanie pozwoliły zmienić rząd, z kolei wojna w Donbasie zmusiła wojsko do całkowitej zmiany swojej struktury. Mniej rozgłosu zyskał skok w technologiach używanych przez ukraińskie państwo. Ale był on nie mniej spektakularny. Szczególnie że dokonał się dzięki mobilizacji i współpracy wolontariuszy i przedsiębiorców z urzędnikami.
Jak każda historia technologicznego sukcesu, to w mniejszym stopniu opowieść o technicznych nowinkach, a w o wiele większym – o głębokiej, społecznej zmianie. Zmianie, której wagę i efekty widzimy teraz.
Przetargi na korupcję
Ukraińskie zamówienia publiczne przed Rewolucją Godności były obrazem postsowieckiego chaosu. Przepracowani, źle wynagradzani urzędnicy ogłaszali przetargi w gazetach. Tajemnicą poliszynela była skala korupcji, która sztucznie zawyżała ceny kupowanych przez państwo towarów i usług. Dla przykładu, w styczniu 2014 roku Forbes szacował, że koncerny jednego tylko oligarchy – Rinata Achmetowa – zdobywają aż 31 proc. wolumenu wszystkich publicznych zamówień.
Ten jeden z największych ukraińskich oligarchów, do którego należy między innymi osławiony w ostatnich dniach kombinat Azovstal w Mariupolu, działał w prorosyjskiej Partii Regionów rządzonej przez Wiktora Janukowycza. Tego samego, który w trakcie protestów na Majdanie uciekł do Rosji. Warto jednak odnotować, że dziś Achmetow publicznie mówi o konieczności zachowania terytorialnej jedności Ukrainy w granicach uznanych międzynarodowo – a więc wraz z Krymem i Donbasem. Po rozpoczęciu inwazji oświadczył, że z Rosją nie prowadzi już żadnych interesów, a Putina nazwał zbrodniarzem wojennym już na początku marca.
Sytuacja, w której jedna trzecia publicznych zamówień trafia do jednego zaledwie człowieka, musi budzić zdumienie. Tyle że Achmetow jest jedynie przykładem – problem dotyczył bowiem wszystkich szczebli ukraińskich zamówień. Państwo płaciło za drogo, a pieniądze często znikały w trudny do prześledzenia sposób. W 2013 roku Transparency International w swoim Corruption Perception Index plasowała Ukrainę na 142. miejscu wśród 175. badanych państw, z wynikiem zaledwie 26 na 100 punktów.
Cyfryzacja do zmiany państwa
Majdan był wstrząsem, którego fale dotarły nawet do zamówień publicznych. Tu zmiana nie wydarzyła się dlatego, że rewolucja wymieniła urzędników. Zaczęła się od ludzi oddalonych od państwowej administracji, a nawet i od samego Majdanu. Aleksandr Starodubcew, przedsiębiorca z branży IT, uczestniczył w Pomarańczowej Rewolucji w 2004 roku. W rozmowie z Wired przyznawał, że rozczarowanie wypaleniem tamtego ruchu i powrotem starych mechanizmów spowodowało, że początkowo nie wierzył w sukces protestów z przełomu 2013 i 2014 roku.
Jednak przebywając na Majdanie, postanowił nie pozwolić rewolucji zgasnąć. Jeszcze na placu spotykał różnych ludzi, w tym przedstawicieli Transparency International czy managera lokalnego oddziału Microsoftu. Wspólnie zaczęli wymyślać, co też od strony technologicznej można by w Ukrainie zrobić dobrego. Celem zespołu Aleksandra była zmiana sposobu działania zamówień publicznych w Ukrainie, tak by po rewolucji nie mogły z czasem wrócić stare, korupcjogenne przyzwyczajenia.
Grupa wolontariuszy kontynuowała prace także po tragicznych wydarzeniach na Majdanie i zmianie władzy. Wkrótce prototypem udało się zainteresować pierwszych urzędników i ministrów. Ta nieformalna i różnorodna koalicja doprowadziła do powstania Prozorro.
Przy wsparciu części ukraińskich polityków i urzędników powstała internetowa platforma, która jest prawdziwą rewolucją przejrzystości państwa. Dane o tym, kto, za co, kiedy i komu zapłacił, są całkowicie dostępne dla obywatela. Urzędnik stwarza tam zamówienie, a oferenci konkurują o jego realizację pomiędzy sobą w formie aukcji. Tym samym Prozorro w – do niedawna – papierowe i zastałe tryby urzędniczej machiny wprowadza transparentność i konkurencyjność. Platforma stała się obowiązkowym narzędziem do zamówień publicznych już w 2016 roku.
Wkrótce Prozorro stało się wzorcem światowym, co przyznał m.in. minister cyfryzacji Francji w rozmowie z Wired. W krótkim czasie powstała rewolucyjna usługa, pozwalająca oszczędzić miliardy hrywien, ukrócić łapówkarstwo oraz ułatwić życie urzędnikom i firmom.
Cyfrowi wolontariusze
Tego sukcesu nie byłoby bez początkowo wolontaryjnego, a potem etatowego zaangażowania ludzi spoza administracji: przedsiębiorców, programistów, pracowników korporacji konsultingowych, członków Transparency International. Sukcesu nie byłoby też bez sprawnej współpracy z politykami i urzędnikami chcącymi dokonać zmian. W 2016 roku Prozorro zostało przekazane państwu i stało się spółką ukraińskiego skarbu. Jej prezesem został trzydziestoparoletni Wasyl Zadworny. Nie tylko pod kątem wieku nie przypomina typowego prezesa urzędu, prędzej startupowca. Na zdjęciu profilowym na Zoomie siedzi w bluzie, a w oczy rzuca się przystrzyżony przez barbera zarost. Dlaczego w 2016 roku rzucił rozwijaną z sukcesami karierę w jednej z globalnych korporacji IT na rzecz Prozorro?
– To nie była trudna decyzja. Pracę w Prozorro zaczynałem jako ochotnik, dołączyłem do zespołu na pełen etat w 2016 roku. Dla mnie to kwestia społecznej odpowiedzialności, którą czułem po trudnych wydarzeniach na Majdanie. Wszyscy, których tam nie było, czuli się odpowiedzialni za to, że nie robili tyle, ile się da. To podsycało zaangażowanie – wspomina Zadworny. I dodaje, że był jeszcze jeden ważny czynnik: osobiste przywództwo. Nie ma reform bez liderów. – W naszym przypadku mieliśmy takich wspaniałych ludzi. Nie był to więc wybór między pracą w niedofinansowanych projektach rządowych o małym prawdopodobieństwie powodzenia a stabilną, trwałą pracą w sektorze prywatnym. To był wybór między wielką i ryzykowną przygodą z jednej strony, a nudną pracą z drugiej – podkreśla Zadworny.
Spróbuj i wdrażaj
I właśnie ludzie o takim nastawieniu zaczęli oddolnie zmieniać ukraińską administrację. A przynajmniej zmieniać tę jej część, która związana jest z cyfryzacją. – Ci nowi ludzie, którzy weszli do administracji, zredefiniowali rolę technologii w sprawach publicznych – mówi Zadworny. Dodatkowo wsparli ich urzędnicy i politycy, którzy byli częścią struktury rządowej przed Rewolucją Godności. – Ostatnim, ale nie najmniej ważnym elementem zmiany było wdrożenie nowych podejść do rozwoju technologii. Mówię tu na przykład o metodologii Scrum i podejściu Lean Startup, które były stosowane przez Prozorro od pierwszego dnia. Poprzednie projekty rządowe w Ukrainie opierały się na tradycyjnych procesach zarządzania opartych o przygotowywanie miesiącami długich specyfikacji, zamiast na podejściu "spróbuj i wdrażaj" – tłumaczy prezes prezes Prozorro.
To jednak nie wszystko. Wasyl sukces projektu widzi również w zmianie, która dokonała się w samych urzędnikach. Nie dlatego, że zostało to na nich prawnie wymuszone, ale dlatego, że sami chcieli wziąć w niej udział. – Kiedy zaczynaliśmy, pracownicy urzędu zamówień działali w starym, papierowym stylu – mówi Zadworny. Tłumaczy, że owszem, potrzeba było kilku lat na zmianę kultury pracy, ale jak na skalę tej reformy to wcale nie było tak długo.
W 2021 roku w rankingu Transparency International Ukraina zajęła 122. miejsce z wynikiem 32 punkty. Rosja ma ich 29 (i miejsce numer 136). To teoretycznie niewielka zmiana, która pokazuje, jak wiele jest jeszcze do zrobienia. Rankingi jednak mają to do siebie, że nie mówią wszystkiego. Ogromną różnicę między skorumpowanym wojskiem i państwem rosyjskim a Ukrainą od czasu wybuchu wojny widać przecież jak na dłoni.
Państwo w smartfonie
Prozorro jest "perłą w koronie" ukraińskiego govtechu, ale nie jest wcale wyjątkiem.
W 2019 roku po wyborze Wołodymyra Zełenskiego na prezydenta Michajło Fedorow, szef jego kampanii wyborczej, został pierwszym w historii Ukrainy Ministrem Cyfryzacji. Zełenski w czasie kampanii obiecywał "państwo w smartfonie", więc celem nowej jednostki było zrealizowanie tej wizji. Chociaż notowania samego prezydenta sukcesywnie spadały aż do czasu wojny, to akurat Ministerstwo Cyfryzacji miało mieć całkiem niezłą opinię.
Flagowym projektem jest aplikacja Diia, w której są dostępne zarówno ukraińskie dokumenty, jak i usługi publiczne. Udostępnia więc ona paszport biometryczny, dokumenty samochodu, legitymacje i certyfikat COVID-19. Można za jej pomocą zapłacić mandat, podatek PIT, zapisać się na szczepienie, wymienić prawo jazdy czy stworzyć petycję do władz. Jest więc rozszerzonym odpowiednikiem łączącym funkcjonalności aplikacji mObywatel z serwisem ePUAP czy MójGov. Z Diia według szacunków przed wojną korzystało ok. 18 milionów użytkowników na 43 mln mieszkańców. Dla porównania podobną aplikację mObywatel w Polsce pobrało do tej pory 7,5 mln osób, a Profil Zaufany ma ok. 14 mln.
Po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji cyfrowy komponent ukraińskiej administracji potwierdził swoją użyteczność. Aplikacja Diia została błyskawicznie zaktualizowana, pozwalając obywatelom na wysyłanie zdjęć i filmików rosyjskich wojsk do ukraińskich służb. W niej znajduje się też informacyjny program telewizyjny oraz bajki dla dzieci. Prywatne przedsiębiorstwa zgłosiły się z inicjatywą stworzenia systemu pozwalającego przesyłać alarmy o nalotach bezpośrednio na telefony, tworząc uzupełnienie tradycyjnego systemu syren.
Cyfryzacja czasów wojny
Wasyla Zadwornego zapytałem o to, czy wojna wywróciła pracę nad cyfryzacją państwa do góry nogami? – Z jednej strony zdecydowanie zmieniło się nasze życie. Prawie 10 proc. naszych pracowników walczy na linii frontu. Zespół znajdował się wcześniej głównie w Kijowie, a obecnie kolejne 10 proc. ludzi wyjechało za granicę i znajduje się gdzieś pomiędzy Turcją, Polską, Francją i Mołdawią. Również nasza praca, zamówienia publiczne, zmieniły się diametralnie – przyznaje szef Prozorro.
Ale równocześnie stwierdza, że ta zmiana wcale nie jest aż tak ogromna. – Moja babcia mieszkała na Żytomierzu w czasie drugiej wojny światowej. W porównaniu z jej opowieściami wojennymi nie musimy ukrywać się w lasach, pić z rzek i być nieustannie bombardowani. Za to jest o wiele więcej pracy do wykonania w tej chwili. Prozorro zaczynało jako start-up, więc byliśmy przyzwyczajeni do pośpiechu, zmian i chaosu. Teraz musimy wrócić do tej naszej dawnej kultury. Nie jest to bardzo zrównoważony tryb pracy, ale teraz potrzebne są wszelkie możliwe wysiłki – podkreśla Wasyl.
Zwinność i współpraca stają się kluczem do zrozumienia sukcesów nie tylko ukraińskiej transformacji cyfrowej, ale całego państwa. Rewolucja i toczona od 2014 roku wojna z Rosją zmieniają ukraińskie państwo głębiej, niż nam się wydawało. I to nie dlatego, że administracja zaczęła stosować technologiczne nowinki. To zmiana społeczeństwa, które wychodzi ze wschodniego carowskiego hierarchizmu w stronę społeczeństwa sieciowej współpracy.
– To, co widzimy w ukraińskiej armii, państwie, społeczeństwie, to dwa zupełnie różne podejścia do tego, jak to się robi w Ukrainie i Rosji. Wszystkie działania w Rosji są scentralizowane. Są czołowi generałowie, którzy dużo czasu poświęcają na stworzenie szczegółowego planu, delegowanie drobnych zadań swoim podwładnym w celu wykonania dowolnej czynności. Zaś Ukraina zachowuje się jak społeczeństwo sieciowe – tłumaczy szef Prozorro. I porównuje ten sposób funkcjonowania właśnie z tym, jak funkcjonuje jego firma: – Na polu bitwy armia ukraińska nie zachowuje się jak hierarchiczna, scentralizowana organizacja. Zamiast tego widzimy wiele horyzontalnych działań opartych na współpracy, które są wykonywane bez czekania na decyzje z góry.
W państwie i społeczeństwie ukraińskim też widać ten sam schemat. Ministerstwo Transformacji Cyfrowej nie tworzy wszystkich służb: zamiast tego proponuje ogólne ramy i kierunek działań. – Wspierają to tysiące wolontariuszy, którzy sami rozwijają swoje usługi, integrują je ze sobą, współpracują w celu zapewnienia wartości dla obywateli. Osobiście znam ok. 15 różnych projektów, które działają na różnych etapach procesu zamówień publicznych: zbieranie popytu, gromadzenie magazynów, zarządzanie zapasami, zakupy, pozyskiwanie funduszy. Stale ze sobą współpracują – podkreśla Zadworny.
W pewnym momencie Wasyl się reflektuje: – Żeby było jasne, dla mnie też jest to coś nowego. Przed wojną czytałem również wszystkie te artykuły w Wired czy Financial Times o nowej gospodarce wschodzącej i nowym sposobie zachowania w społeczeństwie sieciowym, organizacjach turkusowych. Do pewnego stopnia to brzmiało jak takie gładkie "bla bla bla". Ale dziś widzimy, że to naprawdę działa w tragicznych i najbardziej radykalnych okolicznościach. To nie tylko wojna między Rosjanami a Ukrainą. To także wojna między społeczeństwami żyjącymi w różnych typach rzeczywistości i percepcji. Między społeczeństwem, które chce być oparte na współpracy, horyzontalnym, kooperatywnym, a społeczeństwem, które chciałoby, aby decydował tylko jeden car – mocno podkreśla szef Prozorro.
Chyba nie ma lepszego przykładu różnicy kulturowej pomiędzy Rosją a Ukrainą niż anegdota przytoczona przez Wasyla: – Mój przyjaciel pokazał mi dyskusję na rosyjskim kanale Telegram. Tam Rosjanie rozmawiali o dziwnych ludziach na Ukrainie, zwanych "ochotnikami", którzy po prostu podróżują za granicę, kupują kamizelki kuloodporne lub hełmy i sprowadzają je do Ukrainy, by rozdać je armii. Ci Rosjanie zaczęli pytać: gdzie są centra koordynacyjne tych wolontariuszy, żebyśmy mogli w nie uderzyć? Dla nich to było nie do wyobrażenia, że tysiące Ukraińców są w to zaangażowani bez żadnych ośrodków instruujących, co dokładnie jest do zrobienia. To wielka różnica między Rosją a Ukrainą, różnica, którą widzimy we wszystkich dziedzinach działania. Ukraińcy pracują w sieci współpracy zamiast w scentralizowanym systemie hierarchicznym. Dlatego też jesteśmy w stanie stawić tak duży opór – podkreśla Ukrainiec.
Ukraińskie społeczeństwo krok po kroku odchodzi od zhierarchizowanej, postsowieckiej struktury, w której czeka się na prikazy z góry. Przypomina to inny przykład państwa, które dzięki społecznej kulturze stało się inkubatorem technologicznych zmian. Mitem założycielskim startupowej kultury Izraela była właśnie wymuszona samodzielność: w stanie ciągłego zagrożenia państwa każdy żołnierz jest tam uczony działać samodzielnie, wykazywać się inicjatywą, jednocześnie działając w grupie. A że każdy Izraelczyk – także kobiety – przechodzi przez obowiązkową służbę wojskową, to przekłada się to później na przedsiębiorczość, wykraczanie poza schemat i zdolność do współpracy całego narodu. Dziś w te ślady – również w sposób wymuszony przez Rosję – idzie Ukraina.
Oczywiście to nie jest rewolucja dokonana. W indeksach korupcji Ukrainie wciąż daleko do liderów przejrzystości. Zmiana kultury jest trudna i nietrwała. Zresztą jeszcze w czasie pokoju pojawiały się legislacyjne inicjatywy mające ograniczyć system Prozorro, przemycane na przykład pod płaszczykiem "ukrainizacji" zamówień publicznych. Dziś jednak patrząc na sprawność ukraińskiej armii, administracji i społeczeństwa, wydaje się, że krok po kroku Ukraina zrywa ze swoim postsowieckim jarzmem.
Artykuł powstał na podstawie odcinka podcastu ScepTech.
Bartosz Paszcza – ekspert ds. technologii cyfrowych w Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, autor podcastu Sceptech.
Zdjęcie tytułowe: Kijów, 2022 r. Fot. Toomko / Shutterstock.com
Data: 11.05.2022