Bałem się wyjść z domu, bo myśliwi strzelali pod moimi oknami. Zwierzęta uciekały w popłochu
„Językiem swym kamuflują sadyzm, cierpienie i to, że mordują” – Muzyka Końca Lata na swojej ostatniej płycie trafnie podsumowała działania myśliwych. Po tym, jak po raz kolejny urządzili sobie niedaleko mojego rodzinnego domu strzelaniny, nie mam złudzeń, że ich działalności nie da się delikatniej opisać.
Śladów obecności dzików wokół mojego rodzinnego domu na wsi jest całe mnóstwo. Spacerując po łąkach i lasach, natknąć można się na porytą ziemię. Mimo to nigdy nie spotkałem dzików w ciągu dnia. Część wsi, gdzie mieszkają rodzice, nie jest specjalnie zaludniona, ale dla zwierząt to wcale nie jest powód, by się pokazywać.
Prawdopodobnie prędzej natknąłbym się na dziki na jednym z łódzkich osiedli niż blisko lasu. Nie słyszałem też, aby ktokolwiek z mojej rodziny zaliczył z nimi nerwowe spotkanie twarzą w twarz podczas swoich spacerów. Dziki są, co widać po ziemi, ale zachowują zrozumiały dystans. Bardzo owocna współpraca – nie wchodzimy sobie w drogę, żyjemy obok siebie. Tak, jak być powinno.
Kiedy więc podczas noworocznego spaceru zobaczyliśmy pędzącego po szerokiej łące dzika, byliśmy zaskoczeni. Zwierzę gnało i obrało trasę przez pola. Przez chwilę zrobiło się nerwowo, bo całkiem sporych rozmiarów dzik zaczął skręcać w naszą stronę. Staliśmy na otwartej przestrzeni i w razie czego nie byłoby gdzie uciekać. Wprawdzie dziki same z siebie nie atakują ludzi, ale gołym okiem widać było, że sytuacja jest nadzwyczajna. Dzik uciekał, a jako że te zwierzęta są krótkowzroczne, mógłby nas w swoim pędzie nie zauważyć. O ewentualnej ucieczce nie byłoby mowy – słyszałem, że dziki są szybkie, ale nie sądziłem, że aż tak.
Przerażone, jak sądzę, zwierzę łukiem wbiegło do pobliskiego lasku.
Szybko przekonaliśmy się, z czego mogła wziąć się domniemana nerwowość dzika i jego nietypowe pojawienie się w ciągu dnia, kiedy pędem przeciął drogę, po której poruszają się samochody i sunął przez pola. Owszem, nie chodzę tamtędy codziennie i nie zawsze o tej samej godzinie, więc może to była rutynowa trasa jego przedpołudniowego sprintu, ale przechodziłem i przejeżdżałem przez te łąki i pola wielokrotnie przez lata, a mimo to przez lata nie trafiłem na dzika. Teraz, w nowy rok, tak. To raczej nie był przypadek.
Niedługo po powrocie do domu rozległy się strzały
Stale o tym zapominam, ale to świecka tradycja – myśliwi pojawiają się pierwszego dnia nowego roku i strzelają. Domyślam się, że zaczęli wcześniej w jednej z sąsiednich wsi i być może dzik uciekał przed nimi.
W tamtym roku też strzelali i też byliśmy na spacerze. Odgłosy wystrzałów dochodzące z niedalekiej odległości prędko przegoniły nas do domu. Zbyt wiele historii słyszeliśmy o pomyłkach myśliwych i o tym, że nie odróżniają dzików od własnych kolegów, by ryzykować dalsze szwendanie się po okolicy. A to podobno dziki mają słaby wzrok.
Teraz znowu siedzieliśmy w nowy rok w domu i kolejna wędrówka znowu nie wchodziła w grę. Mimo zamkniętych okien słychać było wystrzały. Momentami miało się wrażenie, że strzelają nieopodal, tuż obok domu. W takich warunkach picie herbaty jest nieprzyjemne, a co dopiero chodzenie po lesie. Strzelają, bo mają taką ochotę i bo mogą.
To naprawdę absurdalne. Nie móc wyjść z domu, bo panowie bawią się w rekonstrukcję historyczną. Na jednej ze stron można przeczytać:
Pod koniec XIX wieku i w okresie międzywojennym po nieprzespanej, przebalowanej nocy, wprost z sali balowej ziemiańskiego dworu, często w towarzystwie dam, wyruszano na krótkie łowy. Polowanie było idealnym dopełnieniem sylwestrowej zabawy. Wielkość rozkładu nie odgrywała żadnej roli. Często był to wręcz spacer, czy kulig ze strzelbami. Są koła łowieckie, w których przetrwała tradycja prawdziwego, klasycznego polowania noworocznego. Współcześnie dochodzi jednak warunek podyktowany zdrowym rozsądkiem oraz zawarty w przepisach: trzeba być trzeźwym! Trzeźwym, jeśli chce się strzelać. Znane są koła, w których na zbiórce stają myśliwi w różnej formie. Tradycja nakazuje im jednak zebrać się w ten niezwykły poranek.
„Trudno o milszy początek roku!” – podsumowuje autor wpisu. Faktycznie, nie ma nic przyjemniejszego od słuchania strzałów i obserwowania przestraszonych zwierząt. Nie dość, że musiały być zmęczone i zestresowane po fajerwerkach, to na dokładkę ich życiu zagrażali panowie bawiący się pistolecikami. Zwykli tchórze, bo tylko tchórz strzela do bezbronnych zwierząt. Tylko tchórz wabi zwierzęta, wysypując warzywa na polanę, by skuszone podstawionym pod nosem jedzeniem stworzenie samo weszło na celownik. A o takich sposobach często się słyszy.
Wiem, wiem, nie wszyscy myśliwi tacy są. Niektórzy mogą twierdzić, że bez myśliwych dziki powchodziłyby nam do domów lub, co gorsza, roznosiły groźne choroby. Tyle że eksperci od lat mówią, że odstrzał dzików wcale nie pomaga w walce z ASF.
„Myśliwi kochają przyrodę, jak stary gwałciciel dziewczyny młode” – słyszymy na nowej płycie Muzyki Końca Lata. I chociaż staram się stosować do rad mojego redakcyjnego kolegi Rafała i nie zaciskać niepotrzebnie pięści, nie ulegać prostackim podziałom, to w przypadku myśliwych jakoś nie mogę zaakceptować stanowiska „drugiej strony”. Bartosz Chmielewski, autor tekstów i wokalista MKL-u, opisując piosenkę „Kleszcze”, w której pada ta mocna i trafna fraza, wyjaśnia, że ktoś, kto jako swoją pasję wybrał strzelanie do dzikich zwierząt, jest podejrzany i wzbudza jego niechęć. Mam podobnie i jakoś nie czuję się źle, że nie gryzę się w tym przypadku w język.
Kiedyś sprawdzałem, co należy zrobić, aby zatrzymać polowanie w swojej okolicy
Nie jest to łatwe zadanie. Jak czytamy na stronie zatrzymajpolowanie.pl, „zgodnie z art. 27b właściciel lub użytkownik wieczysty nieruchomości wchodzącej w skład obwodu łowieckiego może zakazać wykonywania polowania na swojej nieruchomości po prostu poprzez złożenie Staroście oświadczenia”.
Aby takie działanie było skuteczne, wszyscy sąsiedzi musieliby złożyć takie oświadczenie. A nie wszyscy właściciele działek mieszkają w tych stronach. Działania jednostkowe dalej mają sens. Tyle że nieruchomość dalej pozostaje w obwodzie łowieckim. „Nie można na niej tylko wykonywać samego polowania. Myśliwi nadal mogą wchodzić na nieruchomość i np. wysypywać paszę dla zwierząt” – czytamy.
Według danych z 2021 roku w całej Polsce złożono już 1041 takich oświadczeń.
Rozumiem, że nie każdego los zwierząt obchodzi na tyle, by przejmować się zwierzętami
Czy to jednak nie absurdalne, że również pod waszymi oknami może odbywać się strzelanie? Nie możecie iść do lasu na spacer, pobiegać, pojeździć na rowerze, zbierać grzybów, bo uprzywilejowana grupa („Myśliwi są dziś w Polsce jedyną grupą uprawnioną do posiadania broni i używania jej w przestrzeni publicznej bez obowiązku przechodzenia okresowych badań lekarskich i psychologicznych” – pisała Polityka) urządza sobie łowy.
Wychodząc na spacer, możecie później natknąć się na martwe zwierzę. To historia jednej z mieszkanek Orzechowa (gm. Dobre Miasto), która od lat walczy z myśliwymi, którzy wokół niej strzelają do zwierząt. Rozumiem jej oburzenie doskonale, bo w moich rodzinnych stronach jest podobnie. I nic z tym nie można zrobić.
To tak, jakby w mieście ktoś wyjął strzelbę i strzelał. Byłoby olbrzymie poruszenie. Jest duże przyzwolenie na to, bo dzieje się to na wsi (…) Nie zgadzam się na to, żeby wokół mojego domu były kałuże krwi. Mało tego, nie chcę się czuć zagrożona tym, że to ja zostanę zastrzelona
– mówiła w rozmowie z Radiem Olsztyn
Co więcej, miejsc gdzie faktycznie odbywają się polowania, nie zna nawet Straż Łowiecka ani policja, jak wyjaśnia portal zakazpolowania.pl. Ich zdaniem można byłoby niedziałający system łatwo usprawnić, tworząc aplikację z mapą aktualnie trwających polowań. O jednym z 4,5 mln polowań, do których dochodzi corocznie w Polsce, możecie się nawet nie dowiedzieć. Las jest dla wszystkich czy tylko dla myśliwych?
Swego czasu Adam Wajrak pisał, że widok dzika może napełniać nadzieją. W końcu to oznacza, że przetrwały, mimo że w ostatnich latach strzela się do nich bez opamiętania. Mam nadzieję, że ten, którego zauważyłem, zdążył uciec i się schować. A mi pozostaje nucenie piosenki „Kleszcze”: „niestety dobrze się czuję, gdy myślę, że na nich też ktoś zapoluje”.