"Dobre recenzje mają to do siebie, że można je kupić za odpowiednią cenę" – śpiewał przed laty zespół Komety w piosence "Nikt nie kupuje twoich płyt", sugerując, że na listach przebojów królują ci, których na to stać, a nie ci, którzy faktycznie mogliby porywać tłumy. Porażka wydawnicza oznaczała, że "ktoś popełnił duży błąd, dając ci szansę" i dlatego tracił pracę. Streaming i idąca za nim demokratyzacja muzyki miały położyć kres takim praktykom. Uwolnić twórców, ale i samych kuratorów przed kombinowaniem, co może się spodobać masom i dobrze się sprzeda.
– Moje doświadczenia pokazują, że dla niszowych twórców sieć stała się jeszcze trudniejszym środowiskiem. Choćby za sprawą algorytmów. To nowi strażnicy blokujący dotarcie do nowej publiczności. Do tego dochodzi nadmiar wszystkiego. Trzeba konkurować o wolny czas z filmami, serialami, grami, meczami na żywo. Wszystko na wyciągnięcie ręki. Mam poczucie, że trudniej się przebić z kulturą oddolną niż wcześniej, kiedy nie dysponowaliśmy narzędziami, które w teorii powinny ułatwiać kontakt z ludźmi. Mam nawet wrażenie, że kiedy prowadziłem newsletter i pisałem maile do ludzi, był to żywszy kontakt niż teraz w przypadku postów na Facebooku – mówi Chmielewski.