REKLAMA

Na jej działce ma powstać farma fotowoltaiczna. Dowiedziała się o tym przez przypadek

Niedaleko są bagna, jeziora, lasy, dzikie zwierzęta i wyjątkowe zabytki – i właśnie z tego powodu mieszkańcy nie chcą w swojej okolicy farmy fotowoltaicznej. Inwestor jest na tyle pewny swego, że wytypował działki, które należą do… protestujących. A planom sprzeciwiają się nie tylko sąsiedzi, bo głosy wsparcia płyną z całej Polski.

Na jej działce ma powstać farma fotowoltaiczna. Dowiedziała się o tym przez przypadek
REKLAMA

Dwie sporych rozmiarów farmy fotowoltaiczne – o mocy 60 i 70 megawatów – mają powstać we wsi Hola na Lubelszczyźnie. Mieszkańcy już gorąco protestują, bo chcą chronić wyjątkowe obszary. Tymczasem planowana inwestycja może zająć łącznie nawet 170 hektarów – informuje lubelska „Wyborcza”.

REKLAMA

Mieszkańcy przygotowali petycję, którą podpisało niemal 230 osób. Na proteście zgromadziło się ok. 30 osób. Może wydawać się, że niedużo, ale obecni podkreślają, że to jedna trzecia całej wsi.

Sprzeciwiający się inwestycji nie kryją swojego rozczarowania nie tylko dlatego, że zagrożony jest dziki, sielski obszar. Zwracają uwagę, że nie zostali poinformowali o planach. A te uwzględniły nawet działki osób, które na inwestycję się nie zgadzają.

- Przypadkiem zobaczyłam w Biuletynie Informacji Publicznej, że ta farma miałaby stanąć też na mojej działce. To w sumie kilka hektarów. Nikt mnie o to nie zapytał, nikt nic nie tłumaczył, nawet pisma żadnego nie dostałam, że takie postępowanie się toczy. Jestem pewna, że jest więcej takich osób jak ja. To dziwna sytuacja – mówi jedna z protestujących.

Kobieta podejrzewa, że pewny siebie inwestor myślał, że w niewielkiej wsi nie znajdą się osoby protestujące. Tymczasem jak sama mówi wraz z sąsiadami tworzy „zgraną grupę”, która zwraca uwagę na wyjątkowy okoliczny krajobraz.

Miejscowość leży nieopodal Poleskiego Parku Narodowego, w którym są bagna, torfowiska i jeziora krasowe

Do otuliny parku są z Holi trzy kilometry, a w odległości 10 kilometrów od wsi znajdują się cztery obszary chronione Natura 2000. A także obszar Rezerwatu Biosfery Polesie Zachodnie certyfikowanego przez UNESCO

– czytamy w lubelskiej „Wyborczej”.

Sekretarz gminy Stary Brus dostrzegł głosy sprzeciwu, tym bardziej że petycję podpisały też osoby spoza wsi. To zrozumiałe – nie trzeba mieszkać w okolicy, by zdawać sobie sprawę, że ogromne farmy fotowoltaiczne wpływają na krajobraz, podobnie jak liczne wiatraki.

Można popierać OZE, ale też trudno nie zauważać, jak bardzo panele czy turbiny zawłaszczają tereny. Jadąc na Warmię z niemałym przerażeniem obserwowałem tereny przez okno – zdarzało się, że panele ciągnęły się przez długi obszar. Okolice przy torach nie wydają się może specjalnie atrakcyjne, ale to jednak często jest po prostu „wolny” teren, z czego korzystają zwierzęta. Choć inwestorzy bronią się, że ogrodzenia nie są przeszkodą i paradoksalnie przyroda ma tam spokój.

Bliżej mi do podejścia autora książki „Wyznania otrzeźwiałego ekologa”, który zwracał uwagę, że jeszcze 20 czy 30 lat temu wieść o tym, że ktoś na sporej łące chce wyznaczyć ruchliwą drogę wywołałaby olbrzymie oburzenie. Dziś na tym samym terenie powstać może sporych rozmiarów farma fotowoltaiczna czy wiatrowa i ci sami obrońcy przyrody nie widzą w tym niczego złego. Owszem, porównanie może wydawać się zbyt mocne – samochody przecież emitują zanieczyszczenia, a wiatraki i panele tworzą czystą energię. Tyle że „po raz kolejny dajemy się ograniczyć do sporów na temat użycia maszyn, zamiast zastanowić się nad tym, co owe maszyny nam dają, a co zabierają” – jak pisze Kingsnorth.

Czy jeśli już zastąpimy węgiel nowymi technologiami, czy jeśli elektrownie atomowe zapewnią nam tyle czystej energii ile chcemy, czy jeśli dzięki temu spadnie emisja CO2, to problem będzie rozwiązany? Chodzi o to, że nie, bo jego przyczyną jest właśnie to ludzkie rozpasanie, nadmierna konsumpcja, przekonanie, że to do nas należy Ziemia i możemy robić co nam się podoba. A skoro tak, to jeżeli problemem są za duże emisje, zastąpmy kopalnie węglowe farmami OZE. Co za tym idzie, po raz kolejny wejdźmy na teren natury stawiając tam panele i wiatraki.

Niestety trzeba zadać sobie niewygodne pytania. OZE pozwala odejść od węgla, dzięki czemu nie będziemy aż tak zatruwać środowiska. Tyle że w miejscu wielu dzikich łąk i pól staną wiatraki i panele. Ciągle coś tracimy. Ciągle przegrywa przyroda.

Więcej o tym problemie piszemy na Spider's Web:

REKLAMA

Inwestor broni się, że w tym przypadku ogrodzona powierzchnia również pozostanie „biologicznie czynna”, a sama inwestycja jest „całkowicie neutralna”.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA