REKLAMA

Właściciele działek chcą fotowoltaiki. Ich sąsiedzi mówią: "zaraz, zaraz"

Co jest ważniejsze – zdanie społeczności i troska o krajobraz czy zysk właścicieli gruntów? Z takim dylematem muszą zmierzyć się mieszkańcy Lubomi.

fotowoltaika
REKLAMA

Tylko pozornie protesty przeciwko masztom komórkowym można wrzucić do tego samego worka, co niezgoda wobec budowy farmy fotowoltaicznej czy wiatrowej. Teoretycznie wspólny mianownik jest oczywisty: niechęć przed nowym, a często nawet po prostu strach przed nieznanym. Dlatego też pojawiają się teorie spiskowe i obawy o własne zdrowie.

REKLAMA

Moim zdaniem różnica jest jednak znacząca. Maszt zwykle jest jeden, natomiast farma fotowoltaiczna bądź wiatrowa to coraz częściej ogromne przedsięwzięcie, zajmujące wiele terenu. Krajobraz okolicy zmienia się diametralnie.

Właściciele działek na terenie gminy Lubomia, na których stanąć ma farma, mówią jednak: my też chcemy zarabiać

Serwis radio90.pl zamieścił apel osób, które zgodziły się wydzierżawić teren pod fotowoltaiczną inwestycję. W sumie to prawie 200 osób

Mamy grunty rolne 4 klasy, w dodatku w większości w małych areałach, których nie opłaca się uprawiać, dlatego nasze pola przez kilkadziesiąt lat leżały ugorami i były porośnięte samosiejkami, tworząc dla was piękny krajobraz. Teren w większości uprawiają wielcy rolnicy, którzy płacą nam (choć nie wszystkim) czynsz dzierżawny w wysokości podatku rolnego, czyli groszowy (ok. 200 zł za hektar). Fotowoltaika to nasza ostatnia szansa na godny zarobek, a wy protestujecie!

W liście zaznaczono, że protestujący mają swoje „domy, zakłady”, a to od właścicieli działek oczekuje się, że będą tworzyć krajobraz. „Kupcie sobie nasze grunty, to będziecie mieli wymarzone krajobrazy za wasze pieniądze, a nie nasze”.

Postępujecie niegodnie, chcąc nam faktycznie odebrać własność i korzystać za darmo z widoków, które dostarczają wam nasze pola. Kupcie sobie nasze pola i wówczas będziecie o nich decydować.

Cóż, sprawa nie jest łatwa. To konflikt sięgający znacznie głębiej i odnoszący się do tego, na ile człowiek ma prawo ingerować w przyrodę. Ze smutkiem przeczytałem argument o tym, że każda ziemia musi zarabiać i jest bezwartościowa, jeżeli nie jest wykorzystywana. A przecież to, że nie ma niej upraw, nie oznacza, że nic nie rośnie i nie ma z niej „pożytku”. Kontrowersyjnie brzmi też fragment mówiący o „naszym krajobrazie” – mam wrażenie, że za tym, co widzimy, stoi coś więcej niż właściciel działki. Choć niewątpliwie to on może go zmienić: zburzyć lub wzbogacić.

REKLAMA

Nie da się ukryć, że lepiej mieć w bliskiej okolicy farmę fotowoltaiczną niż hałasującą i emitującą zanieczyszczenia fabrykę, kopalnię czy wysypisko śmieci – a ten argument przywołują również autorzy listu. Z drugiej strony farmy fotowoltaiczne i wiatrowe w znaczący sposób ingerują w krajobraz. I to już bardzo widać. Chronienie tej ziemi może być odbierane jako niesprawiedliwe podejście – w końcu kto miał postawić dom/zakład na swojej działce już to zrobił bez protestów innych i teraz nie daje tego prawa innym – ale też niekoniecznie może chodzić tu o zazdrość czy inne partykularne interesy.

Spór o wiatraki czy fotowoltaikę jest więc jeszcze jednym konfliktem niemalże światopoglądowym. Na ile zgadzamy się, że na własnym można wszystko, a na ile bierzemy pod uwagę dobro społeczności.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA