REKLAMA

Nim rozpoczniesz Star Wars Outlaws, koniecznie wyłącz tę opcję

Uruchamiając Star Wars Outlaws na konsoli, byłem zaskoczony, że producenci zdecydowali się na czarne pasy filmowe. Można je na szczęście wyłączyć, ale nie bez niemiłych konsekwencji.

Nim rozpoczniesz Star Wars Outlaws koniecznie wyłącz tę opcję
REKLAMA

Kompletnie nie kupuję ściemy na temat filmowych gier. Od czasu do czasu znajduje się producent tłumaczący, że jego produkcja działająca w zaledwie 30 klatach na konsoli to wcale nie brak czasu, umiejętności bądź budżetu na optymalizację. Taki twórca zasłania się pogonią za filmowym doświadczeniem, wciskając nam 30 fps jako świadomą edycję artystyczną. To oczywiście niewybredne kłamstwo.

REKLAMA

Przykłady takich gier jak Redfall i Starfield najlepiej tego dowodzą. Ich producenci zarzekali się, że 30 klatek na sekundę w ich grach jest konieczne, by zrealizować własną wizję. Mija jednak kilka miesięcy, a konsolowe tryby wydajności 60 fps pojawiają się w tych grach jak za dotknięciem magicznej różdżki. Czyli co, filmowa wizja nie jest już ważna? No i dlaczego komputerowi gracze od początku mogli się z niej wyłamać, dysponując mocniejszym sprzętem? Mogli przecież na sztywno zablokować 30 fps.

Takich ściem, by zaoszczędzić na kosztach i czasie, jest więcej. W czasach PlayStation 4 całkiem niezła produkcja z wilkołakami The Order 1886 straszyła graczy wielkimi czarnymi pasami na dole i u góry ekranu, rzekomo w pogoni za filmowością. Oczywiście chodziło o to, by móc renderować scenę w mniejszej rozdzielczości, przy zachowaniu wysokiej klarowności oraz obfitej w detale oprawy. Teraz, prawie dekadę później, na podobną sztuczkę decydują się producenci Star Wars Outlaws.

Jak w kinie? Konsolowe Star Wars Outlaws straszy wielkimi czarnymi pasami na dole i u góry ekranu.

Domyślmy tryb filmowy z czarnymi pasami
Tutaj mamy winowajcę
Od razu lepiej

Na szczęście producenci nie skazują graczy na tę metodę wyświetlania, jak wcześniej twórcy The Order 1886. W ustawieniach pojawia się możliwość wyłączenia tzw. letterboksa, nazywanego przez Ubisoft trybem filmowym, do czego oczywiście od razu namawiam. To była pierwsza rzecz jaką zmieniłem w opcjach gry na swoim PlayStation 5. Drugą był wybór trybu wydajności, aby móc grać w 60 klatkach na sekundę. Może nie zawsze stabilnych, ale co 60 fps to 60 fps.

Niestety, usunięcie kinowych pasów z ekranu na swoje negatywne konsekwencje. Obraz rozciągnięty do krawędzi wyświetlacza gorzej maskuje wszelkie niedoskonałości trójwymiarowego środowiska. Widzimy wtedy, jak niska potrafi być dynamiczna rozdzielczość podczas renderowania rozgrywki w otwartym świecie. Ostrość gubi się zwłaszcza na twarzy głównej bohaterki oraz jej włosach. Co czasem jest nawet pozytywne, bo jakość fryzury protagonistki jest na zdumiewająco niskim poziomie. Europejscy producenci mogą się w tym obszarze wiele nauczyć od tych azjatyckich.

Star Wars Outlaws w 30 czy 60 klatkach na konsoli? Dla mnie wybór jest oczywisty.

REKLAMA

Mamy do czynienia z grą akcji, w której strzelamy z broni palnej oraz poruszamy się szybkimi pojazdami, często omijając przeszkody otwartego świata. Responsywność w trakcie rozgrywki jest zatem bardzo istotna. Nie wyobrażam sobie grzać na ścigaczu po powierzchni Tatooine w 30 klatkach. Płynność oraz poszycie pewności kompletnie się wtedy wytraca, nawet z wszelkiej maści upłynniaczami po stronie oprogramowania samego telewizora.

Negatywną konsekwencją wybrania trybu wydajności jest gorsza oprawa, ale ta nawet w trybie jakości nie powala. Dlatego z dwojga złego wybieram płynną oraz responsywną rozgrywkę. Ubisoft powinien natomiast skoncentrować się na optymalizacji, która stoi na niezadowalająco niskim poziomie. Star Wars Outlaws nie jest ładniejszą grą niż śliczniutki Avatar: Frontiers of Pandora, a działa odczuwalnie gorzej. Tutaj potrzeba szlifów i pracy z kodem, nie prostych sztuczek w postaci czarnych pasów kinowych.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA