Dostajesz metrowy paragon i myślisz, że masz spokój. Biedronka wysyła teraz wypracowania
Biedronka rozśmiesza - a niektórych irytuje - długimi paragonami, ale nie tylko w tym temacie postawiono na długość. Idziesz do kasy, czekasz na metrowy wydruk, zawijasz go, chowasz i myślisz, że wreszcie spokój. Wracasz do domu, sięgasz po telefon i… znowu to samo.
Biedronka zaczęła zalewać Polaków SMS-ami od lutego. Wiadomości przychodziły o różnych porach. Zdarzało się, że o promocji na masło czy papier toaletowy dało się przeczytać przed snem, bo komunikat trafił po 22:00. Jeżeli ktoś nie stosuje się do polecanych zasadach i wieczorami jednak zerka na ekran, to miał pecha.
Biedronkowe SMS-y były nie tylko reklamowym spamem. Sieć otwarcie uderzała w swojego największego konkurenta zaznaczając, że w Lidlu jest drożej.
Szybko okazało się, że jest pewien problem: od SMS-ów nie da się uciec. Niby można, ale jednocześnie oznacza to rezygnację z udziału w programie Moja Biedronka. Czyli pozbywając się reklamowych wiadomości traci się szansę na zniżki. Trudna decyzja.
Na Androidzie można zaznaczyć, że SMS-y od Biedronki to spam. Ci, którzy postanowili dać Biedronce jeszcze jedną szansę i pozostawili tę formę komunikacji mogli ostatnio zauważyć, że wiadomości stały się znacznie dłuższe. Dokładnie tak samo jak paragony.
Widać to gołym okiem. Pierwsze wiadomości są zwięzłe, konkretne. Sprawdzasz i widzisz o co chodzi. Ostatnio jednak to niemałe wypracowania. Jeśli komuś faktycznie zależy na tym, aby dowiedzieć się, na czym może zaoszczędzić, musi się wczytać.
Z ciekawości to policzyłem. Pierwszy SMS bez spacji miał 228 wyrazów. Jeden z sierpniowych: 503.
To ciekawy przykład tego, jak w wojnie cenowej Biedronka walczy o naszą uwagę
Znamy tę grę dobrze. Powiadomienia, komunikaty. Staliśmy się niewolnikami aplikacji i ich zaczepek. Jesteśmy na każde skinienie. Biedronka idzie krok dalej. Każe szukać promocji, wchodzić na strony, angażuje znacznie bardziej niż reszta. I te SMS-y. Już nie wystarczy rzucić okiem.
Łatwo powiedzieć, że zasady są proste i uczciwe. Biedronka daje promocje, a użytkownicy w zamian za to poświęcają swój czas i uwagę. Jeżeli dla kogoś to dobry układ, wówczas akceptuje reguły. Tyle że nie do końca mamy tu kwestię wyboru. Ktoś może godzić się np. na kupony i konieczność pobrania aplikacji, ale może niekoniecznie potrzebuje SMS-ów. Tu jest pełen pakiet, zero dogadywania się i kompromisów.
Jest jeszcze jedna kwestia. Pisaliśmy, że nie zawsze Biedronka jest tak ekologiczna, jak to przekazuje. Dobitnym przykładem są właśnie długie paragony. SMS pokazują to samo.
Może wydawać się, że ta archaiczna już forma komunikacji nic nie kosztuje. Tymczasem jak podawał Mike Berners-Lee w książce „Sorry, taki mamy ślad węglowy” jeden esemes to 0,8 g CO2. Autor podkreślił, że „globalna suma esemesów odpowiada zaledwie za 0,01 proc. globalnych emisji”, a same SMS-y opisane są na początku książki, wśród czynności, które emitują najmniej. No to w czym problem?
W przypadku Biedronki rośnie nie tylko częstotliwość wiadomości, ale również ich długość. W ciągu raptem kilku miesięcy urosły dwukrotnie. Zgoda, dalej w skali świata będą to mikroskopijne wartości. Jest w tym jednak jakiś symbol. Niby chcesz działać ekologicznie, a tam, gdzie najłatwiej się ograniczyć, mamy rozpasanie.