REKLAMA

Obiecują górę pieniędzy. Jest jeden wymóg: trzeba zgodzić się na wiatraki

Mówią, że będą pieniądze i zrealizowane dzięki nim inwestycje, na które normalnie nie byłoby szans. Mieszkańcy: i co nam z tego, skoro wiatraki to problem.

farmy wiatrowe
REKLAMA

W gminie Głubczyce strony nie mogą dojść do porozumienia w sprawie budowy wiatraków. Za jest gmina i rzecz jasna inwestor. To – jak informuje portal nto.pl – warszawska firma Res Energy Grou. W planach ma trzy farmy wiatrowe.

REKLAMA

Zdecydowana większość mieszkańców jest na nie

W trakcie zebrania 114 z 119 obecnych uczestników zagłosowało przeciwko budowie. Podczas kolejnego spotkania burmistrz Głubczyc Adam Krupa przekonywał, że maszty to olbrzymia szansa dla gminy. Roczny wpływ do budżetu zwiększyłby się nawet o 3-4 mln zł. Gdyby gmina była bogata, wówczas można byłoby kręcić nosem, ale obecnie to zbyt duża suma, by przejść obok niej obojętnie – próbował tłumaczyć polityk.  

W moim przekonaniu w Głubczycach żadnej wielkiej inwestycji nie będzie. Nie jest to zależne od nas. Argument jest bardzo prosty, u nas nie ma komu pracować i w najbliższych latach tak będzie

– mówił burmistrz.

I faktycznie: odpowiedzią „co nam z wiatraków” są nie tylko wpływy do budżetu, ale też szansa na pracę dla okolicznych mieszkańców. Wójt jednej z gmin, gdzie wiatraki rosną jak grzyby po deszczu, zwracał uwagę, że potrzebni są ludzie do prac budowlanych czy do ochrony inwestycji. Gdzieś ci ludzie muszą spać, jeść czy robić zakupy – i w tym upatrywał szanse dla okolicznych wsi czy miasteczek.

Z kolei Rafał Zwarycz, przewodniczący rady gminy Głubczyce, obiecywał, że zwiększony dochód pozwoli zrealizować inwestycje w miejscowościach, z których pochodzą protestujący. Mieliby na własne oczy zobaczyć, że im się to opłacało. W innych gminach rekompensatą/korzyścią (zależy od której strony patrzeć) są choćby nowe bądź wyremontowane drogi. Inwestor sam poprawia infrastrukturę pozwalającą dotrzeć do wiatraków.

Dlaczego mieszkańcy nie chcą wiatraków?

Niestety padają często podobne argumenty, co w przypadku masztów komórkowych. Pojawia się lęk o zdrowie czy nadmierny hałas. Tymczasem badania pokazują, że akurat pod tym względem farm wiatrowych nie trzeba się obawiać. Na co zwraca uwagę również inwestor, deklarując, że gdyby normy dotyczące hałasu zostały przekroczone, musiałby liczyć się z karami.

Mieszkańcy obawiają się również ingerencji w krajobraz. To argument, który do mnie trafia i doskonale go rozumiem. Już widać, że wiatraki i panele fotowoltaiczne zmieniają otoczenie. Zauważam to po swoich rodzinnych stronach. Niedawno zwiedzałem okolicę na rowerze i w miejscach, gdzie jeszcze kilka lat temu stał co najwyżej jeden wiatrak, już jest ich kilka. Ustawiane są również w nowych lokalizacjach. Coraz trudniej zachwycać się łąkami, które ciągną się aż do lasu, bo w ziemię powbijane są słupy z turbinami.

Sytuacja jest trudna, bo można zrozumieć również władze gminy, które zdają sobie sprawę, że farma wiatrowa czy fotowoltaiczna to być może jedyna szansa na tak duży zastrzyk gotówki do budżetu. Z drugiej mieszkańcy doskonale wiedzą, że ich otoczenie się zmieni i to znacząco. To nie jest jeden maszt komórkowy, a jednak pokaźna liczba wystających z ziemi słupów.

Inwestor zapowiada, że jeżeli nie będzie woli większości mieszkańców to nie zrealizuje inwestycji.

REKLAMA

Więcej o energii z wiatru i najnowszych technologiach znajdziesz na Spider`s Web:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA