REKLAMA

Ricoh GR III X - test. Większość z was nie kupi tego aparatu, chociaż jest świetny

Skąd bierze się popularność malutkiego, kompaktowego aparatu, który kosztuje tyle, co dużo bardziej zaawansowane aparaty z pełną klatką? Przez ponad miesiąc towarzyszy mi jeden z najbardziej popularnych aparatów ostatniego roku: Ricoh GR III X.

Ricoh GR III X - test. Większość z was nie kupi tego aparatu, chociaż jest świetny
REKLAMA

Miałem go ze sobą niemal codziennie w kieszeni: idąc po zakupy, jadąc do Warszawy, na wernisaż mojego ojca. Fotografowałem na weekendowym wyjeździe do Włoch nad jezioro, czy snując się po ulicach Londynu. Przejrzałem go z każdej strony, aby powiedzieć wam, czy jego ogromna popularność (głównie za granicą) to coś więcej niż efek kuli śniegowej po Fujifilm X100VI.

REKLAMA

Kompaktowa budowa (jak) sprzed lat

Ricoh GR III X to uliczna wersja legendarnego już aparatu kompaktowego Ricoh GR III. Główna różnica to inny obiektyw: zamiast ekw. 28 mm, mamy 40 mm f/2.8. Aparat daje możliwość włączenia cyfrowego cropa dającego ekwiwalent 50 lub 71 mm. Widać jednak wyraźnie, że jest to ogniskowa typowo pod zdjęcia uliczne, dokumentalne, reportażowe, podróżnicze czy codzienne. Sam zdecydowanie wolałbym klasyczne 35 mm, ale z drugiej strony, 40 mm to na tyle nietypowa ogniskowa, że może być naszym wyróżnikiem. 

Aparat ma malutkie rozmiary 109.4 x 61.9 x 35.2 mm i wagę zaledwie 262 g (z baterią i kartą pamięci). To tyle, co nic. GR III X można nosić ze sobą praktycznie wszędzie, mieszcząc aparat w kieszeni spodni czy kurtki. Obudowa nie jest niestety uszczelniona, ale ogólna jakość wykonania jest solidna. 

Ricoh GR III X ma całkiem spory uchwyt z przodu, oraz trzy tarcze, do zmiany najważniejszych parametrów: jedną z przodu, drugą pod kciukiem z tyłu oraz trzecią z tyłu. Do tego spory, mocno wyczuwalny spust, małą tarczę zmiany trybów pracy, kilka przycisków. 

Tylna górna tarcza ma standardowo przypisaną funkcję korekty ekspozycji w trybach półautomatycznych, a warto też wspomnieć, że jest to przycisk, aktywujący przejrzyste, skrócone menu.

Jedynym sposobem podglądu kadru czy wykonanych zdjęć jest 3-calowy, dotykowy ekran o rozdzielczości 1.03 mln punktów. Przynajmniej tuż po wyjęciu z pudełka, bowiem osobno możemy też dokupić malutki celownik optyczny, przyczepiany przez gorącą stopkę. 

Panel jest dosyć przeciętnej jakości: zarówno pod względem rozdzielczości, jak i oddania kolorów, ale wystarcza. Przeszkadzać mogą odbicia przy mocnym słońcu, z którymi szkło pokrywające panel, średnio sobie radzi.

Ekran służy również do obsługi menu aparatu. Dotknięciem możemy też wyzwolić migawkę po wcześniejszym nastawieniu ostrości.

Na dole, znajduje się klapka komory malutkiego akumulatora, gdzie znajdziemy także slot na jedną kartę pamięci (SD/SDHC/SDXC, UHS-I). Akumulator ma pojemność 1350 mAh, co starcza na kilka godzin pracy i wykonanie ok. 200-250 zdjęć. Jego ładowanie odbywa się przy wykorzystaniu portu USB-C i trwa około 3 godzin.

Co w środku?

Sercem aparatu jest pozbawiona dolnoprzepustowego filtru antyaliasingowego matryca CMOS wielkości APS-C i rozdzielczości 24 Mpix. To identyczny sensor, co w modelu GR III, podobnie jak i procesor GR Engine 6. Producent wbudował tu także system stabilizacji matrycy o realnej skuteczności ok. 2 EV. 

Prędkość zdjęć seryjnych to zaledwie 4 kl./s, ale nie sądzę, aby dla kogokolwiek był to problem w sprzęcie tego typu. Pewną przeszkodą może być natomiast praktycznie nieużyteczny jak na dzisiejsze standardy tryb wideo. Ricoh GR III X umożliwia nagrywanie wyłącznie wideo FHD o mocno przeciętnej jakości. 

Wielkim plusem jest 2 GB wbudowanej pamięci, co może uratować życie, jeśli wyjdziemy z aparatem na zdjęcia, ale zapomnimy o karcie. To rozwiązanie, którego oczekiwałbym od każdego szanującego się producenta aparatów. 

Jakość obrazu jest bardzo dobra, szczególnie jak na tak mały aparat. Sęk w tym, że Ricoh GR III X jest owiany legendą świetnych kolorów zdjęć prosto z aparatu, których ja tutaj nie widzę. Fotografie bez obróbki są normalne. Nie widzę w nich nic nadzwyczajnego.

Wbudowane filtry są raczej do niczego – może poza trybami czarno-białymi, które można spokojnie stosować.

Obiektyw o ekw. ogniskowej 40 mm jest bardzo ostry, dobrze radzi sobie z aberracją, pracą pod światło, a winieta (po korekcie systemowej), nie przeszkadza.

Jak się tym fotografuje?

Naprawdę fajnie, chociaż nie idealnie. Przede wszystkim, wielka pochwała na kompaktowe rozmiary, wagę i malutki pasek na nadgarstek w zestawie. To wystarczy do codziennego noszenia aparatu ze sobą w kieszeni i bezpiecznego fotografowania. 

Ricoh GR III X wygląda jak typowy aparat kompaktowy, na który nikt nie zwraca uwagi, co sprawia, że fotografując, jesteśmy prawie niewidzialni. Osoby wyczulone na duże aparaty, często nie zwracają uwagi na takiego malucha. To otwiera drogę do bycia bardziej naturalnym obserwatorem miejsc, w których się obracamy z aparatem. 

Ergonomia aparatu jest przyjemna. Całkiem solidny uchwyt z przodu, możliwość obsługi aparatu jedną dłonią, responsywny panel dotykowy, czy praktyczne dźwignie, naprawdę ułatwiają fotografowanie.

Mam bardzo mieszane uczucia odnośnie pracy systemu AF

Ricoh GR III X został wyposażony w hybrydowy system AF, bazujący na czujniku fazowym zabudowanym w matrycę oraz detekcji kontrastu. Aparat ustawia ostrość od 20 cm, a w trybie Macro, w zakresie 12 do 24 cm. W trybie „snap” aparat ustawia ostrość na ustawioną wcześniej odległość. Do wyboru są także priorytet ustawiania ostrości lub szybkości zdjęć, w którym aparat zrobi zdjęcia, nawet jeśli nie uda mu się trafni ustawić ostrości. 

W prostych sytuacjach system szybko i celnie ustawia ostrość, ale często pompuje. W czasie zdjęć nocnych jest nieco gorzej. Problem pojawia się kiedy trzeba wykryć twarz i za nią podążać. W przypadku prostego portretu pojedynczej osoby jeszcze jest dobrze, ale jeśli mamy kilka osób w kadrze, ale osoba się zacznie ruszać, obracać, iść to aparat się gubi. W praktyce raczej nie mogłem polegać na wykrywaniu twarzy i wskazywałem punkt ostrości ręcznie na ekranie. Nie jedno zdjęcie mi przez to przepadło.

Czego mi tu brakuje?

Ricoh GR III X to fajny aparat, ale nieco odstaje już od współczesnych norm. Wielu twórcom to nie przeszkadza, ale obiektywnie rzecz biorąc, można oczekiwać, że nowoczesny sprzęt sprzedawany w 2024 roku będzie oferować nieco więcej pod względem technologicznym. Oto krótka lista wymagań:

  • wbudowany wizjer, choćby mały, jak w Sony RX100;
  • odchylany, obracany i cieniutki ekran LCD;
  • lepszy AF, konkurujący z dobrymi smartfonami;
  • uszczelniona obudowa — obecnie jeśli kurz dostanie się na matrycę czy obiektyw, no to mamy problem;
  • wideo 4K - Full HD to za mało.

Ricoh GR III X to unikalny aparat, któremu trochę brakuje magii fotografowania

Idea i ogólne założenia tego aparatu są świetne: malusieńka obudowa, spory sensor, dobrze dobrany obiektyw, prosta obsługa. Mogę go zabrać dosłownie wszędzie ze sobą. Nosić w kieszeni jak smartfona, fotografować codzienne życie w jakości zdecydowanie lepszej niż jakimkolwiek smartfonem. Brzmi pięknie, ale jednak coś nie do końca mi tu leży. 

Aparaty takie jak Ricoh GR III X to sprzęt typowo hobbistyczny, kreatywny, artystyczny albo codzienny. To nie jest aparat do pracy. Tu liczy się przyjemność tworzenia, kolory, plastyka. Pod tym względem, Ricoh GR III X do mnie nie trafia. Doceniam jego „niewidzialność”, ale tym nie fotografuje się ani jak smartfonem, z jego uniwersalnością i możliwością wrzucania zdjęć online, ani jak klasycznym aparatem z wizjerem, gripem. 

Subiektywnie plastyka zdjęć jest po prostu ok, ale nie przyciąga. Nie mamy tu bogatego zestawu filtrów, jak w aparatach Fujifilm, a te wbudowane są mocno przeciętne. Może poza czarno-białymi. Wiem, że wielu twórców tworzy własne ustawienia filtrów, albo pobiera gotowe recepty, aby uzyskać określony, tradycyjny charakter zdjęć, ale w czasie swojego testu, chciałem sprawdzić, jak ten aparat działa po wyjęciu z pudełka.

W mojej ocenie Ricoh GR III X to ciekawy aparat, który może trafić w określone potrzeby niektórych twórców, ale ja do tego grona nie należę. To sprzęt technologicznie nieco przestarzały, a mimo to bardzo popularny, co pokazuje, jaki na rynku foto jest deficyt. Mam nadzieję, że Ricoh niebawem go odświeży, naprawiając jego wady.

To i tak nie jest istotne, bo większość z was go nie kupi

REKLAMA

To dlatego, że Ricoh GR III X to tak naprawdę sprzęt dla pasjonatów, którzy podchodzą do fotografii na poważnie i chcą się pod tym względem rozwijać. Chociaż Ricoh GR III X jest gotowy do wykonania zdjęć dużo szybciej niż smartfon, to jednak wszystko, co idzie później, jest bardzo wymagające, czasochłonne, a czasami wręcz oporne. Jeśli zatem szukasz podręcznego aparatu do wszystkiego, mając zdjęcia gotowe do pokazania bez obróbki, przegrywania, sięgnij po dobrego smartfona jak iPhone 15 Pro Max czy Samsung Galaxy S24 Ultra. Koszt będzie podobny, a uzyskasz sprzęt dużo bardziej uniwersalny.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA