Polacy robią "polskiego Netfliksa". Zapomnieli, jak skończyły "polski Facebook" i "polski YouTube"
Telewizja Media Narodowe, związana z Robertem Bąkiewiczem i celująca w osoby o skrajnie prawicowych poglądach, szykuje swój streamingowy serwis, a nawet aplikację na Smart TV. Z tej okazji warto przyjrzeć się, jak internet próbowały podbić serwisy tworzone przez te środowiska.
Kanał narodowców dostępny jest już w kablówkach i za pośrednictwem strony internetowej twmn.pl. Jednak jak pisze Donald.pl w planach jest też serwis streamingowy i specjalna aplikacja, która ma być "otwarta na wszystkie systemy i platformy streamingowe, zatem z jej dystrybucją nie będzie żadnych problemów technicznych”. Tak przynajmniej twierdzi Piotr Barełkowski, członek zarządu TV MN.
Nie wiadomo, jakich treści moglibyśmy spodziewać się na „Netfliksie dla narodowców”. Niestety trudno mi też powiedzieć, co prezentowane jest na kanale Telewizji Media Narodowe, bowiem ogólnodostępny program stacji nie istnieje. A przynajmniej nie ma go na stronie, gdzie można oglądać ją na żywo. Trafiłem tylko na wiadomości.
Perspektywa „Netfliksa dla/od narodowców” wpisuje się w trend, który panuje nie tylko w polskiej sieci u osób o tego typu poglądach.
Praktycznie już każdy popularny serwis ma swoją prawicową alternatywę
Najgłośniejszy przypadek u nas to Albicla, czyli polski Facebook. Lepszy nie tylko dlatego, że biało-czerwony. To medium społecznościowe miało być przede wszystkim bastionem wolności słowa. „Brak cenzury” był jednym z haseł promocyjnych. Ablicla tak bardzo chciała odróżnić się od Facebooka, że aż się pogubiła i skopiowała regulamin molocha, z którym chciała walczyć.
Albicla bardzo szybko została zalana trollami, a serwis miał problemy z przyciągnięciem użytkowników. Po pierwszym roku działalności pisałem:
Mimo szumnych zapowiedzi, Albicla stała się tym, czym raczej miała się stać – przybudówką dla określonej grupy mediów i ich sympatyków. Znamienne jest to, że serwisowi trudno wyjść z tej niszy. Zamiast tego mamy np. reklamy kont redaktorów Gazety Polskiej w tym piśmie.
Jeszcze lepiej konieczność utworzenia swoich własnych mediów społecznościowych tłumaczyła nazwa „polskiego YouTube’a”, jak nazwany był serwis założony przez Marcina Rolę. BanBye.com również zapowiadał brak cenzury i ryzyka, że za jakieś treści konto będzie zablokowane, co jest raczej codziennością wielu prawicowych twórców czy środowisk.
Jeżeli myśleliście, że przejście na BanBye.com pozwoliło widzom i twórcom zapomnieć o złym YouTubie, to cóż – wejście na stronę główną serwisu szybko was z tego błędu wyprowadzi. Już na dzień dobry wita nas materiał udowadniający, że YouTube cofa liczniki wyświetleń. Można cieszyć się wolnością, ale najwyraźniej żal i zadra i tak pozostaje.
Film znajdziemy też w kategorii „Uciszone i zbanowane”, obok takich publikacji jak „Hollywood – pułapka na kobiety”, „Medycyna i zbrodnia” czy wideofelietony skrajnie prawicowych twórców, jak Stanisław Michalkiewicz.
Popularność BanBye.com może obrazować sekcja „popularne”, gdzie najlepszym materiałem w tym miesiącu jest film o „bandzie czworga” z liczbą 11 tys. wyświetleń czy felieton Wojciecha Cejrowskiego – 10,5 tys. wyświetleń. Trzeba jednak pamiętać, że są to materiały telewizji wRealu24.tv, która najwyraźniej w innych serwisach wideo została zablokowana. Z innymi treściami jest już gorzej. Na przykład materiał kanału „Fundacja Życie i Rodzina” zamieszczony 17 października ma 515 wyświetleń. Wygląda więc na to, że BanBye.com to po prostu tuba wRealu24.pl, a nie żyjący serwis z filmami od różnorodnych twórców.
Szlak tym serwisom przetarł Polfejs.com
Jak często w przypadku prekursorów bywa poniósł klęskę. I to dwukrotnie. Najpierw upadła wersja z 2017 roku, a później ta reaktywowana w 2021, już pod nazwą polfejs.net. Dziś zarejestrować się nie można, bo jak czytamy portal był aktywny „do końca lipca”. A co działo się, gdy funkcjonował? Oj dużo:
Najpopularniejszą [grupą tematyczną] jest „Nie Wierzę W Koronaświrusa” zrzeszająca ok. 4200 członków. W opisie czytamy, że strona należy do kategorii „Covid i 5G”. Zarządca strony publikuje na niej linki do artykułów i filmów o wiadomej tematyce. Filmy mają po ok. 100 wyświetleń, a wpisy zbierają po 10-15 reakcji i po kilka komentarzy.
Swoich postanowił zebrać też serwis Wolni Słowianie prowadzony przez Stowarzyszenie „Królestwo Wolnych Słowian”. Jak tłumaczyli:
Stajemy się coraz bardziej niezależni. My jako wolni Słowianie, jako społeczność, jako Polacy, którzy przestają być zależni od tego całego zagranicznego syfu, od tych koncernów, które nam do tej pory dyktowały jak mamy żyć, co mamy pisać, czego nie możemy pisać. Nikt nie będzie usuwał waszych postów, nikt nie będzie mówił wam co macie pisać, czego nie możecie pisać.
Nikt, no chyba że administratorzy uznaliby, że przychodzisz w innych celach, niż głoszenie wielkiego wymazywania Wielkiej Lechii z kart historii. Szybko okazało się, że konta potencjalnie „niewygodnych” użytkowników były usuwane. Dziś zaś serwis, który wystartował 11 stycznia 2021 roku, rzecz jasna nie działa.
Wyszydzając czy nawet niewinnie śmieszkując z tego typu projektów bardzo łatwo zapomnieć o w sumie nieprzyjemnym fakcie – w ostatnich latach żadna alternatywa dla technologicznych molochów nie przebiła się na dłużej. I nie pomogły w tym nawet spore problemy Twittera, który za rządów Elona Muska robi wszystko, aby do siebie zniechęcić. A mimo to raz zbudowaną społeczność trudno jest rozbić, bo przyzwyczajenie czy zebrane przez lata kontakty wygrywają.
Oczywiście przypadek wyżej wymienionych serwisów jest inny, bo one powstały głównie po to, aby omijać rzekomą cenzurę – czyli po prostu przyjęte i obowiązujące normalnie zasady – i głosić swoje kontrowersyjne treści. Niektórym cel udaje się zresztą osiągnąć. Może nie jest to milionowa publika, ale „swoi” przychodzą i zostawiają pieniądze.