Recenzja Starfield: najlepsza gra Xboksa w nowożytnej historii
Starfield to przełomowy moment dla Xboksa. Nowożytna historia konsol Microsoftu będzie teraz dzielona na to, co było przed Starfieldem, oraz co nastąpiło po nim. Produkcja Bethesdy jest punktem zwrotnym dla marki Xbox i realnym powodem zazdrości posiadaczy konkurencyjnych platform.
Skaner pokazuje trzech uzbrojonych ludzi. Do tego automatyczna wieżyczka. Kosmiczni piraci zajęli opuszczony ośrodek na zapomnianym przez Boga księżycu. Ich zakładnik pewnie znajduje się w środku. Mocodawcy zależy, by porwana szycha wróciła do domu cała i zdrowa. Da się zrobić, o ile znowu mnie nie poniesie.
Grawitacja jest tu inna niż na Ziemi. Czuję się lekki jak piórko, jednym skokiem pokonując kilka metrów. Następnie włączam plecak odrzutowy, niosący mnie prosto nad głowy zaskoczonych piratów. Nim buty skafandra dotykają ziemi, rozrywam jednego porywacza strzelbą. Od razu strzelam w plecak odrzutowy jego kumpla. Maszyna eksploduje, posyłając bandytę z krzykiem wysoko w powietrze.
Trzeci pirat ma na tyle rozsądku, by schować się za skrzynią. Chcę podrzucić mu granat, ale słyszę, jak wieżyczka blokuje na mnie systemy celownicze. Uciekam w górę, korzystając z plecaka odrzutowego. Pociski balistyczne nie nadążają za mną, za to seria mojego laserowego pistoletu niszczy elektronikę wrogiego sprzętu. Triumfalnie ląduję, nieświadom, że podkładam się ostatniemu piratowi. Nim ten strzela mi w plecy, robot VASCO miażdży mu tors stalową ręką. Uff, długo kazałeś na siebie czekać, przyjacielu.
Zaczynam w ten sposób by dać jasno do zrozumienia: walka w Starfield jest szokująco przyjemna.
Gdybym miał wskazać jedno pole, na którym twórcy z Bethesda Softworks dokonali największego postępu, byłaby to właśnie planetarna wymiana ognia. Jestem zdumiony tym, jak mięsiste i angażujące są starcia w Starfield. Chociaż mówimy o produkcji action cRPG, walki z użyciem broni palnej, plecaków odrzutowych i obowiązkowych wybuchających beczek dają tonę frajdy. Gra działa jak rasowa produkcja FPS, o wiele lepiej mieszając gatunki niż Prey czy nawet Cyberpunk 2077.
Bronie mają potężnego kopa. Przeciwnicy nie są przesadnie wytrzymali. Strzelanie w ich elementy wyposażenia powoduje ciekawe efekty, jak eksplozja plecaka odrzutowego. Obawiałem się o dynamizm starć na Xboksie Series X, gdzie gra działa w 30 klatkach na sekundę. Ostateczny rezultat znacznie przewyższa moje oczekiwania. W Starfield aż chce się strzelać. Każda kolejna baza wroga to dzika jazda bez trzymanki. Tylko przeciwnicy mogliby być nieco sprytniejsi.
Przez większość czasu będziemy jednak latać, eksplorować i odkrywać. Tutaj Starfield kłania się w pas No Man's Sky.
Niestety, kosmiczna produkcja Bethesdy nie oferuje tego samego bogactwa eksploracji co Elite Dangerous czy No Man's Sky. Nie ma tutaj płynnego przejścia z kosmosu na powierzchnię planety, przedzierając się przez atmosferę. Zamiast tego otrzymujemy szybką podróż i gotowe filmiki. Nie ma swobodnego lotu planetarnego. Nie ma pojazdów lądowych przyspieszających eksplorację i nie ma poczucia przybywania w jednym, spójnym świecie.
Zamiast tego uniwersum Starfield budują odizolowane wyspy układów oraz planet. Przemieszczamy się między nimi skokowo, z użyciem ekranów wczytywania. Wszystkie operacje lądowania i dokowania są niestety w pełni zautomatyzowane. Wystarczy wskazać na gwiezdnej mapie destynację, coś jak podróż z miasta do miasta w Falloucie albo Skyrim. Różnica polega na tym, że tym razem mamy etap pośredni, w postaci układu kosmicznego.
Przebywając nad powierzchnią planet, ochrona układu skanuje statek w poszukiwaniu kontrabandy, a my możemy toczyć kosmiczne walki oraz dokować na stacjach. Mamy także możliwość wywoływania innych statków przez interkom, wdając się w handel czy pogawędki. W ten sposób czasem natkniemy się na ciekawych NPC, na przykład sympatyczną babcię zapraszającą do siebie na pokład, serwując pyszny obiad. Albo mordercę zwabiającego cię w pułapkę.
Generowane proceduralnie powierzchnie planet również nie są żadną rewolucją. Jest pięknie, ale płasko i powtarzalnie.
Zróżnicowanie terenów proceduralnie generowanych światów stoi na znacznie niższym poziomie niż w No Man's Sky. Krajobraz jest bardziej płaski. Mniej tutaj topograficznych szaleństw oraz odstępstw od normy. Brakuje zmiennych koryt rzek, nie ma wielkich kotlin oraz wysokich szczytów górskich. Na tym polu No Man's Sky oferuje o wiele większe zróżnicowanie, a co za tym idzie, ciekawsze światy.
To samo tyczy się fauny i flory. Kosmiczne gatunki powtarzają się na wielu planetach, pochodząc z zamkniętego zbioru gotowych modeli. Nie ma tutaj kreatora mieszającego fizyczne cechy wielu zwierząt w zupełnie nowe życie, jak działa to w Spore czy No Man's Sky.
Składając to wszystko w całość, odkyrwanie powierzchni losowych planet to przewidywalna odskocznia od głównego wątku fabularnego, nie kapitalna przygoda sama w sobie. Jeśli chcemy ochłonąć po walce, można się wybrać na krótki spacer, skanując faunę i florę oraz zbierając surowce. Nie jest to jednak serce Starfielda ani jego główny motor napędowy. Tym pozostaje wyrazista ścieżka fabularna, z jasno zarysowanym początkiem i końcem. Dzięki temu produkcja ma bardziej filmowy oraz przygodowy charakter.
Rozczarowanie planetami znika, gdy wchodzi się do miast, wiosek oraz stacji kosmicznych.
Zaprojektowane przez Bethesdę lokacje pełne postaci niezależnych, handlu, usług oraz przygód są absolutnie niesamowite. Spędziłem masę czasu w trybie foto, łapiąc neonowe bogactwo sklepowych szyldów. Aglomeracje w Starfield zachwycają. To kompletnie nowy poziom skali oraz szczegółowości, który można porównać z najbardziej dopracowanymi dzielnicami Night City dla Cyberpunka 2077.
Co prawda wielkich portów, miast i stacji jest nie więcej niż kilkanaście, ale każde z tych miejsc to małe dzieło sztuki. Kiedy pierwszy raz wszedłem do najlepszego klubu w wiecznie głośnym mieście Neon, opadła mi szczęka. Oświetlenie, liczba ozdobników, liczba postaci jednocześnie generowanych na ekranie… wszystko to składa się na naprawdę next-genową produkcję. Oprawa jest na zupełnie nowym poziomie. Te teraflopy w końcu się do czegoś przydały.
W każdym z miast spędzałem długie godziny. Zadań jest tyle, że gracz może się czuć przytłoczony. W dzienniku misji zawsze widnieje kilkanaście pozycji. Starfield to gra na dziesiątki i setki godzin, a Bethesda zrobiła wiele, by wypełnić swój świat zróżnicowanymi misjami. Te, podobnie jak w Skyrim i Falloucie, potrafią zaskoczyć nagłym zwrotem fabularnym lub solidną dawką czarnego humoru. Przyjemna powtórka z rozrywki.
Szkoda, że w parze z pięknymi, żywymi aglomeracjami nie idą autentyczni, ciekawi i skomplikowani bohaterowie.
Grając w Starfield widać, że twórcy rozbudowali paletę mimicznych emocji postaci niezależnych. Towarzysze są nieco bardziej rozmowni, serwując nam więcej kontekstowych linii dialogowych. Jednak co do zasady, wciąż są to te same "manekiny", które od dekad licznie zasiedlają interaktywne światy Bethesdy.
Brak życia oraz charakteru kluczowych postaci jest odczuwalny zwłaszcza po ograniu Baldur's Gate 3, w którym mimika i ekspresja zachwycają. Na tym tle Starfield to licealne kółko teatralne, do tego organizowane między WF i religią. Progres Bethesdy w tym obszarze nie jest proporcjonalny do rozwoju grafiki czy systemów walki. Wciąż mamy do czynienia z bohaterem niemową, przyspawanymi do ziemi aktorami oraz kompletnym brakiem ciekawie wyreżyserowanych scen i kadrów.
Ktoś może napisać - po części słusznie - że Bethesda ma po prostu taki styl. Grając w Starfield dochodzi jednak do zderzenia światów. Świetne walki bronią palną, przepiękna grafika oraz kapitalne projekty poziomów kolidują z systemem dialogowym pamiętającym Fallouta 3 sprzed półtora dekady. Powstaje silny dysonans. Bethesda zaprasza nas do pięknej willi pełnej atrakcji, stawia na środku manekina i mówi: - Bawcie się dobrze!
Starfield zachwyca za to możliwością przeżycia epickiej, wyjątkowej przygody w świecie pełnym możliwości.
Eksploracja. Walka. Dialogi. Pilotowanie statku. Budowa bazy. Rozwój postaci. Wykonywanie misji. Handel i kontrabanda. Rywalizacja frakcji. Wszystko to spina bardzo ciekawy wątek fabularny, który po kilku pierwszych, nijakich misjach staje się niezwykle interesujący. Nie będę zdradzał żadnych szczegółów. Napiszę tylko, że gra próbuje odpowiedzieć na jedno z najważniejszych pytań fantastyki naukowej.
Poszczególne mechanizmy rozgrywki - jak budowa baz czy kontrabanda - mogłyby zostać czytelniej wytłumaczone. Rozumiem jednak, że Bethesda chciała jak najszybciej dać graczom pełną swobodę eksploracji, bo to ona stanowi gigantyczną zaletę produkcji. Jeśli uwielbiacie "skoki w bok", oddalając się od głównego wątku w Fallout czy Skyrim, Starfield jeszcze mocniej zachęca do grzechu. W natłoku możliwości łatwo zapomnieć o głównej linii narracyjnej. Ta jest jednak lepsza niż w poprzednich grach Bethesdy. Do tego odblokowuje ciekawe możliwości, o których twórcy nie wspominają w materiałach reklamowych.
Starfield to pierwsza obok Microsoft Flight Similatora next-genowa produkcja Xboksa. Do tego taka, dla której kupuje się konsolę.
Bethesda skutecznie zaciera złe wrażenie po Fallout 76. Starfield to hit na miarę Morrowinda oraz Skyrim. Mówimy o wielkiej, pięknej i ciekawej grze która oferującej setki godzin zabawy. Jest to pierwsza po Microsoft Flight Simulatorze produkcja dla Xboksa z oprawą, od której bije nowa jakość. Rozgrywka w natywnym 4K to cukierek dla oczu. Wielka aglomeracja czy jałowa planeta bez atmosfery, Starfield zachwyca wizualnie, przesuwając granice dla gier cRPG.
Mimo wielu zróżnicowanych, zazębiających się mechanizmów rozgrywki oraz otwartego świata, Starfield jest produkcją z bardzo małą liczbą błędów. Zdarzało się, że jakiś przedmiot nie wytrzymywał presji, zaczynając drżeć na podłodzie. Bywało, że wroga bestia nieporadnie podskakiwała w miejscu. Jednak biorąc pod uwagę przeszłość producenta oraz wyzwania charakteryzujące gry z otwartym światem, Starfield jest najbardziej dopracowaną produkcją Bethesdy od dekad.
W grą spędziłem już tydzień i wciąż nie potrafię się oderwać. To najlepsza produkcja na konsolową wyłączność dla Xboksa Series. Za sprawą Starfielda moje PlayStation 5 zaczęło się kurzyć, co dawniej było nie do pomyślenia. Dlatego nie dziwi mnie, że tytuł jest tak ważny dla Microsoftu. Starfield ma potencjał by być momentem zwrotnym całego Xboksa. Nowym, spóźnionym o trzy lata początkiem. Platforma nareszcie dostała produkcję AAA zdolną rywalizować potencjałem z hitami PlayStation oraz Nintendo.
Starfield może być dla Xbox Series tym, czym Gears of War dla X360 i HALO dla Xboksa.
Produkcja budzi najlepsze wspomnienia z Falloutem 3, Morrowindem oraz Skyrim. To tak samo angażująca przygoda, która uzależnia i nie pozwala odejść od ekranu. Po kiepskim początku gry przychodzi fenomenalny środek, a z każdą kolejną godziną Starfield wyłącznie zyskuje. Od kilku dni śpię po 4-5 godzin, zarywając nocki przed konsolą. Czuję się jak dzieciak, wrzucony w magiczny i pełen atrakcji świat, z którego nie chcę wychodzić.
Dlatego nie zdziwi mnie, jeśli niebawem zobaczymy wzrost sprzedaży Xboksa. Fani tej konsoli nie dostali takiego rarytasu od lat, utrzymywani przy życiu gamepassową kroplówką, symulatorami lotniczymi oraz wyścigówkami. To nareszcie się zmienia, a Microsoft rękoma Bethesdy w końcu może zaoferować swoim klientom coś naprawdę wyjątkowego.
Największe zalety:
- Gracze na Xbox Series nareszcie dostali grę na wyłączność, na jaką zasługują
- Zdumiewająco udana walka bronią palną. Starfield zawstydza gry FPS
- Niesamowita oprawa. Kosmiczne porty i obce planety wyglądają cudownie
- Główny wątek fabularny jest naprawdę ciekawy...
- ...ale Starfield to TONA innych aktywności. Zabawa na setki godzin
- Szokująco mało błędów jak na wersję przedpremierową (i Bethesdę)
- Rozbudowa statków w edytorze modułów to świetna zabawa
- Budowa baz kosmicznych to miły dodatek.
- Wykonanie aglomeracji. Żywych, pięknych, pełnych detali i ciekawych miejsc.
- VASCO. Kocham tego robota całym sercem, wy też pokochacie <3
- Twórcy zostawili wam sporo sekretów, których nie ma na materiałach reklamowych
- W Game Pass na Xbox i PC od dnia premiery
Największe wady:
- Brak płynnego przejścia między planetami i kosmosem
- Brak eksploracji powierzchni z użyciem statków i pojazdów
- Mniejsze zróżnicowanie terenu, fauny i flory niż w No Man's Sky
- Przeciętny model walk w kosmosie
- Archaiczny system dialogowy i takie sobie modele postaci
- Interfejs nie jest intuicyjny, mechanizmy rozgrywki kiepsko tłumaczone
- Wyłącznie tryb 30 fps na Xboksie
- Mocno nijaki początek przygody
Ocena recenzenta: 9/10.
Starfield nie jest najlepszą grą o kosmicznej eksploracji, ale to najlepsza kosmiczna przygoda od czasu Mass Effect.