Dostali zdjęcia z Marsa i poszli po kredki. Oto niesamowita historia pierwszych kolorowych fotografii planety
Zdjęcia z sond kosmicznych i łazików jeżdżących po odległych o miliony kilometrów planetach docierają do nas dziś w dużych ilościach. Gdy niedawno na Marsie lądował łazik Perseverance, cały świat śledził doniesienia z NASA i bardzo szybko mógł zobaczyć zdjęcia wykonane podczas lądowania. Jak to wyglądało na początku podboju kosmosu?
W 1965 roku sonda Mariner 4 minęła Marsa w odległości blisko 10 000 km. W tym samym roku na rynku amerykańskim pojawił się pierwszy kolorowy telewizor.
Sonda wysłana przez NASA pomyślnie dotarła do Czerwonej Planety i wykonała jej zdjęcia, które zostały przesłane na Ziemię. Nikt jednak nie mógł ich zobaczyć. Nie tylko widzowie telewizji czy czytelnicy magazynów naukowych i gazet. Nawet naukowcy z NASA nie mieli jeszcze sposobu, by szybko przetworzyć sygnał otrzymany od Marinera 4 tak, by ujrzeć, jak wygląda przesłane przez niego w ten sposób zdjęcie. Po latach oczekiwań i niepowodzeniu, któremu winna była awaria osłony kamery sondy Mariner 3, teraz, kolejny wysłannik ludzkości - Mariner 4 sfotografował Marsa i z sukcesem przesłał na Ziemię pakiet danych zawierających obrazy.
Czytaj także:
- Przykro mi, ale duchy nie istnieją. Naukowe wyjaśnienia zjawisk paranormalnych są ciekawsze niż historie o duchach
- Prąd z kosmosu. To przyszłość naszej planety
- Mars, jakiego wcześniej nie widzieliśmy. Tak wyglądają lato i zima na Czerwonej Planecie
Komputery NASA przez wiele godzin przetwarzały dane z sondy kosmicznej.
Po dotarciu danych na Ziemię, komputery NASA potrzebowały dobrych kilkunastu godzin na przetworzenie rzeczywistych obrazów. Możemy sobie tylko wyobrazić niecierpliwość, jaka panowała wśród naukowców, którzy czekali, aż raczkująca wciąż technologia upora się z przetworzeniem danych, tak by ludzkość mogła wreszcie zobaczyć jak wygląda Mars z bliska.
Podczas pełnego napięcia wielogodzinnego oczekiwania, inżynierowie amerykańskiej agencji kosmicznej zastanawiali się nad różnymi sposobami szybszego „wyciągnięcia” z niekończących się ciągów zer i jedynek obrazu, który mówiłby coś ludzkiemu odbiorcy. Za inspirację posłużyła im dość popularna wtedy rozrywka, polegająca na kolorowaniu kształtów oznaczonych odpowiednimi cyframi.
Dan Goods, który obecnie kieruje zespołem o nazwie The Studio w Laboratorium Napędu Odrzutowego JPL w NASA, opisuje, w jaki sposób naukowcy postanowili nie czekać na mozolnie odszyfrowujące wiadomość z Marsa komputery i stworzyć obrazy samemu. Najbardziej sensownym pomysłem wydawało się po prostu wydrukowanie cyfr, w postaci których dotarły na Ziemię dane i odpowiednie ich pokolorowanie.
Cyfrowe dane, wyobraźnia i kredki marki Rembrandt
Richard Grumm, jeden z autorów obrazu, po prostu poszedł do pobliskiego sklepu papierniczego i kupił tam pudełko kredek pastelowych marki Rembrandt. Następnie, razem ze swoim zespołem zaczęli kolorować dane o wartości 1 i 2 wydrukowanych na papierowej taśmie o szerokości 7,5 cm, przypominającej tą, jaką dziś stosuje się w kasach fiskalnych i na której otrzymujemy wydrukowany paragon.
Nikt wtedy nie wiedział, jaki tak naprawdę ma kolor ta planeta z bliska. Chociaż Grumm użył brązowo-czerwonego schematu kolorów, to, że Mars był czerwony, nie przyszła mu wtedy do głowy. Przy kolorowaniu skupił się przede wszystkim na odcieniach i tym, jak będzie wyglądał finalny obraz w skali szarości. Trzeba pamiętać, że większość telewizorów, na których Ameryka i świat miały zobaczyć, jak wygląda Mars, była czarnobiała. Jak mówi wspomniany Dan Goods:
Grumm po prostu szukał kolorów, które najlepiej reprezentowałyby skalę szarości, ponieważ i tak to właśnie zamierzali uzyskać. To niesamowite, jak bardzo jego schemat kolorów jest zbliżony do rzeczywistych kolorów Marsa. Zupełnie jakby pochodziły z aktualnych zdjęć planety. Widziałem kilka innych schematów kolorów, które wypróbował i mógł to być zielony lub fioletowy!
Co ciekawe, podczas gdy on i jego zespół zajmowali się kolorowaniem obrazu, ludzie z działu Public Relations w JPL w NASA denerwowali się, że obraz ten może wyciec do mediów i wtedy wszyscy zobaczą pastelową kolorowankę zamiast prawdziwego obrazu, jako pierwsze zdjęcie Marsa.
Na początku Grumm otrzymał polecenie, by przestać, ale przekonał on przełożonych, że kolorowanie danych jest to robione w celu weryfikacji czy kamera sondy działa. Mógł kontynuować swoją pracę, a koniec końców wiadomość o tym i tak wydostała się do mediów. W efekcie obraz namalowany kredkami według cyfr na płachcie papieru powstałej w wyniku połączenia wąskich pasków stał się pierwszym obrazem Marsa, jaki zobaczyli widzowie.