REKLAMA

Zachodnie miasta biorą się za hulajnogi elektryczne. Czy nasze też powinny? Oto argumenty na TAK i NIE

Ban na elektryczne hulajnogi w Paryżu może wywołać lawinę. Niektóre europejskie miasta już zdecydowane są ograniczyć ich liczebność. Echa dyskusji dojdą pewnie i do nas. Po kilku latach obecności pojazdów warto się zastanowić, czy stanowcze kroki miałyby w naszym kraju sens.

08.04.2023 05.44
hulajnogi
REKLAMA

Rzym nie pójdzie śladem Paryża, gdzie mieszkańcy zadecydowali, że nie chcą elektrycznych hulajnóg na wynajem. Mimo wszystko stolica Włoch jest kolejnym przykładem, że te jednoślady zaczynają być sporym problemem w europejskich dużych miastach. Dlatego też w Wiecznym Mieście pojazdów będzie mniej. Ich liczba spadnie z 14,5 tys. do 9 tys. Do sporego ograniczenia dojdzie w centrum, gdzie wjechać będzie mogło tylko 3 tys.

Chociaż decyzja nie jest tak radykalna jak w Paryżu, to widzimy, że hulajnogi zaczynają być wypychane z miast. A tu już rodzi się konkretne pytanie: czy w Polsce powinniśmy postąpić podobnie?

REKLAMA

Przyjrzyjmy się możliwym argumentom za i przeciw.

Tak, bo elektryczne hulajnogi są niebezpieczne

Bardzo łatwo odbić piłeczkę i dodać, że zagrożenie stanowią samochody. Noże. Elektryczne rowery. Bez problemu listę niebezpieczeństw szybko zapełnimy nazwami, a ich zakaz doprowadziłby do spełnienia przedwyborczej obietnicy pewnego "polityka", że nie będzie niczego. Nie da się jednak przejść obojętnie wobec takich danych: tylko od stycznia do maja 2022 kierujący hulajnogami elektrycznymi uczestniczyli w 132 wypadkach i 256 kolizjach drogowych. 137 osób zostało rannych, zginęły dwie osoby.

Śmiertelność na całe szczęście jest wiec bardzo niska, biorąc pod uwagę fakt, że elektrycznych hulajnóg jest wiele. Ale tu pojawia się kolejny problem, bo użytkownicy w sporej części mają w nosie przepisy. Ostatnie badania pokazały, że prawie 55 proc. uczestników ruchu poruszających się hulajnogami elektrycznymi przekroczyło dopuszczalną prędkość i jechało ponad 20 km/h. Jeśli nie zakaz, to przynajmniej ograniczenie prędkości wydaje się koniecznością. Dla przykładu tego domagają się już niemieccy politycy, według których elektryczne hulajnogi nie powinny jechać więcej niż 15 km/h.

Konieczność zmiany przepisów podkreślał także Mikołaj Pawlak, Rzecznik Praw Dziecka:

Mimo że nie ma przepisów nakazujących używanie zabezpieczenia w postaci kasku podczas jazdy na hulajnodze, zarówno lekarze, jak i funkcjonariusze policji apelują o jego zakładanie. Chroni on potyliczną część czaszki, a niektóre modele chronią także żuchwę. Niezbędnym elementem wyposażenia powinny być też ochraniacze na łokcie i kolana, w szczególności, gdy użytkownikiem jest dziecko - wskazywał Pawlak.

W swoim oświadczeniu podkreślił, że "lekarze nie mają wątpliwości, że hulajnoga jest jednym z najbardziej niebezpiecznych środków do przemieszczania się". I potwierdzają to nawet analizy, według których hulajnogi elektryczne już wyprzedziły w wypadkach motocykle, które do tej pory uznawano za najbardziej niebezpieczne.

Tak, bo zaśmiecają ulice

W raporcie na temat stołecznej Straży Miejskiej aż 84 proc. ankietowanych mieszkańców uznało, że porozrzucane hulajnogi to palący problem w ich okolicy. Takiego zachowania "w ogóle nie akceptuje" 72 proc. uczestników. Co ciekawe, niesprzątanie po psach wskazało 71 proc., a szybką jazdę na hulajnogach po chodnikach - 68 proc. Pewnym absurdem może być, że tylko 42 proc. "w ogóle nie akceptuje" nieprzepisowego parkowania samochodów. Przyzwyczailiśmy się do tego widoku? W badaniu biorą udział kierowcy?

Można się spierać, czy to taka sama skala przewinienia. Niby trudniej przejść obok źle zaparkowanego samochodu, ale z drugiej strony hulajnogi zagradzają przestrzeń nawet tam, gdzie aut nie ma – w parkach, na skwerach, wąskich uliczkach. Hulajnogi są nowe, wiec dlatego rzucają się w oczy, a przy tym są już elementem doprowadzającym do tego, że przelała się czara goryczy. Zagradzające chodniki auta, dziury, nierówności, śmieci – nauczyliśmy się z tym żyć, a teraz doszły do tego porozstawiane gdzie popadnie hulajnogi i już jako mieszkańcy mamy dosyć.

Tak, bo nie są aż tak ekologiczne, jak się wydaje

Na początku roku w dwa dni nurkowie z Bałtyku wyłowili 17 sztuk elektrycznych hulajnóg. Pojazdy regularnie trafiają też do Wisły, co pokazuje, że jako elektrośmieci to spory problem. Można powiązać go z poprzednim punktem i tym, że ewentualne kary (lub też ich egzekwowanie) są zbyt małe, by powstrzymać przed śmieceniem.

Maria_Gothenburg, Shutterstock

Przede wszystkim jednak dla środowiska elektryczne hulajnogi nie są aż tak dobre, jak moglibyśmy sądzić. Jedno z badań wykazało, że w Paryżu pojazdy emitują więcej CO2 na 10 km niż metro, choć wciąż było to trzy razy mniej niż auto. Mimo wszystko lepiej by było, gdyby mieszkańcy przesiedli się np. na miejskie rowery lub korzystali z publicznego transportu. I zresztą w Paryżu tak to się stanie. W Polsce Lime odpowiadał na ten zarzut i przekonywał w 2021 roku, że u nas hulajnogi w jednej czwartej zastąpiły przejazdy samochodami, pozwalając oszczędzić ok. 438 tysięcy litrów paliwa i zapobiegając emisji ponad 9 tysięcy ton CO2

Operatorzy w dyskusji o ekologii przypominają, że ich maszyny w większości można poddać recyklingowi, a sprawne części wykorzystuje się do napraw pojazdów. Ich żywotność również stale rośnie. W przypadku Bolta wynosi ona np. 60 miesięcy.  

A teraz zastanówmy się nad argumentami przeciwko zakazowi lub ograniczeniu elektrycznych hulajnóg na wynajem.

Nie, bo ułatwiają podróżowanie po mieście

Paryż mógł lekką ręką pożegnać się z hulajnogami, bo to miasto rowerzystów, z dobrym metrem i ogólnie jest całkiem nieźle skomunikowane. Ale już na przykład burmistrz Rzymu podkreśla, że jego miasto jest inaczej położone i hulajnogi stanowią istotny element poruszania się po dzielnicach oddalonych od centrum.

To samo mówię jako mieszkaniec Łodzi:

U nas bardzo często hulajnoga nie jest wyborem, a koniecznością: bo roweru miejskiego przez miesiące nie ma (a jak jest, to nie działa, jak w Łodzi), zaś tramwaje i autobusy jeżdżą rzadko.

Na ten sam problem, ale w Krakowie, zwrócił uwagę jeden z użytkowników w twitterowej dyskusji:

Jestem świadomy problemów z elektrycznymi hulajnogami, ale akurat u nas faktycznie mogą stanowić pretekst, by nie wsiadać do auta, tylko dojechać do oddalonego przystanku albo nawet do centrum. Jasne, nie jest to rozwiązanie dla osób starszych czy z niepełnosprawnościami i dlatego nie zastąpią komunikacji miejskiej, ale to wciąż kluczowe uzupełnienie.

Nie, bo przepisami można je naprawić

Sopot: mandaty dla źle parkujących. Poznań: koniec z parkowaniem gdzie popadnie, pojazdy będzie zostawiać się w wyznaczonych miejscach. Podobnie jest już w Krakowie i wielu innych miastach w Polsce. Jak widać - da się wymusić na operatorach lepsze podejście do kwestii związanych z pozostawianiem urządzeń czy tym, gdzie mogą wjechać, a gdzie nie powinny. Lepiej więc zapobiegać niż... uśmiercać.

Nie, bo hulajnogi to kozioł ofiarny

To argument bardziej filozoficzny niż konkretny, ale to nie hulajnogi sprawiły, że nagle ludzie zaczęli mieć w nosie wspólną przestrzeń. To problem dużo szerszy, z tej samej półki co paczkomatoza, betonoza, parkingoza - nie zdajemy sobie sprawy, że z ulic i chodników korzystają też inni. Czy ban na hulajnogi sprawi, że polskie miasta staną się idealne, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki? No właśnie.

Zacznijmy od najbardziej palących problemów:

Hulajnogi łatwo spalić na stosie, jako najświeższy z problemów, ale poza krótkim poczuciem ulgi i radości ze zwycięstwa, nic nam to nie da. Dyskusja na temat odmienienia polskich miast musi być dużo szersza i wykraczająca poza kwestie związane z jednośladami na wynajem.

REKLAMA

Zdjęcie główne: Mo Photography Berlin, Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA