Z tego miasta wyrzucili hulajnogi. Mieszkańcy ich nie chcieli
Zdecydowana większość, bo aż 89 proc. głosujących, powiedziała elektrycznym hulajnogom w Paryżu nie. Tak zdecydowany wynik mnie nie dziwi, bo przecież i w Polsce pojazdy na wynajem mogą popsuć humor.
W referendum wzięło udział raptem 103 tys. osób, czyli 7,5 proc. uprawnionych. Mimo tego Anne Hidalgo, mer Paryża, uzna wyniki, tym bardziej że przytłaczająca większość głosujących była za wycofaniem dających się wypożyczyć hulajnóg.
Te ze stolicy Francji mają zniknąć do 1 września
O problemie elektrycznych hulajnóg na wynajem w Paryżu już pisaliśmy. W ostatnich tygodniach firmy pozostałe na placu boju – tylko trzy, podczas gdy w 2019 było ich dwanaście – zachęcały swoich użytkowników do wsparcia w referendum, wyświetlając stosowne komunikaty w aplikacjach. Odzewu jak widać nie było, co raczej nie dziwi, bo Paryż zdawał się odrzucić hulajnogi już wcześniej.
Im dłużej obserwowałem ruch uliczny w Paryżu, tym bardziej miałem wrażenie, że sukces tkwi w odstawieniu elektrycznych hulajnóg. W sobotnie, ciepłe przedpołudnie próbowaliśmy przejść przez niewielką ulicę. Nie dało się, bo co chwila zza zakrętu wyłaniały się kolejne rowery, zajmujące całą szerokość. Gdyby jednak dołożyć do tego hulajnogi, widok z imponującego stałby się już irytujący, tym bardziej, że hulajnogi jeździłby zapewne nieco szybciej.
Perspektywa turysty była prosta: Paryż to miasto rowerzystów i pieszych. Kiedy przechodzi się przez ulicę, nikt nie patrzy na czerwone światło – to kierujący samochodami, którzy poruszają się na dodatek bardzo wolno, mają uważać. Ma się wrażenie, że rowerzystom wolno więcej. Na początku to szokuje, ale potem zauważa się plusy takiego systemu. Tyle że w tym szalonym z naszej perspektywy ulicznym ruchu miejsca na hulajnogi już nie ma, więc dlatego nie dziwi mnie decyzja Paryżan.
Na ciekawą rzecz zwrócił jednak uwagę mój redakcyjny kolega. Gdy wymieniamy wady hulajnóg, mówimy o tym, że użytkownicy nie przestrzegają zasad, stwarzają niebezpieczeństwo i parkują gdzie popadnie. Brzmi jak pewna inna grupa, której tak radykalne zakazy się nie tyczą.
I rzeczywiście łatwiej jest podejmować ostre decyzje, gdy chodzi mimo wszystko o mniej głośną społeczność
Na przykład w Holandii zaczyna się dyskutować, czy nie powinno wprowadzić ograniczeń prędkości w elektrycznych rowerach do 20 km/h. Co kraj to obyczaj, ale wybierając z dwojga złego, mimo wszystko z perspektywy pieszego/rowerzysty/hulajnogisty w mieście wciąż bardziej obawiam się samochodów, niż innych mniejszych, choć żwawych elektrycznych pojazdów.
zdjęcie główne: Victor Joly / Shutterstock