Słuchawki kupuję oczami. To jak grają ma coraz mniejsze znaczenie
Na co dzień korzystam z przewodowych, dużych nausznych słuchawek, ale bezprzewodowe douszne coraz częściej stanowią dobre uzupełnienie. Idąc do sklepu lub załatwiając coś w mieście nie zawsze potrzebuję odcięcia i lepszej jakości. Zauważyłem, że myśląc o idealnych słuchawkach dla mnie, dziś na pierwszym miejscu stawiam ich... wygląd.
Niedawno Oppo zapowiedziało nowy model swoich bezprzewodowych słuchawek – EncoAir 3. Są niedrogie, ale ich największą zaletą jest to, jak się prezentują. Etui służące do ładowania to już nie nudne jajo, a konstrukcja budząca skojarzenie z kosmicznym statkiem. Przezroczysty fragment obudowy nadaje całości futurystyczny charakter. Zobaczyłem i pomyślałem: pal licho jak grają, otwieranie, wyciąganie, chowanie do kieszeni – proste czynności nie muszą być automatyczne, można zawiesić oko i pogratulować projektantom, że wpadli na taki pomysł. Aż chce się je mieć, tym bardziej, że kosztują niewiele.
Kiedy recenzowałem nowe, tanie bezprzewodowe słuchawki Sony WF-C700N nie przez przypadek tyle uwagi poświęciłem wyglądowi etui. Niby prosta "pastylka", ale choć plastikowa, to chropowata, co sprawia, że jest przyjemna w dotyku. I pudełko nawet leżąc czymś się wyróżnia, bo kształt jest jednak nietypowy.
Bardzo podobają mi się Huawei FreeBuds 5, ale już nie pudełko, ale to, jak same słuchawki wyglądają. Paradoksalnie to najmniej interesujący mnie aspekt – skoro mam je w uszach, to co mi z ich pięknego wyglądu – ale przecież trochę czasu na ich oglądanie się jednak poświęca. Wyciągając FreeBuds 5i z etui musi towarzyszyć uśmiech, bo przecież głośniczki wyglądają jak pingwin albo piesek Snoopy. Nie mam ich, ale wyobrażam sobie, że po każdym wyjęciu poświęciłbym chwilę na docenienie designu.
Odrobinę luksusu dostaje się przy Xiaomi Buds 4 Pro. To trochę nie mój styl, ale potrafię docenić ciekawą formę słuchawek, choć etui jest dla mnie zbyt… nowobogackie. I przez to trochę tandetne.
Zaskakujące, jak duży wybór mamy, gdy kupujemy słuchawki kierując się ich wyglądem.
Chce się przezroczyste? Proszę bardzo, już na rynku są te od Nothing, a niedługo podobne wypuści Apple. Etui z ekranem? Oczywiście, że jest – JBL Tour 2 Pro. Zaraz, zaraz, po co dotykowy ekran w pudełku?! Ale właściwie – czemu nie? Jest to sprytny pomysł na to, by tchnąć życie w nudny kawałek plastiku, który być może niepotrzebnie tyle czasu leży w kieszeni i można z niego zrobić użytek, by np. wygodniej zmieniać utwory.
Nieważne jak grają, tymi słuchawkami chcę się... pobawić
Można mi zarzucić ocenianie książki po okładce, ba, to już podchodzi pod konsumpcjonizm czy niebezpieczne gadżeciarstwo, że chce się mieć te słuchawki tylko dlatego, że ciekawie się prezentują. A przecież najważniejszy powinien być dźwięk!
W tym rzecz, że żyjemy w naprawdę komfortowych czasach, że za słuchawki za 200-300 zł grają przeważnie co najmniej nieźle, a te powyżej 500 zł oferują naprawdę ciekawe doznania dźwiękowe. Pewnie znajdą się wyjątki, ale coraz częściej pewnikiem jest, że bezprzewodowe słuchawki od topowych producentów grają dobrze. To już jest standardem, więc sama jakość dźwięku przestaje być najważniejszym argumentem przemawiającym za zakupem. "Na starcie" ma się gwarancję, że będzie pod tym względem w porządku. Teraz twórcy urządzeń muszą przekonać nas do siebie czymś innym.
I nawet ze smutkiem patrzę już na słuchawki, którym trudno cokolwiek zarzucić pod względem działania, ale są tak przeraźliwie nudne, że nawet nie chce się ich wyciągać z kieszeni (trochę patrzę w twoją stronę, Jabro). Za to oczekuję, że ktoś zaczaruje mnie oryginalnym pomysłem, jak w przypadku słuchawek chowanych w zegarku. Wprawdzie możemy dyskutować, czy to najlepsze estetyczne wykonanie, ale idea jest na tyle ciekawa, że z miejsca połączenie Huaweia zdobyło moje serce.
Wyróżnij się albo giń. Może brutalnie, ale właśnie tę zasadę będę stosował wybierając swoje kolejne słuchawki.