Presja ma sens. TikTok się ugina pod naporami i mówi, że będzie już grzeczny w Europie
Już nie tylko mocarstwa, ale też mniejsze kraje mówią, że wezmą TikToka na celownik i poważnie zastanowią się, czy chińska aplikacja powinna na ich terenie działać. Dołączanie do pospolitego ruszenia jest ciekawe, bo pokazuje, że z technologicznymi gigantami jednak można rozmawiać, ba, narzucać im swoje twarde warunki. A więc lepszy internet jest możliwy.
TikTok zapowiedział niedawno, że użytkownicy w Europie będą lepiej chronieni. Jeszcze w tym roku na kontynencie powstaną trzy nowe centra danych: dwa w Irlandii i jeden w Norwegii. Właściciel TikToka przeznaczy na ten cel 1,2 mln euro. Oprócz tego wzmocnienie bezpieczeństwa danych ma polegać na
m.in. pseudonimizacji danych osobowych, aby nie można było zidentyfikować danej osoby bez dodatkowych informacji, oraz agregacji poszczególnych punktów danych w duże zbiory danych, w celu ochrony prywatności osób fizycznych - podkreślono w komunikacie prasowym.
Reakcja TikToka nie dziwi. Ostatnie tygodnie to stale powiększająca się lista państw, które ostrzegają przed chińską aplikacją. Na czele buntu stoją Stany Zjednoczone. Niedawno Komisja Spraw Zagranicznych Stanów Zjednoczonych zagłosowała za przyjęciem ustawy, która dałaby prezydentowi Joe Bidenowi prawo do wprowadzenia na terenie całego kraju zakazania korzystania z TikToka. Amerykanie idą więc jeszcze dalej niż Unia Europejska – u nas póki co filmików nie mogą oglądać pracownicy Parlamentu Europejskiego, i to jedynie na prywatnych urządzeniach.
Takie działania zachęcają też mniejszych. Jak wszyscy, to wszyscy: czeski urząd do spraw cyberbezpieczeństwa także ostrzega przed ryzykiem w postaci ewentualnego wycieku danych. Wcześniej na alarm bili Kanadyjczycy.
Obserwowanie tego wszystkiego jest… pozytywne
Pamiętacie aferę Cambridge Analytica i ogromny wyciek danych z Facebooka? Wtedy też mogło się wydawać, że media społecznościowe dłużej nie mogą tak wyglądać. Wielu deklarowało, że usunie konto i nie wróci. Cóż, Facebook ma swoje kłopoty, ale dalej bije rekordy popularności, więc szumne zapowiedzi okazały się mało warte.
Przede wszystkim już kilka lat temu ewidentne było, że Zuckerberg mydli nam oczy. Jak zauważał Rafał, w swoich raczej niezbyt szczerych przeprosinach szef Facebooka zwracał się przede wszystkim do inwestorów, a nie użytkowników czy choćby polityków. I dlatego fake newsy na Facebooku do dziś są problemem, podobnie jak niedbałe podejście samych użytkowników do ochrony swoich danych.
Oczywistym jest, że wzięcie na celownik TikToka to jednak sprawa polityczna, jedynie element w wielkiej układance, jaką są relacje świata zachodniego z Chinami. Ale dlatego też reakcja TikToka jest zupełnie inna. Co najważniejsze: ta reakcja jest. Chińczycy widzą, co dzieje się z Huaweiem i że sprawa nie cichnie, wręcz przeciwnie: Niemcy chcą wykluczyć firmę z rynku. Dlatego też TikTok musi działać i działa: zapewnia, że będzie bezpieczniej, obiecuje, że młodzi ludzie już nie będą tak długo siedzieli przed ekranem i wprowadza stosowne ograniczenia.
Nawet w Polsce TikTok założył czapkę sprawiedliwego i podkreśla, że profile należące do Telewizji Polskiej to media państwowe, więc użytkownik powinien "przerwać przeglądanie i zastanowić się, czy to konto jest obiektywne". O ile zgadzam się z taką oceną działań TVP, tak przy oskarżeniach, jakie padają w stronę Chińczyków, na usta ciśnie się powiedzonko o diable ubierającym się w ornat.
Można reagować wzruszeniem ramion na newsa o tym, że kolejne państwo przygląda się TikTokowi, ale kto wie, czy nie dzieją się rzeczy mogące mieć ogromny wpływ na przyszłość internetu
Kiedy Facebook miał problemy związane z wyciekiem danych, wydawało się, że w sumie świat niewiele może. Raczej miliardy ludzi nie skasują kont, wyrażając w ten sposób swojego oburzenia, więc trzeba liczyć na to, że Zuckerberg zrozumie swój błąd, uderzy się w pierś i do zmiany dojdzie. Patologiczna sytuacja, prawda? Teraz widzimy, że reakcja jest możliwa. Jeśli politycy zaangażują się w ochronę obywateli, to podejrzana aplikacja musi się zmienić. Inny internet jednak jest możliwy, choć trzeba wspólnotowych działań.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że dzieje się tak dlatego, że TikTok jest chiński i jego przewinienia bądź przynajmniej wątpliwości kłują w oczy bardziej. I nawet jeżeli kogoś nie obchodzi polityka, ba, nie obchodzi go kwestia prywatności danych, to szum dociera. To nie przypadek, że kiedy BBC rozmawiało z użytkownikami na temat właśnie TikToka, jedna z osób stwierdziła, że zrezygnowała z aplikacji. Nie z powodów troski o bezpieczeństwo, a z tego, że zbyt długie oglądanie filmików po prostu miało na nią zły wpływ. Widzę to po swoich znajomych, którzy już TikToka odstawiają, bo zabiera im zbyt dużo czasu, nie dając nic w zamian.
Fakt, że sprawa TikToka ma wymiar polityczny, sprawia, że zupełnie inaczej postrzega się samą aplikację i to, jak z niej korzystamy. To kropla, która drąży skałę. Szkoda, że nauka na błędach tyle nam zajmuje, ale przynajmniej jakieś lekcje wyciągamy.
Być może jestem naiwny, ale mam wrażenie, że nieważne jak skończy się sprawa z TikTokiem, ewentualne kolejne wątpliwości związane z ochroną danych użytkowników nie będą dały się zamieść pod dywan. Zaraz, zaraz – skoro tam powiedzieliście "stop", to teraz też powinniście! Naprawdę nadchodzi kres mediów społecznościowych, jakie znamy.
zdjęcie główne: Sergei Elagin / Shutterstock