REKLAMA

Zuckerberg przywdział wór pokutny, ale jego przeprosiny za aferę Cambridge Analytica to tylko teatr

Choć przez media przelał się potop informacji dotyczących afery Cambridge Analytica, większość użytkowników Facebooka nadal nie rozumie, co się stało.

Cambridge Analytica
REKLAMA
REKLAMA

Facebook opublikował całostronicowe reklamy z przeprosinami Marka Zuckerberga w najważniejszych gazetach świata. Szef Facebooka kaja się na łamach The New York Times, Washington Post czy brytyjskiego Observera.

W treści opublikowanego tekstu nie znajdziemy niczego, co nie zostało wcześniej powiedziane. Jego mottem jest zdanie zawarte w jednym z ostatnich wpisów Zuckerberga:

W dalszej części przeprosin, CEO Facebooka wyjaśnia, że doszło do nadużycia zaufania i zapewnia, że podjął kroki, by podobna sytuacja nie powtórzyła się w przyszłości. Na koniec dziękuje za wiarę w tę społeczność. Każdy, kto śledził od początku aferę wokół Cambridge Analytica, ziewnie kilkukrotnie podczas lektury tego krótkiego przecież tekstu.

Do kogo skierowane są przeprosiny Zuckerberga?

Do nikogo! To po prostu sztuczka iluzjonisty, mająca pokazać, jak bardzo szef Facebooka przejmuje się aferą. To też zmyślna próba ukrycia jej prawdziwego charakteru. Cały świat pisze właśnie o przeprosinach, zapominając paradoksalnie o istocie sprawy. Przypomnijmy zatem, że Cambridge Analytica zebrała dane z dziesiątków milionów kont, których właściciele nie wzięli udziału w quizie stworzonym przez rosyjskiego naukowca, Aleksandra Kogana.

Przeprosiny Zuckerberga to również specyficzne zapewnienie inwestorów o tym, że wszystko jest pod kontrolą. Owszem - zdaje się pisać między wierszami Mark - powinęła nam się noga,, ale jedziemy znów po właściwym torze.

Przeprosiny Zuckerberga nie dotrą tam, gdzie powinny, czyli do użytkowników.

To kolejny paradoks. Ich tekst jest publiczny, piszą o nich media na całym świecie, ale większość użytkowników nadal pozostanie w błogiej nieświadomości.

Nie wierzycie? Spójrzcie w aktualności na waszym Facebooku. Czy od wybuchu afery, coś się na nim zmieniło? Ja nadal widzę, że moi znajomi beztrosko udostępniają wyniki infantylnych quizów. Chwalą się np. rzekomym podobieństwem do celebrytów, typowanym przez prymitywny algorytm dopasowania zdjęć. Wrzucają na tablicę analizy własnego charakteru, tak samo wiarygodne, jak horoskopy w tygodnikach dla gospodyń domowych.

Nie przestali też dzielić się ze znajomymi... fake newsami, co bardzo dobitnie wypunktował Paweł Nowacki.

Krajobraz po ujawnieniu skandalu wokół Cambridge Analytica jest przygnębiający.

Mark Zuckerberg przywdział pokutną włosiennicę, posypał głowę popiołem i robi właśnie na kolanach rajd po dużych mediach, by pokazać, jak bardzo żałuje tego, co się stało. Ten obraz kłóci się z tym, co przedstawili wcześniej:  Christopher Wylie, analityk z Cambridge Analytica oraz były menadżer Facebooka, Sandy Parakilas. Zgodnie z tymi relacjami, Facebook nie tylko nie dbał o dane użytkowników, ale miał wystarczająco wiedzę, by podjąć środki zaradcze, gdy dowiedział się o aferze. Warto jeszcze raz przywołać bardzo ważny fragment wypowiedzi Parakilasa, bo świetnie pokazuje stosunek firmy do problemu:

REKLAMA

Zuckerberg nie przeprasza więc za to, że jego platforma stała się kopalnią informacji dla podejrzanych firm w rodzaju Cambridge Analytica. Robi to, bo został przyłapany na gorącym uczynku i po prostu inna postawa byłaby nie na miejscu. Gdy szef największego serwisu społecznościowego świata zdecydował się wreszcie przerwać milczenie, dotarło do mnie, że nadzieje na to, że skandal go pogrąży, były zbyt naiwne.

Przyznaje bowiem, że przez bardzo krótki czas wierzyłem, że mamy do czynienia z najważniejszą aferą w historii Facebooka. Taką, która zmieni oblicze mediów społecznościowych. Myliłem się.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA