W 2022 r. skonały media społecznościowe, jakie znaliśmy. Nie będziemy tęsknić
Degrengolada Twittera to jedno, bo problem mediów społecznościowy jest dużo większy i bardziej skomplikowany. Wydaje się jednak, że 2022 był rokiem, w którym największe platformy znalazły się nad przepaścią. Dalsze takie działanie może zrzucić je w otchłań.
Twitter to przykład skrajny, ale pokazujący, do czego mogą doprowadzić rządy przekonanego o własnym geniuszu miliardera. Weźmy ostatnią zmianę, jaką jest licznik wyświetleń. Niby nic, ale ikonka ulokowana jest w takim miejscu, że większość użytkowników zwyczajnie irytuje. Tą funkcją Elon Musk chciał pokazać, że Twitter to opiniotwórcze miejsce, wysyłając czytelny sygnał: nie odchodźcie, bo to tutaj jest publika. Efekt mocno różni się od oczekiwań. Np. obserwujący profil Washington Post mogli zobaczyć, że wpisy docierają do garstki śledzących. Możesz mieć miliony followersów, ale nieliczni widzą, co piszesz. To nie jest coś, czym Twitter powinien się chwalić.
Bardzo łatwo skwitować, że to problem wszystkich mediów społecznościowych. I w tym właśnie rzecz. Największe platformy od lat tak działały. Algorytmy były niejasne, rządziły się swoimi prawami, a ich łaska – nieprzewidywalna. Jako użytkownicy staliśmy się masą, która ma klikać, oglądać, a nie być. Chaotyczne i nieprofesjonalne działania Elona Muska doprowadziły do tego, że coraz więcej osób stwierdza, że to nie ma sensu i potrzebna jest alternatywa.
To jednak nie przypadek, że problemy Twittera zbiegły się z kłopotami Mety. Owszem, Musk robił wszystko, żeby przyćmić negatywne wydarzenia dziejące się u konkurencji, ale nawet on nie był w stanie ukryć fali zwolnień w Facebooku. Z pracą pożegnało się 11000 osób, co stanowiło 13 proc. ogółu zatrudnionych. Wszystko po to, aby Meta Platforms mogło radykalnie obniżyć koszty funkcjonowania w obliczu aż 70-procentowego spadku wyceny giełdowej.
O tym, że "Facebook umiera", mówi się od dawna
Skoro platformy nie pogrążyły ogromne skandale, to czemu teraz kolos miałby upaść? Może dlatego, że Mark Zuckerberg chodzi z głową w chmurach i opowiada bajki o metaverse, których jednak nikt nie chce słuchać. Nawet sami pracownicy.
"To jest świat przyszłości, tylko wizja tego świata pojawiła się nam trochę za wcześnie" – mówił w rozmowie ze Spider's Web+ profesor Jan Kreft, autor książki "Władza algorytmów. U źródeł potęgi Google i Facebooka". Jednocześnie dodaje, że "obserwujemy dziś kryzys obecnego modelu biznesowego zaoferowanego przez największe firmy technologiczne".
I faktycznie. Takich problemów ani Twitter, ani Facebook w swojej historii nie miały i to nie jest przypadek. Okazało się, że nie da się afer i niewygodnych kwestii zamiatać pod dywan. Może Jack Dorsey celowo robi z siebie ofiarę, uderzając się w pierś za decyzje podejmowane podczas rządzenia Twitterem, ale w jego słowach jest przecież dużo racji: dla technologicznych kolosów od lat ważniejszy był zysk, a nie użytkownik. Mało kto chciał myśleć o wpływie na świat. I teraz się to odbija.
Największe platformy społecznościowe obrywają na wielu frontach
Mają problemy wizerunkowe, spada liczba użytkowników, wycena na giełdzie, a do tego na plecach czuć oddech polityków. To wszystko dzieje się niemal w tym samym czasie. Mogę chwalić TikToka za to, że daje poczucie bycia widocznym, ale trudno przejść obojętnie wobec takich faktów jak śledzenie dziennikarzy. Albo decyzji tajwańskich władz, że urzędnicy nie mogą korzystać z platformy tak ściśle powiązanej z chińskim rządem. TikTok jest elementem pewnej wojny pomiędzy światem zachodu a Chinami, ale to przede wszystkim platforma społecznościowa, która cierpi na te same bolączki co inni. Czyli podejście do prywatności czy sposób traktowania użytkownika.
Zmienić muszą się media społecznościowe, ale też ci, którzy na nich zarabiają
W tym roku UOKiK w końcu zabrał się za influencerów, wypuszczając sugestie, jak oznaczać reklamy. Wprawdzie to od dobrej woli celebrytów zależy, czy się dostosują, ale widmo kary krąży: za nieprawidłowe oznaczanie treści reklamowych grożą konsekwencje prawne, włącznie z zapłatą kary pieniężnej do 10 proc. obrotu. To też dobry przykład na to, że nawet w Polsce dostrzega się to, że media społecznościowe po prostu muszą się zmienić.
Kiedy rozmawiałem z Marcinem Napiórkowskim o jego książce "Naprawić przyszłość", zauważył, że w latach 60. ubiegłego wieku wielkie firmy zatruwały środowisko i twierdziły, że inaczej funkcjonować się nie da. Po latach jednak udało się opracować standardy i dawna "normalność" to dziś skandal i surowe kary. Co za tym idzie, powinniśmy dać sobie radę również z technologicznymi molochami, które dziś alergicznie reagują na sugestie ich naprawy. Pokrzyczą, pokrzyczą i też będzie po bólu? Mam wrażenie, że 2022 jest właśnie zwiastunem takich zmian i dostrzeżenia, że musimy skończyć z metaforycznym wrzucaniem nieczystości "do studni, z której wszyscy pijemy".