REKLAMA

Lecimy na rekord! Już w 2024 roku możemy przekroczyć klimatyczny Rubikon

Od dekad naukowcy ostrzegają o katastrofalnych skutkach emisji gazów cieplarnianych i konieczności jak najszybszego ich ograniczania. W ostatnich latach problem ten obecny jest także elementem codziennej debaty publicznej. Problem w tym, że wiele się o tym mówi, a przemysł - niczym karawana - działa tak, jak działał od zawsze.

el nino
REKLAMA

Zdumiewającym przykładem ignorowania problemu, który dotknie każdego zakątka na naszym globie jest postawa koncernu paliwowego Exxon, który już od lat siedemdziesiątych doskonale wiedział o zgubnych skutkach swojej działalności, a mimo to dyskredytował naukowców zajmujących się zmianami klimatu i prowadził swoją działalność, która niszczyła środowisko naturalne.

REKLAMA

Niestety żyjemy w czasach, w których nie można już mówić o tym, że musimy ograniczać zużycie paliw kopalnych, aby zapewnić jasną przyszłość naszym dzieciom i wnukom. Żyjemy w czasach, w których katastrofa już się rozpoczyna i sami zdążymy jeszcze za swojego życia doświadczyć bolesnych skutków własnej ignorancji.

Czytaj także:

El Niño powraca

W najnowszym artykule opublikowanym przez brytyjskie biuro meteorologiczne Met Office naukowcy wskazują, że w marcu zakończy się trwająca od trzech lat faza La Niña i już pod koniec obecnego roku klimat na Ziemi może zostać zdominowany przez El Niño, zjawisko pogodowe, którego główną cechą jest utrzymywanie się wysokiej temperatury na powierzchni wody w okolicach równika.

Jeżeli faktycznie tak się stanie, to już w 2024 roku - w roku, w którym człowiek miał triumfalnie wrócić na powierzchnię Księżyca - po raz pierwszy wzrost temperatur względem temperatur sprzed ery przemysłowej przekroczy 1,5 stopnia Celsjusza.

Zarówno La Niña, jak i El Niño to zestawy zjawisk pogodowych, które opisują zmiany klimatu na Ziemi w zależności od zmieniających się temperatur powierzchni mórz i oceanów w równikowym rejonie Oceanu Spokojnego. O ile w trakcie fazy La Niña temperatury są niższe od długoterminowej średniej, o tyle w trakcie fazy El Niño temperatury wychodzą powyżej tejże średniej.

Jeżeli zmiana na El Niño w tym roku będzie silna i zdecydowana, a temperatury powierzchni oceanu wzrosną do poziomu 3 stopni Celsjusza wyższego od średniej wieloletniej, średnie temperatury na powierzchni Ziemi mogą wzrosnąć o 0,3 stopnia Celsjusza i osiągnąć wspomniane wyżej 1,5 stopnia Celsjusza powyżej średniej sprzed ery przemysłowej.

Dlaczego akurat 1,5 stopnia Celsjusza, a nie 2 czy 3?

Otóż zaledwie osiem lat temu, w 2015 roku rządy wielu państw na świecie podpisały tzw. paryskie porozumienie klimatyczne, w którym zobowiązały się do ograniczenia wzrostu temperatur na świecie do 1,5 stopnia Celsjusza, aby uchronić świat przed katastrofą klimatyczną. Jak widać długo na osiągnięcie punktu granicznego nie musieliśmy czekać.

REKLAMA

Warto jednak zauważyć, że jednorazowe przekroczenie tej granicy jeszcze nie oznacza niczego. Porażką porozumień paryskich byłoby utrzymywanie się średnich temperatur na poziomie powyżej 1,5 stopni Celsjusza przez kilka dekad. Z pewnością takie ryzyko istnieje, bowiem mamy do czynienia z trendem wzrostowym. Wciąż jednak mamy szansę na odwrócenie trendu i ograniczenie skutków zmian klimatycznych.

Co więcej, opublikowane przez Met Office prognozy także nie są dokładne. Wielu klimatologów przekonuje, że przewidywanie pojawienia się El Niño pod koniec roku już w styczniu to jednak wróżenie z fusów. Więcej, jeżeli nawet faktycznie El Niño się pojawi, to nie wiadomo, czy będzie to zmiana na tyle zdecydowana, aby dociągnąć nas do 1,5 stopnia Celsjusza, czy też będzie znacznie łagodniejsza. Na weryfikację modeli przyjdzie nam zatem jeszcze trochę poczekać.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA