Ryanair zmieni wygląd samolotu. Dzięki temu zaoszczędzicie na bilecie
Ryanair chce oszczędzać i tym razem wyjątkowo nie na obsłudze pasażerów. Przewoźnik dokona modyfikacji niewielkiej części samolotu, co powinno zmniejszyć spalanie o mniej więcej 1,5 proc. Nie bójcie się, to bezpieczne, a w dodatku lowcost będzie miał mniejszy apetyt, by przerzucać rosnące koszty paliwa na ceny biletów.
Ryanair ogłosił właśnie, że ma zamiar wydać 200 mln dol. na modyfikację wingletów. Wiem, zapytacie pewnie teraz co to jest ten winglet? Chodzi tu o tę zaokrągloną ku górze część skrzydła nazywana też skrzydełkiem aerodynamicznym. Linie lotnicze uwielbiają umieszczać na nim swoje logo, ale wbrew pozorom nie chodzi o to żeby pasażerowie wpatrywali się w nie godzinami przez okno.
Winglety pełnią w samolocie kilka funkcji, wśród których najważniejszą jest zmniejszanie oporu powietrza, co przekłada się na delikatną redukcję spalania paliwa. Oprócz tego tłumią wibracje i skracają długość "rozbiegu", który maszyna potrzebuje w trakcie podrywania się do lotu.
Obecnie winglety w samolotach Ryanaira wyglądają w taki sposób:
W nowych maszynach zamówionych przez irlandzką linię skrzydełka aerodynamiczne zupełnie zmieniają kształt. Poniżej możecie zobaczyć, jak Boeing zawalczył o poprawę aerodynamiki w modelu 737 MAX.
Oficjalnie nazwano go Boeingiem 737-8200 Gamechanger
Ta zmiana była konieczna, bo po wypadkach z udziałem MAX-ów sprzed kilku lat kierownictwo koncernu obawiało się, że pasażerowie będą bali się latać samolotami o takiej nazwie.
Szef Grupy Ryanair Michael O'Leary wielokrotnie zachwalał nowy model amerykańskiego producenta i zamówił go w hurtowych ilościach. Sęk w tym, że gigant nie wyrabia się z realizacją. Ryanair zgłosił zapotrzebowanie na 132 maszyny. Do końca tego roku powinien otrzymać zgodnie z umową 21 z nich, ale już wiadomo, że trudno będzie o dostawę nawet połowy z nich.
O'Leary w swoim stylu zwyzywał już kierownictwo Boeinga, stwierdził, że zarząd firmy biega jak bezgłowe kurczaki, a potem wziął się do roboty i postanowił działać na własną rękę. Nowy model koncernu pali kilkanaście procent mniej paliwa niż jego poprzednicy. Irlandczyk jak widać uznał, że warto schylić się nawet po 1,5 proc.
Właśnie tyle jego zdaniem stare Boeingi 737 są w stanie zmniejszyć swój apetyt na kerozynę jeżeli zmodyfikuje im się winglety. Kwota, jaką menedżer lowcostu chce przeznaczyć na te usprawnienie może wydawać się szokująca, ale tylko na pierwszy rzut oka.
Ryanair ma w swojej flocie ponad 400 Boeingów 737-800NG
Po wzroście cen paliwa lotniczego jedna wycieczka takim sprzętem mocno podrożała. Spalanie wynosi około 27,7 l na pasażera na dystansie 1000 km. Średnia tegoroczna cena paliwa lotniczego to 140 dol. za baryłkę (160 litrów). To oznacza, że sam koszt paliwa na takim dystansie w przeliczeniu na osobę wynosi 105 zł, zakładając, że samolot jest wypełniony w 100 proc.
Trzymając się wersji O'Leary zmiana wingletów zetnie żarłoczność boeingów o 0,4 litra na 1000 km. Przy obecnym kursie dolara - jakieś 4 zł. Czy to dużo? Myślę, że nie bardzo, choć mówimy tu o przewoźniku, który potrafi sprzedawać bilety za kilkadziesiąt złotych. Istotny jest jednak jeszcze jeden czynnik - wahania cen paliwa lotniczego były w ostanim czasie tak duże, że na przestrzeni kilku miesięcy potrafiło ono podrożeć dwukrotnie.
Średnia cena biletów w Ryanairze to obecnie 40 euro, ale O'Leary straszy, że w ciągu kilku lat wzrośnie do 50 euro. Lowcost inwestuje właśnie pieniądze, by ten wzrost złagodzić albo odsunąć go w czasie, bo umówmy się, że droższe bilety przewoźnikowi wcale nie są na rękę.
Miło, że tym razem oszczędności polegają na modyfikacji kształtu samolotu, a nie dalszych cięciach rozmiaru bagażu albo wprowadzaniu zaowalowanych opłat dodatkowych.